Czerwony smok: Rozdział 3

Start from the beginning
                                    


- Wolimy iść z tobą panie! Niebezpiecznie jest tu przebywać o tej porze. Może przydziel nam chociaż myśliwego- Obaj zaprotestowali. Bali się mimo , że przebywali tu niejednokrotnie. 


- Zawsze możecie wrócić do domu. A wkrótce wasza wioska dowie się, że uciekliście na widok paru dziwnie wyglądających drzew! Nie zatrzymuję was. Pamiętajcie jednak, że nic nie dostaniecie za tchórzostwo! - Powiedział stanowczo.

Czy skuszeni nagrodą, czy obawą przed utratą szacunku w wiosce, postanowili zostać i nam pomóc.

 Udali się na poszukiwania. Wkrótce zniknęli wśród zarośli. Przyspieszyłem nieco kroku. Pragnąłem jak najszybciej się stąd wydostać. Nie chciałem zostać pożartym żywcem przez coś więcej niż zwierzęta.


- Nie chcę hrabi martwić. Co, jeśli jej nie znajdziemy? - Starałem się dotrzymać mu kroku, chociaż miał wyraźnie lepszą kondycję od demie.

- Jest moją siostrzenicą. A ponieważ moja siostra powierzyła mi nad nią opiekę całą, wina spadnie na mnie. Znasz moją siostrę i wiesz co może zrobić jej mąż, jeśli dowie się, że jego córka zaginęła. Znienawidzą mnie. Lepiej się módlmy, aby się znalazła. - Hrabia był religijnym człowiekiem, który szanował swoją siostrę zwłaszcza od kiedy wyszła za mężczyznę z królewskiego dworu. Nie znałem go osobiście, ale słyszałem, że był wpływowym człowiekiem. Niepokoiło mnie to, co się stanie, jeśli jej nie znajdziemy. Zwolniłem kroku, by się dobrze rozejrzeć. Światło wpadające za drzew robiło się coraz słabsze. Wkrótce zapewne zaczną panoszyć się tu wilki. Wilgoć dało się czuć wszędzie pomimo suszy, poza lasem. Im głębiej znajdowaliśmy się w lesie, tym lepiej słyszeliśmy zwierzęta. Zupełnie jakby czekały na nas w samym centrum o ile w ogóle tam trafimy. Myśliwy mówił, że wkrótce będziemy musieli wracać. Pan Edward nie wyglądał na zadowolonego z tej informacji. I właśnie, wtedy kiedy psy znalazły podarty kawałek sukienki małej Riny w lesie zapanowała ciemność. Było za wcześnie na zajście słońca. Podejrzewałem, że chmury musiały je zasłonić. Wuj dziewczynki pomimo nalegań myśliwego nie zgadzał się na powrót. Był uparty i nie pomogły ostrzeżenia myśliwego przed niebezpiecznymi stworzeniami. Obawiałem się, że będziemy musieli tu nocować. I o ile za dnia las wydawał się ciekawym miejscem na polowanie, tak nocą mroził krew w żyłach każdego, kto się wtedy w nim znalazł. Wydawało się, że ktoś na nas patrzy. Zwierzęta wkrótce przestaną być w stosunku do nas tak nieśmiałe i wyjdą z ukrycia. Tego się obawiałem. Trzymałem kuszę gotowy wystrzelić bełt w kierunku źródła wszelkiego ruchu. Sam regularnie odwiedzałem las, ale nigdy nocą. I nigdy nie byłem tak daleko. Tę część, nazywa się domem legend, przystanią mitów, i progiem między światem żywych i martwych. Gdzie nawet myśliwi rzadko zaglądają. Dotychczas sądziłem, że to przez tajemniczość tego miejsca. Było tak ciemno, że ledwo co kol-wiek widziałem. Oczy płatały mi figle, ponieważ wydawało mi się, że widziałem przebiegającego przed nami człowieka. A nawet czułem, że drzewo na nas patrzy. Ciągle rozmawialiśmy nawołując nieszczęsną Rinę. Cisza była czymś, co prowadziło do obłędu w takich chwilach, a najdrobniejszy dźwięk sprawiał, że serce chce wyrwać się na zewnątrz. Zamiast jej głosu usłyszeliśmy tupot kopyt. To było nieznane, ciężkie, czworonożne zwierzę pędzące w naszą stronę. Koń jednak nie dałby rady biec przez las. Nie dałby rady tędy biec. Nie wspominając o zwierzętach, które mogłyby go zaatakować. Oprócz tupotu było słychać jeszcze pohrukiwanie, a nawet warczenie. Nie potrafiłem rozpoznać, do czego należał wydawany dźwięk. Niewyraźna sylwetka sugerowała dzika i to dość sporego. Nie zastanawiając się posłaliśmy, bestii parę bełtów. Nie zatrzymały zwierzęcia, które szarżowało w naszą stronę. Był zbyt blisko nas , więc nie mogliśmy strzelić do niego drugi raz. Przerażone psy skomląc pociągnęły myśliwego do ucieczki. Ruszyliśmy za nim, nie wiedząc co dokładnie nas ściga. Chcieliśmy uciekać na drzewa te jednak wydawały się Przez to, że uciekaliśmy wąwozem nie myśleliśmy o tym, by wdrapać się na drzewa. Naprawdę nie miałem pojęcia, kiedy zgubiłem hrabię i myśliwego. Straciłem równowagę i ześlizgnąłem się po miejscu, gdzie musiał płynąć leśny strumyk. Gdy wstałem, biegłem nadal napędzany przez własny strach. Dopiero kiedy przestałem słyszeć ludzi, którym towarzyszyłem, zatrzymałem się. Serce biło mi jak szalone. Musiałem przyklęknąć, by złapać oddech. Myślałem, że coś rozerwie mi płuca. Czułem pod nogami wilgotną ziemię i liście. Ciągle byłem przerażony i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że jestem tu sam. Kiedy mój oddech nico zwolnił,wstałem. Próbowałem dostrzec coś w tym mroku. Gdy się uspokoiłem dużo łatwiej, było mi zobaczyć kontury drzew i krzewów. Sięgnąłem do pasa, by użyć rogu. Nie było go tam ani gdzie się zatrzymałem. Musiał mi się odczepić, kiedy się wyślizgnąłem. Krople potu spłynęły mi po czole. Nawoływałem więc, w nadziei, że ktoś mnie usłyszy. Nie usłyszałem odpowiedzi na wołanie. Postanowiłem iść tak długo aż odnajdę wyjście z lasu. Wędrowałem tak długo nieskupiony praktycznie wcale na szukaniu Riny aż cienie roślin nie znikły mi przed oczami. Oznaczało to, że znalazłem polanę. A mój wzrok nagle się wyostrzył, gdy ujrzałem niewielką iskrę światłą w oddali. Było zbyt daleko by stwierdzić co to za światło. Instynktownie zacząłem za nim podążać. Wędrówka ku niemu zaczęła się wydawać nieskończona. Aż wreszcie zobaczyłem, że to ogień, przy którym stoi ciemna postać na tle długich płomieni. Nie byłem pewien czy umysł płatał mi wtedy figle ze zmęczenia, czy widziałem to naprawdę. Postać miała długie, rozczochrane włosy, których końce rozpływały się niczym mgła i zielone oczy. Gdy się zbliżyłem , myślałem, że wiedzę niewysoką kobietę. Podszedłem, by się przyjrzeć. Miałem się ucieszyć uradowany, że kogoś znalazłem, ale instynkt nagle kazał mi się zatrzymać. Wtedy też moje oczy ujrzały szpiczaste i długie rogi oraz oczy tak zielone, że aż świecące światłem o tym kolorze. Postać ta posiadała ogon niczym u jaszczura i wydłużony pysk. A jej ubrania były podarte. Po tym, jak ją ujrzałem wydała z siebie przerażający ryk, niczym bestia. Ryczała przeraźliwie, gdy nagle wyrosły jej skrzydła. Po ich pojawieniu się skuliła. Ryk robił się coraz głośniejszy, a postać robiła się coraz większa. Odskoczyłem, kiedy zobaczyłem potwora, który okazał się był smokiem! Bestia rozłożyła wielkie skrzydła. Ogień ukazał jej czerwone łuski, na których były wymalowane tajemnicze białe wzory.  

 Machnęła długim ogonem i odbiła się od ziemi za pomocą silnych szponów. Zniknęła, gdy tylko machnęła skrzydłami. Zostawiła po sobie rozerwane ubrania i dogasający ogień. Pomimo okropnego lęku, jaki wtedy czułem, podbiegłem do ognia. Natychmiast wrzucałem do niego co popadnie. Powinienem uciekać, ale ważniejsza było przetrwanie. Noc była zimna a ja nie wiedziałem, czy znajdę stąd wyjście. Kiedy ogień był dość duży, by mnie ogrzać,usiadłem przy nim . Poczułem się dużo bezpieczniej, mimo że byłem głodny i sam. Jedyne czego się bałem to, że bestia może wrócić. Zacząłem myśleć o tym stworze. Zdecydowanie wyglądał na smoka. Smok w lesie był czymś podejrzanym. Mój umysł nie potrafił tego o pojąć. A co dopiero transformacji tej istoty, Słyszałem o ludziach ze zwierzęcymi duszami, którzy w nocy przybierali zwierzęce sylwetki. To nie przypominało niczego podobnego. Była noc. Ciemna i wszechobecna bez gwiazd, bez nadziei. Byłem głodny, spocony i przerażony. Powieki robiły się ciężkie, a myślenie było coraz trudniejsze. Nim się spostrzegłem zasnąłem wpatrzony w ogień. Przemęczenie wygrało ze strachem.

Mój sen był niczym sen martwego. Była ciemność i pustka, zupełnie jakbym nie istniał. Gdy się obudziłem, natychmiast zerwałem się na równe nogi. Równie szybko tego pożałowałem, gdyż całe ciało mnie bolało po nocy pełnej ucieczki. Na dodatek byłem cały brudny. Uśmiechnąłem się jednak ciesząc się, że widzę światło. Intensywnie zielone liście i ściółkę. Nieopodal rosły jagody. Wyraźnie było widać, że jestem na polanie. Ku mojemu zdziwieniu ogień się jeszcze palił. Wyraźnie słabiej, ale jednak. Zmęczony, a jednocześnie głodny podbiegłem do krzaków jagód na skraju polany, po wypalonej przez płomienie trawie. Miałem je zbierać, kiedy ujrzałem wśród nich mały ognisty okrąg. Wydało mi się to dziwnie, więc zbliżyłem się przyjrzeć. Zamarłem. W małym ognistym okręgu leżała śpiąca dziewczynka o czarnych włosach i w liliowej sukience.

- Rina! - Niemal krzyknąłem, gdy ją ujrzałem.

Dziecko otworzyło jedno niebieskie oko, a potem drugie, nic nie mówiło, ale wydawało się świadome tego, co się dzieje. Delikatnie podniosłem ją z tego okręgu i wziąłem na ręce. Była lekka. Miała tylko trochę podartą sukienkę i była cała brudna, ale poza tym wydawało się, że była cała i zdrowa. Patrzyła na mnie swoimi niewinnymi oczyma. W rączce trzymała kępkę sierści należącą do jakiegoś stworzenia. Nie powiedziała ani słowa. Czułem, że smok ma coś z tym wspólnego. Do tego ten ognisty krąg. Gdy dochodziłem do ogniska i ujrzałem hrabie Edwarda z myśliwym i jednym chłopem. Odetchnąłem z ulgą na ich widok. Bez słowa podałem siostrzenice Edwardowi. Był zdumiony, zdziwiony nawet przerażony, a jednak uradowany! Rzadko kiedy widuję tyle emocji na jednej twarzy.

- Dziękuję ci Leonardzie, że ją odnalazłeś! Opowiedz mi wszystko! - Krzykną uradowany. Podejrzewał, że chciał mnie teraz uściska


- Opowiem, gdy wrócimy- Odpowiedziałem, po czym niespodziewanie zemdlałem. Zbyt wiele mnie spotkałobym mógł utrzymać się teraz na nogach.

Czerwony smokWhere stories live. Discover now