Sam na sam

193 41 23
                                    

Wróciłem do domu dopiero, kiedy zaczęło mi być zimno. Gdy wszedłem do środka, pod moimi nogami zaczął się łasić kot. Dobrze wiedziałem, czego chce, więc od razu udałem się do kuchni.

Do białej miseczki nałożyłem śmierdzącą zawartość puszki, która stała na blacie. Mój czarny towarzysz, gdy usłyszał, co się dzieje, zaczął głośniej mruczeć i ocierać się o moje nogi. Z obrzydzeniem odstawiłem miskę na podłogę i poklepałem kota po głowie.

- Bon appétit - rzuciłem w stronę pupila, który i tak już miał mnie gdzieś.

Westchnąłem i poszedłem w stronę swojego pokoju, po raz kolejny otwierając książkę. Zostało mi dosłownie pięćdziesiąt stron, skończę to jeszcze dziś. Nie zdążyłem usiąść, a ktoś zadzwonił do drzwi.

Wystraszony dźwiękiem dzwonka Moriarty poderwał się na nogi przewracając miskę i pobiegł schować się pod łóżko w sypialni mojej mamy.

W pierwszej chwili pomyślałem, że to mama dzwoni, bym pomógł jej wnieść zakupy, jednak było zdecydowanie za wcześnie na jej powrót. Przez głowę przelatywały mi różne pomysły, kto mógł stać za drzwiami, ale raczej się nie spodziewałem, że zastanę tam Grace.

Brunetka stała z palcem wygrywającym melodię na guziku od dzwonka. Była ubrana w tę samą sukienkę, którą miała w szkole, tylko założyła za nogi czarne rajstopy, a na ramionach miała narzuconą zieloną bluzę znanej marki. Rozpuściła włosy z ciasnego koka, były prawie idealnie proste, równo przycięte sięgały jej za łopatki, a prosta grzywka zasłaniała brwi.

- Oh, jesteś - powiedziała z uśmiechem, gdy się zorientowała, że otworzyłem drzwi. - Przyniosłam ci koszulkę - wyciągnęła w moją stronę białą siatkę.

Chwyciłem ją i zajrzałem do środka. Zobaczyłem tam żółtą koszulkę z nadrukowanym czarnym logiem szkoły, pod którym wielkimi cyframi zapisany był rok szkolny. Na folii, w którą była ona opakowana byłą samoprzylepna karteczka z moim imieniem i nazwiskiem.

- Jezu, dzięki Grace, zapomniałbym o niej - odpowiedziałem, odpakowując jedną ręką folię. - Wejdziesz do środka? - dodałem, rzucając opakowanie od koszulki w stronę śmietnika w przedpokoju (oczywiście nie trafiłem).

- Z przyjemnością - odparła brunetka wchodząc do środka.

Podczas gdy ona usiadła na podłodze, by zdjąć buty, ja poszedłem do pokoju odłożyć bluzkę. Rozłożyłem ją na łóżku, by się jej lepiej przyjrzeć. Tak, jak w zeszłym roku, byłem pewny, że nawet na mnie będzie za duża. Nie miały one określonych rozmiarów, a były tak wielkie, że większość dziewcząt (chłopaków zresztą też) wyglądało w nich, jak w workach.

Gdy się odwróciłem, aby wrócić do Grace, zobaczyłem, że ona już stoi w moim pokoju i przygląda się Świętemu Murowi. Wzięła do ręki trzeci tom Pierwszej Jesieni, przyglądając się mu, na jej ustach pojawił się uśmiech.

- Masz młodszą siostrę? - zapytała w końcu patrząc a mnie swoimi brązowymi oczami. - Czytałam kiedyś pierwszy tom.

Wyrwałem jej z ręki tomik i odłożyłem go na jego miejsce. Przez chwilę oboje milczeliśmy.

- Chodź do salonu, tu jest koszmarny syf. Nie chcę tutaj siedzieć ­- powiedziałem przybierając na twarz sztuczny uśmiech.

Dziewczyna spojrzała na mnie. Na jej twarzy pojawiło się coś w stylu "no nieźle" i posłusznie wyszła z pokoju. Kiedy wyszła, szybko zdjąłem białą koszulę i wciągnąłem na siebie przypadkową bluzę.

Wszedłem do salonu, Grace siedziała po turecku na brązowej kanapie.

- Chcesz coś do picia? - powiedziałem, gdy zauważyłem, że zaczyna robić się dziwnie nieswojo.

Papierowe dziewczętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz