Rozdział 1. Nocny spacer

113 3 1
                                    

Było około godziny 4 nad ranem. Na ławce w parku siedział chłopak. Jego czarne, niepoukładane włosy, rozdmuchiwane przez wiatr, co chwilę spadały na jego twarz, przysłaniając lewe oko, jednak chłopak poprawiał je równie szybko, co spadały. Latarnia stojąca centralnie obok ławki, na której siedział, co chwilę gasła i zapalała się samoczynnie. Skóra chłopaka była nienaturalnie jasna i zimna. Oczy ciemne, jak nocne niebo, na które chłopak się tak gorączkowo wpatrywał. Po prawej stronie jego dolnej wargi był kolczyk, częściowo zachodzący do ust. Ubrany był on w szary podkoszulek, na który narzucona była czarna, skórzana kurtka. Obie nogawki jego ciemnych spodni, owinięte były łańcuchem. Przysłaniały one część jego czarnych, wysokich, obitych ćwiekami butów. Gdyby dokładniej się mu przyjrzeć, można by było zauważyć ciemny symbol, jakby tatuaż, po lewej stronie jego szyi, przedstawiający coś na wzór płomieni. Chłopak miał na oko 19 lat. Na imię mu było Alex Ambler. Przeciętna osoba obserwująca go na ulicy, prawdopodobnie nie zauważyłaby w nim nic szczególnego, oprócz zimna bijącego od niego i uczucia, które sprawiało, że dana osoba, nie miałaby zbytnio ochoty podchodzić do Amblera, bo po prostu by się go bała. Uważny obserwator, mógłby jednak zauważyć ogromny chłód bijący nie tylko od jego ciała, ale także od duszy. Obecnie, chłopak siedział w bezruchu wpatrując się w niebo. Po chwili wstał i dało się zauważyć, że miał on ponad 2 metry. Ziewając, powolnym krokiem udał się w stronę ulicy. Wlokąc się przez środek parku, nadal jego oczy skierowane były ku nieboskłonowi. Z daleka, zauważył, że na jego drodze stoi grupka dresów pijąc piwo i paląc papierosy. Alex westchnął i sięgnął do kieszeni kurtki. Po chwili wyjął z niej parę ciemnych okularów przeciwsłonecznych i założył je, nie zwalniając kroku. Po chwili był już przy grupce pijanych chłopaków, których średnia wieku wynosiła około 17 – 18 lat. Chciał ich ominąć, lecz ci złapali go za rękaw kurtki i z pijackimi okrzykami, chcieli wyłudzić od niego pieniądze na jeszcze więcej alkoholu i fajek.

- Ej, ty! Wyskakuj z kasy! Bo jak nie, to cię mamuśka nie pozna! – próbowali przestraszyć Alexa

- Dajcie mi spokój, bo wy będziecie mieć problemy – rzucił od niechcenia, a jego głos był zachrypnięty i zimny

- Grozisz nam, skurw#elu?! – krzyknął jeden, po czym wziął zamach pięścią, by uderzyć chłopaka, lecz ten był szybszy i bez problemu złapał jego pięść w locie – Jak ty to... - tylko to zdołał wydukać nastolatek, bo Ambler powiedział:

- Oj, ludzie. Ale wy jesteście głupi. Chyba nigdy się nie nauczycie, żeby nie atakować osobników, o o wiele większej sile od waszej. Ostrzegałem. Sam tego chciałeś. – zwrócił się do nastolatka, po czym zdjął okulary, tak, by ich spojrzenia się spotkały.

Nastolatek, po kontakcie z wzrokiem Amblera poczuł nieprzeniknione zimno w swoim ciele. Mało powiedziane. On czuł, jakby zamarzał żywcem. Mało tego, nie mógł wziąć oddechu. Upadł na kolana, po czym złapał się za szyję. Dusił się. Po chwili zaczął pluć krwią, po czym jego martwe ciało bezwładnie upadło na chodnik. Alex ubrał okulary, po czym uśmiechnął się. Uśmiech jego był psychopatyczny i nieludzki. Ukazał on reszcie nastolatków, rząd długich i ostrych jak szpilki zębów. Teraz Alex po prostu patrzył, jak jego pijani towarzysze uciekają ze strachem w oczach wywracając się przy tym niezliczoną ilość razy. Ambler przykucnął przy martwym ciele, po czym powiedział: „Piękne jest nocne niebo, czyż nie przyjacielu? Wielka szkoda, że nie możesz już go oglądać." Chłopak zaśmiał się, a następnie wstał, otrzepując kolana i udał się w stronę ulicy. Chwilę się zastanowił, po czym poszedł na wprost ulicą. Szedł pewnie, lecz mimo tego jego krok był chwiejny i niestabilny. Po chwili zaczął padać deszcz. Na początku tylko kropił, lecz potem rozpadało się na dobre. Deszcz z miłym dźwiękiem spadał na ulicę, a Alex czuł się odprężony jak nigdy, zupełnie, jakby sytuacja sprzed chwili, nie miała miejsca. Po chwili wędrówki, Ambler wszedł na teren osiedla. Wysokie bloki otaczały go z wszystkich stron. Przy chodniku pod jednym z bloków stała ławka. Siedział na niej chłopak, wyglądający mniej więcej na wiek Alexa. Miał brązowe włosy z czarnymi pasemkami sięgające do ramion. Długa grzywka zasłaniała jego prawe oko. Oczy miał jasno niebieskie, budzące lekki niepokój. Ubrany był w granatową koszulę w fioletowe zdobienia i ciemne jeansy. Jego skóra była jasna, jednak nie aż tak blada, jak Alexa. To co było w nim charakterystyczne, to para rogów, lekko szpiczaste uszy i ogon, jakby krowi, który chłopak nieudolnie próbował ukryć. Gdy Ambler go zauważył, wpadł w szał. Co prawda, Alex widział go z daleka i od tyłu, aczkolwiek wszędzie by poznał te włosy. Przyspieszył kroku, by za chwilę być już przy chłopaku. Bez słowa uderzył go pięścią w twarz. Ten, jednak nie zareagował. Jedyne co zrobił, to zaśmiał się pod nosem.

Posłany przez SzatanaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora