Rozdział siódmy

8 1 0
                                    

Dziewiątka nastolatków patrzyła bezradnie na to jak Evie i Aarona porywa wielka fala. Gniew i bezradność, którą wtedy odczuli sprawiła, iż ich moce wzrosły. Julia i Gabrielle błyskawicznie opanowały żywioły i żegluga znów stała się lekka i prosta. Grupa stała, patrząc tępo w punkt przy którym ostatni raz widzieli przyjaciół.

- Evie. Aaron. - Mruknęła cicho Bianca.

- Co robimy? - Zapytała Renee.

- To co chcieliby byśmy zrobili. - Zaczął smutno Pablo.

- Zmierzamy do celu.

- Jak to?! - Zdziwiła się Kate. - Przecież mogli utonąć.

- Ostatnim razem magia tej krainy zawsze plotła nasze losy i ścieżki. Zrobi to i tym razem. - Odparła pewnie Lucy, mierząc nową koleżankę krytycznym spojrzeniem przez co dziewiętnastolatka zamilkła. Pogrążeni w ciszy wrócili na swoje stanowiska, aby kontynuować podróż.



Aaron został zbudzony przez jasne promienie słońca. Odgrodził dłonią oślepiający blask, a po chwili zaczął odkasływać piasek i wodę morską. Usiadł i rozejrzał się wokoło. Był na plaży. Przed nim rozciągało się morze. Obok niego leżała Evie.

- Evie! Evie! Zbudź się! - Budził koleżankę, trzęsąc jej ramieniem. Lękał się o nią, ponieważ miała rozcięty i zakrwawiony łuk brwiowy, lecz po chwili i ona zaczęła kaszleć i otworzyła oczy.

- Aaron. - Wyszeptała słabo i usiadła obok niego. Dotknęła rany i ujrzała krew spływającą jej po palcach po czym zobaczyła zerwaną nogawkę przyjaciela, poszarpaną skórę oraz opuchliznę.

- Jesteś ranny.

- Ty też. - Stwierdził. Evie klęknęła obok i ułożyła dłonie kilka milimetrów od rany. Zamknęła oczy, a wtem z jej dłoni dobiegło białe światło, które zaczęło uzdrawiać chłopaka. Po chwili noga wyglądała całkowicie normalnie.

- Dziękuję. A co z tobą? - Spytał z troską. Dziewczyna uśmiechnęła się blado i dotknęła swego czoła, ale mimo skupienia nic się nie działo.

- Widać nie działa na mnie. - Przyznała.

- Zaczekaj chwilę. - Poprosił przyjaciel. Oderwał rękaw swojej koszuli i oczyścił go w morskiej toni po czym wykręcił i oblał wodą pitną z baniaka w jego plecaku. Oczyścił ranę koleżanki, a następnie opatrzył ją, wyczarował grudki lodu, które położył na opatrunku i obwiązał je, aby cały czas schładzały dziewczynę.

- Dziękuję. - Szepnęła.

- Nie masz za co. Napij się. - Rozkazał, podając jej wodę. Upiła kilka łyków i podała ją kompanowi, aby on także się nawodnił. Po zakończeniu owej czynności, postanowili wstać i rozejrzeć się. Dziewczyna jednak po szybkim powstaniu, przewróciła się. - Nic ci nie jest? - Zmartwił się nastolatek.

- Nie. Trochę zakręciło mi się w głowie. Za szybko wstałam. To nic. - Wyjaśniła mu, ale on nie był dość przekonany. Nie uprzedzając koleżanki o swych zamiarach, wziął ją na ręce i zaczął nieść.

- Co ty wyrabiasz? - Próbowała protestować, jednak Aaron nie zareagował.



Pozostała część wybrańców żeglowała po morzu około dwóch dni. Obyło się bez przykrych niespodzianek czy sytuacji bez wyjścia. Aż do trzeciej nocy. Życie na statku toczyło się normalnym rytmem. Każdy wykonywał powierzone mu zadanie aż nagle statek wpłynął w dziwną mgłę. Nim młodzi zaczęli zastanawiać się nad niezwykłością zjawiska, wszyscy usnęli.




Czas na wyspie płynął jakoś inaczej. Dni były tam bardzo długie, a noce niezwykle krótkie. Rana Evie wciąż była niezwykle uporczywa i nie chciała się goić. Przez czas w którym tu przybywali, Aaron odnalazł im jedynie prowizoryczne schronienie w formie szałasu. Pewnego dnia stali na plaży, gdzie Evie siedziała obmyślając plan, a chłopak łowił ryby. Po nieudanym łowie, nastolatek stwierdził, że zaraz się ściemni i pora wracać. Wziął dziewczynę na ręce i chciał już ruszać w kierunku ich tymczasowego miejsca pobytu, gdy nagle zobaczył cień rzucany na kamienie.

- Kto tam jest?! - Zapytał ostro. Nieznajomy wciąż jednak nie reagował. - Wychodź! - Rozkazał. Gdy i to nie podziałało, a chłopak chciał krzyczeć dalej, jego przyjaciółka położyła mu dłoń na torsie, dając znak by się uspokoił i pozwolił spróbować jej. Używając dużych pokładów magi i swej własnej siły, nakazała.

- Niech się ukaże! - Wówczas ostry podmuch wiatru wypchnął przed nich wysokiego, dobrze zbudowanego, mężczyznę o śniadej cerze, blond krótkich lokach i błękitnych, przenikliwych oczach. Nie patrzył na nich ze strachem. Widać było, iż się nie boi. Odziany był w czarne dżinsy, glany, białą koszulę i czarny długi płaszcz, mimo że na owy strój było stanowczo za gorąco.

- Kim jesteś? - Zapytał Aaron, gotów do walki. Mężczyzna uśmiechną się do nich i wyszeptał cicho.

- Jestem bogiem.



Kiedy młodzi wybrańcy zbudzili się, byli pośród sztormu i burzy. Zlęknieni i półprzytomni, próbowali opanować statek, ale nie udało im się. Nim w pełni oprzytomnieli, rozbili się o fale i wpadli w otchłań żywiołu.

Czas przeznaczeniaWhere stories live. Discover now