Rozdział II

43 4 34
                                    

Klara

Zanim jednak opowiem o wydarzeniu, które zapoczątkowało serię katastrof w moim życiu, muszę cofnąć się w czasie do wspomnienia zakończenia tegorocznego lata.

Do dnia, w którym go poznałam...

Już tylko kilka dni dzieliło opalonych i rozleniwionych uczniów od nieuniknionego i bolesnego powrotu do szkoły. Jednakże pogoda w ostatnie dni sierpnia udowadniała, że lato jeszcze nie jest gotowe na pożegnanie i pora wykorzystać ostatnie promienie gorącego słońca.

Tak właśnie postanowiła zrobić nasza paczka, która już pierwszego września miała rozdzielić się pomiędzy trzy różne szkoły. Paula i ja wybrałyśmy psychologię, Eva prawo, a Violet i Katerina zaczną swoja przygodę z ekonomią. Jednak bez dobrej imprezy nie miałyśmy zamiaru się żegnać. Na szczęście trafiła się okazja. Eva miała urodziny.

-To jak, sobota o 15? - spytała wesoło Paula

-No pewnie! - krzyknęła od razu Katerina, chodząca bomba wiecznego entuzjazmu

-To super. Ale ladys, hello, jaki mamy prezent dla Eve? - oczywiście tylko Violet o tym pomyślała

-Kubek..?

-Zapomnij. Przywiozłam jej w zeszłym miesiącu z gór. - bąknęłam mało zainteresowana tematem

-Może poduszkę z nadrukiem? Znam jedno miejsce gdzie takie coś można zrobić.

-Jakim? - spytałam znudzona. Nigdy nie lubiłam babskich pogadanek o pierdołach. Uroki wychowywania się z chłopakami.

-Zróbmy jej kolaż ze zdjęć. Trochę Biebera, trochę Naruto, w końcu ich uwielbia. Dodamy do tego nasze sweetki z wypadów. Na to walniemy jakiś cytat. Mogę się tym zająć. Już kiedyś robiłam coś podobnego. - zaoferowała się Katerina

-Spoko, ale mam jeszcze jeden pomysł. - wyszeptała tajemniczo Violet

-Nie wiem czy chcę go poznać. Po ostatnim twoim "pomyśle" Kate prosiła prysznic, żeby przestał płakać. - powiedziałam, a cała grupa wybuchła głośnym śmiechem na wspomnienie zalanej w trupa koleżanki

-Stare dobre czasy.

-Jakie stare?! To było trzy dni temu! - krzyknęła Katerina i zaczęła swój rechot złej wiedźmy. Naprawdę nie wiem, z której choinki urwała się ta dziewczyna.

-Ale musicie przyznać, że było wtedy warto. - dodała Violet – A wracając do mojego zacnego pomysłu. Powinnyśmy zaprosić Michaela.

-Co to za jeden? - mruknęła Paula i wróciła do przeglądania swojego Instagrama. Chyba nigdy nie zrozumiem sensu używania tych portali. Niedługo ludzie zaczną informować innych kiedy idą do kibla. A nie. Sorry. Już to robią.

-Ten koleś, o którym Eva nie może przestać gadać odkąd wróciła z kolonii. - wyjaśniła Violet

-Ach to ten! Ciągle o nim nawija jak stara katarynka. Jeżeli ona się w nim nie zakochała to ja jestem święty Alojzy. No ile można słuchać o tym, że opluł ją budyniem!

-Klara, decyzja należy do ciebie. W końcu to ty wszystko ogarniasz.

-Mam wpuścić na swój teren zupełnie obcego patafiana z grzywą liniejącego lwa? Pewnie! Czemu nie? W najgorszym wypadku go wykastrujemy i zwierzątko przestanie podskakiwać, a my będziemy miały święty spokój. - powiedziałam jakże bardzo elokwentnie

-Ty go chyba nie za bardzo lubisz. - stwierdziła Violet

-Niestety słoneczko, Amerykę już odkryto, ale masz jeszcze okazję na zwiedzenie Finlandii na dnie tej butelki. - odpowiedziałam i podstawiłam kieliszek do kolejki - Dziś nie polewam. Niech ktoś inny przejmie ten zaszczyt. - dziewczyny zaczęły się śmiać, przypominając sobie moją wpadkę sprzed tygodnia, kiedy to, zamiast w kieliszku, cały alkohol wylądował na moich spodniach.

Eh, normalnie życie jak w Madrycie.


*


Cóż, patafian o liniejącej lwiej grzywie pojawił się 28 sierpnia w umówionym miejscu i od samego wejścia zdobył moją dezaprobatę. Wiem, że nie powinno oceniać się książki po okładce, ale co ja na to poradzę, że gościu przy 25 stopniach w cieniu ubrał się w czarną bluzę z kapturem i czarne szorty. I to jego przywitanie:

-Cześć! Jestem Michael Brooks, ale takie kotki jak ty mogą mi mówić Mike.

Widoku jak puszcza mi oczko chyba nigdy nie uda mi się wymazać z pamięci. Nie cierpię jak chłopak jest taki arogancji. Grr.. Trzeba było mu się odpłacić pięknym za nadobne.

-Cześć Mike, jestem Klara, ale nie wywieszaj jęzora jak jakiś szczeniak. Już wystarczy, że wyglądasz jak niestrzyżony kundel.

Byłam niemiła? Ups.. Jakże mi z tego powodu bardzo.. Wszystko jedno.

Tylko, że na moje nieszczęście jemu podobała się moja zaciętość.

Co było równoznaczne z tym, że mam przejebane...  

Uwięzieni w blasku księżycaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz