- Nie, dziękuję - odparła dziewczyna.

No i zrobiło się nieswojo. Ona siedziała, a ja stałem nad nią, bojąc się, że jak usiądę będziemy zbyt blisko siebie. Dookoła była idealna, dobijająca cisza.

- Pójdę po kota - nie wiem po co to zrobiłem, ale poszedłem po kota. Opuściłem salon. Skierowałem się w stronę sypialni, gdzie prawdopodobnie siedział Moriarty.

Czarna kulka leżała zwinięta, patrząc się na mnie wzrokiem pełnym nienawiści. Ostrożnie usiadłem obok niego.

- Chodź, dziewczyny lubią kotki. Może właścicieli kotków też lubią...? - zacząłem mówić do kota, a może bardziej do siebie samego. Bałem się go wziąć na ręce i zanieść siłą, bo wkurzony Moriarty to niebezpieczne stworzenie, a przez niespodziewany hałas na pewno był wkurzony. - Proszę cię, chodź ze mną. Nie chcę być z nią sam na sam! Poratuj mnie, towarzyszu!

- Z kim rozmawiasz? - usłyszałem głos Grace. Był zbyt głośny, nie siedzi już w salonie. Chwilę później już stała w drzwiach sypiali mojej mamy.

- Z kotem - odparłem niezwykle poważnym głosem, patrząc na dziewczynę u progu pokoju.

- Boże, Nel, jaki śliczniusi! - usiadła obok mnie, wyciągając ręce w stronę sierściucha. Mogłem ją uprzedzić, ale tego nie zrobiłem. Kot zatopił pazury na nadgarstku Grace. Chwilę później w miejscu zadrapania pojawiły się pojedyncze krople krwi. Dziewczyna cofnęła rękę od kota i nadęła policzki, tak jakby chciała coś powiedzieć, ale jednak się powstrzymała.

- Pójdę po plastry! - powiedziałem trochę za głośno, ochoczo wstając z łóżka. Nie chcę znowu siedzieć z nią w ciszy.

- Ja z tobą! Nie będziesz mi znowu gdzieś szedł. Jeszcze zaczniesz mi rozmawiać z tymi plastrami, jak to było w przypadku kota - odpowiedziała Grace, po czym również wstała, trzymając się za podrapany nadgarstek.

- Nie trzeba, zaraz wrócę - rzuciłem zirytowany.

Brunetka usiadła na łóżku krzyżując ramiona, przez co poplamiła sobie rękaw bluzy.

Poszedłem do kuchni, gdzie przetrzymywałem wszelkiego rodzaju leki, opatrunki i inne takie. Usiadłem na blacie i otworzyłem pudełko pełne plastrów. Grace jest fajna. Trochę dziwna. Czemu mnie lubi? Po co o tym myślę? Chcę z nią rozmawiać, ale nie wiem o czym. Dużo lepiej czuję się w towarzystwie papierowych dziewcząt, mimo że Grace jest może równie ciekawa. W końcu one zawsze mają o czym opowiadać i nie oczekują odpowiedzi, jednak kiedy Grace zagadała do mnie dzisiaj na parkingu, w jej głosie było słychać emocje, przez które ledwo dało się ją zrozumieć. Kiedy mówiła, robiła to strasznie szybko, a kiedy mówiła szybko to zaczynała lekko seplenić. Dawno nikt ze mną tak nie rozmawiał. Nie tak bezpośrednio. Grace ma bardzo przyjemny głos, jej słowa nie są literami na papierze. To znacznie lepsze, niż myślałem. To o czym myślę ma coraz mniej sensu, lepiej wezmę te plastry i pójdę.

Chwyciłem opakowanie kolorowych plasterków i zszedłem z blatu, na którym siedziałem. Grace nadal była na łóżku mojej mamy. Rzuciłem jej pudełko i usiadłem w bezpiejcznej odległości od niej.

- Nie potrzebuję ich tak bardzo. Wiem, że poszedłeś po nie, aby nie siedzieć tu ze mną - powiedziała, wyjmując plaster. Na jej zielonym rękawie była niewielka krwawa plama, a ręka nie wyglądała już na potrzebującą opatrunku. - Jak się nie czujesz na siłach do rozmowy, to mogę wyjść.

- Chcę rozmawiać, ale nie wiem jak - chyba nie zabrzmiało to zbyt przekonująco.

- Zacznijmy od... - dziewczyna zaczęła delikatnie. Uśmiechnęła się i położyła dłoń na wierzchu mojej ręki. - Od tego że... ZOSTAWIŁEŚ MNIE SAMĄ PRZED TYM CHOLERNYM LOMABRDEM! - niczym mój kot parę minut temu wbiła paznokcie w moją rękę.

Papierowe dziewczętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz