A

8.5K 386 115
                                    

Louis jęknął cichutko przechodząc przez zatłoczony korytarz niewielkiego liceum, owijając blade palce na ramiączku jego starego niechlujnego plecaka. Miał na sobie to co codziennie, różową sukienkę z małymi rozdarciami i pozostałościami łez. Ledwo sięgała za kolana, ponieważ dostał ją na swoje dziesiąte urodziny od jednej z opiekunek w sierocińcu, więc zachował ją aż do dziś.

Nienawidził sierocińca, nienawidził go z całego serca, bo nie traktowali go tak jak resztę młodszych chłopców. Rzadko kiedy chodził do szkoły, w większości przypadków był do tego zmuszany. Bardzo chciał ją opuścić, ale to już nie było możliwe od kiedy dyrekcja zadzwoniła do domu dziecka, będąc zaniepokojona zbyt częstymi nieobecnościami bruneta.

Marzył, aby ją opuścił, ale zawsze mówiono mu, że bez wykształcenia będzie nikim. Od dawna był bardzo zaniedbywany, więc nigdy nikt nie chciał adoptować Louisa. Częstym problemem był jego wiek i kobiecość. Mimo tego nadal musiał udawać szczęśliwego i próbować namawiać ludzi do siebie.

Schylił się w dół, aby lekko wyregulować sznurówki jego pudrowych uroczych butów na tego małych stópkach. Podciągnął wyżej białe skarpetki, które ukradł wczoraj ze sklepu. Wiedział, że kradzież jest zła, ale nie miał innej opcji, od kiedy sierociniec zablokował mu jakiekolwiek dojście do pieniędzy.

Zmarszczył lekko swój przypudrowany różem nosek, kiedy ktoś popchnął go na ziemie, krzycząc coś w stylu "odsuń się frajerze". Jęknął z bólu, widząc rankę na kolanie i czując łzy w jego błękitnych oczkach. Starał się nie płakać z całych swoich sił, naprawdę się starał, ale nie potrafił się powstrzymać. Teraz pamiętał, dlaczego tak bardzo bał się tego miejsca, przez prześladowców i wrednych dzieciaków. Jego dolna warga drżała ze strachu, kiedy przyciągnął nogi do klatki piersiowej, nie przejmując się, że ktoś będzie mógł zobaczył jego majteczki i pokrążył się w płaczu.

Wtedy wszyscy na korytarzu zaczęli wytykać palcami Louisa i śmiać się z niego głośno. On tylko zakrztusił się szlochem, gramoląc się, aby wstać. W jego uszy uderzały przezwiska typu "Szkoła nie jest dla ludzi takich jak ty". Nie rozumiał, co mieli na myśli i tylko owinął się ramionami w pasie i spuścił swoją głowę jak najniżej się dało. Ruszył w stronę wyjścia, nie panując nad swoimi emocjami.

Louis otarł słone łzy, wylewające się z jego oczu i wyszedł ze szkoły, czując się jak wolny ptak.Potrzebował wrócić do domu. Ale problemem było, że młody go nie posiadł co jeszcze bardziej go przytłaczało.

Zaczął iść przed siebie w nieznanym kierunku, nie martwiąc się gdzie poniosą go jego małe stópki, ponieważ na bank nie był to sierociniec, nie, wolałby umrzeć niż wracać tam z powrotem.

_____

Witam wszystkich oto moje pierwsze tłumaczenie, trochę się cykam, ale liczę, że jakoś mi poszło. Postaram się do końca weekendu wstawić jeszcze jeden rozdział, ale nie mogę wam tego obiecać

Hey there little one || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz