Prości ludzie nie rozumieją awangardy

27 1 1
                                    

"II prawo Keplera" widnieje napis w moim zeszycie Dziś zupełnie nie potrafię się skupić na materiale, bo ciągle krąży mi  po głowie sobotnie zdarzenie.

***

-Jezus!-chowam twarz w dłoniach.

-Uspokój się-macha na mnie rękoma Marek.

-Przecież on pomyśli, że my...-ciężko oddycham.-co z tego, że nic nas nie łączy skoro to tak wyglądało.

-Nie chcę oskarżać kogoż to wina-kręci głową.

***

Wzdycham ciężko, że mój głos odbija się echem po klasie. Jestem dziś wrakiem człowieka. 

Czasem się zastanawiam co  by było gdyby...

Gdybym wybrała inne liceum, inny kierunek... Byłabym szczęśliwsza? A może nadal wymagałabym specjalistycznego leczenia. Patrzę na moje ręce i widzę blizny po sznytach. Dziwne, że jeszcze nikt nie zauważył... albo nikt nie chce widzieć.

***

To takie dziwne. Moje życie jest bardzo dziwne. Zupełnie niczym parodia. Parodia życia. Co by było gdybym napisała parodię mojego życia, tym samym jego normalną wersję? Byłoby lepsze? 

-O czym myślisz?-pyta mnie Kira, która siedzi obok mnie. Właśnie mamy zastępstwo za angielski z jakimś starym gościem, który właśnie grzebie coś w swoim komputerze i nie zwraca na nas uwagi.

-O niczym specjalnym...-wzdycham i tym samym ją zbywam. Kira kiwa podejrzanie głową, ale nie drąży tematu. Zamiast tego poprawia tylko swoją czerwoną spódnicę, po czym przegląda się w lusterku. Czuję si ę dziwnie. Naprawdę chciałabym napisać coś takiego. Czy nie jest zbyt perwersyjnym opowiadanie o romansie naszych profesorów? Można dla pewności zmienić im imiona... Zacznijmy od... Profesora Wrzeszcza. Wrzeszcz... hm... Krzycz? Piszcz? Piszcz! To jest dobre nazwisko! Łukasz Piszcz. A Profesor Marcin Wuwszedł? Może Wranik? Wranik to dobre nazwisko...

-Dlaczego Wranik?-pyta mnie Żustyna, która człapie obok mnie na korytarzu.

-Czy ja to powiedziałam na głos?-czuję jak się czerwienię. Mam nadzieję, że jedyną osobą, która to słyszała była Żustyna. Patrzę jak moja znajoma mruga pośpiesznie.

***

W pomieszczeniu rozbrzmiewa dźwięk przekręcanego kluczyka w drzwiach. Wchodzę do mieszkania, a potem do pokoju, gdzie rzucam torbę na ziemię obok łóżka. Przeciągam się niezgrabnie i włączam komputer, by zająć się pisaniem opowiadania. Mam tyle pomysłów w głowie. Zacznijmy ode mnie. W sumie nie muszę się bardzo różnić. Chyba łatwiej będzie mi się utożsamić z moją postacią jeśli wprowadzę tylko parę małych zmian. Kira jest piękna,zgrabna i ma cudowne włosy... Zastanawiam się jakby zareagowała, gdybym ją troszkę zmodyfikowana. Żustyna? Może Justyna... Marysia może być gothką Anastazją. Bo czemu nie? A Marek? Bardzo męski, oficjalny i dorosły. Co gdyby był kobietą? To samo zrobię z Paulem! Moje najokropniejsze dzieło! Pozostaje jedynie Edward, ale to wymyśli się już w praniu. O kimś zapomniałam? Chyba nie... 

Patrzę na moją skończoną pracę. Jestem z siebie dumna, ale czuję, jak burczy mi w brzuchu  więc postanawiam zrobić sobie makaron. Wysyłam link do mojego dzieła znajomym. Wchodzę więc do kuchni i zabieram się za przygotowywanie żarcia. Nagle dostaję wiadomość na Facebooku. To nasz chat, gdzie znajdują się wszyscy moi przyjaciele z klasy, a precyzując właśnie napisał Marek.

Marek: Witam Szanowną Panią Annę. Czy mógłbym się dowiedzieć, o chuj chodzi?

Ania: O co ci chodzi?

Marek: Twoje opowiadanie. Dlaczego uczyniłaś mnie kobietą?

Ania: Bo tak jest śmieszniej xd

Żustyna: Już mogłaś zostawić Żustynę... To imię kompletnie nie ma polotu. :/

Wzdycham. Ci ludzie kompletnie nie rozumieją sztuki. Wracam do przyrządzania spaghetti. Gdy jestem w trakcie jedzenia nagle dostaję kolejne powiadomienie na chacie. Tym razem od Kiry. Ups.

Kira: WTF?!?!?!?!

Ania: Eeee ups?

Kira: Co to kurwa ma być? Sugerujesz mi coś?

Ania: Nie...

To chyba był błąd. Wzruszam tylko lekko ramionami i kończę jedzenie. Dlaczego inni są tak negatywnie tylko nastawieni?

***

Wtorek. Minął już polski, więc teraz czekam grzecznie pod dwunastką na rozpoczęcie się kolejnej lekcji. Ludzie z mojego kręgu znajomych są dzisiaj podirytowani. Już na dzień dobry zdążyłam oberwać jakimś argumentem, że "Nie szanuję ludzi" i w ogóle to "Kto chce tak żyć? Przecież to jest do kitu!". Może to jednak było błędem? Może przesadziłam? Dziwi mnie jedynie to, że ciągle mam wrażenie, że o kimś zapomniałam w tej opowieści, jakkolwiek zła by ona nie była. 

Drzwi od sali nagle się otwierają razem z dzwonkiem. Tak jakby Wrzeszcz czekał z zegarkiem w ręku po drugiej stronie.

-Dzień dobry-witam się z nim, przechodząc przez próg. Rumienię się na widok jego koszuli. Przecież to ta, którą kupował w sobotę. Ciekawe czy on jeszcze to pamięta...

-Masz pożyczyć długopis?-słyszę za mną żeński głos. Obracam się i widzę przed sobą czarnowłosą dziewczynę, niewiele wyższą ode mnie. Kiwam w jej stronę głową i wyciągam z piórnika jeden z moich zapasowych mazaków.

-Dzięki-szczerzy się. Ja odpowiadam jej tym samym uśmiechem. Zanim ona zdążyła się oddalić zauważam na jej koszulce wzór truskawki. A może to malina?

-Cisza!-krzyczy profesor czym wyprowadza mnie z letargu. Szybko siadam na swoim miejscu, obok Marka, by nie podpaść jak poprzednim razem.

Wrzaski z PaszczyWhere stories live. Discover now