1

121 17 34
                                    


Był to już dwutysięczny sto dziewięćdziesiąty dzień od ogromnej fali ognia, która ponownie zabrała z Ziemi wszystko co najpiękniejsze. Przyszło ją im nazywać Wielka Rozpierducha 3000. Tym razem nie pozostawiła po sobie niczego. Wyłącznie wspomnienia.

Było źle. Bardzo. Już od tygodnia starają się żyć z powrotem na ziemi, ale brak wody, zwierząt i gruntu ornego bardzo im to utrudniał. Januszkru próbowali nawiązać kontakt z kimkolwiek. Aby zobaczyć czy komuś jeszcze udało się przeżyć.

Została ich zaledwie garstka. Dokładnie piętnaście osób. Byli kiedyś potężnym klanem. Lecz niestety Wielka Rozpierducha 3000 wszystko zmieniła. Musieli walczyć o każdy oddech.

Próbowali naprawić swój stary statek kosmiczny, aby móc zobaczyć czy gdzieś jest jakakolwiek oznaka życia. Czy jest dla nich lepsze miejsce do osiedlenia.

Andrzej był z nich cholernie dumny. Z tego ile udało im się osiągnąć. Rozpierała go duma w piersi. Po tym wszystkim co przeszli... Nie chciał nawet przywoływać sobie tych obrazów i wspomnień. Postanowił, że będzie silny i się nie ugnie. Że pomoże swojemu klanu choćby miał za to oddać życie. Zmienił się bardzo od tamtej pory.

To właśnie siedem dni temu Andrzej postanowił, że zaryzykuje i sam wyjdzie z ich bunkra. Musiał. Nie chciał w końcu, aby ucierpiała, kolejna niewinna osoba. I tak pod ziemią przeżyliby jeszcze maksymalnie tydzień. Bunkier zaczął się rozpadać, a maszyna do tlenu szwankować. On musiał ich uratować. Jedyną nadzieją było to, że powietrze po tylu latach nie jest już toksyczne i mogliby się znowu osiedlić na ziemi. Dlatego wyszedł jako pierwszy, aby się o tym przekonać.

***

- Komandorze, odbieramy! - krzyknął biegnąc do niego Robert- dwudziestojednoletni chłopak o wielkim sercu, który nie raz uratował im tyłki.

Dobiegł do niego cały zdyszany i dokończył zdanie:

- Odbieramy sygnał!

Andrzejowi od razu oczy zaczęły się błyszczeć.

„Jest szansa! Ktoś mógł przeżyć!".

Zerwał się w mgnieniu oka na równe nogi i pomaszerował żwawym krokiem za Robertem, prowadzącym go do namiotu z radioodbiornikiem.

- Komandorze tutaj! - powiedział Tomek- jedyny żywy generał Januszkru, wskazując mu na odbiornik i słuchawki.

Andrzej podszedł bliżej i usiadł. Założył na uszy słuchawki i zaczął się przysłuchiwać.

Dzwięk był bardzo niewyraźny i słabo słyszalny. Trudno było wyłapać jakieś konkretne słowa.

- Uda się polepszyć jakość tego dzwięku? - zapytał.

- Właśnie nad tym pracujemy, komandorze – odpowiedziała mu Lena - mechanik i inżynier Januszkru.

Kobieta o kasztanowych włosach zaczęła coś majsterkować przy odbiorniku śrubokrętem. Po kilku minutach udało jej się polepszyć sygnał dzwiękowy. Wydobywał się z niego kobiecy głos. Kobieta opowiadała prawdopodobnie jakąś historię.

- Gdybyś tylko wiedział jak ona szybko wydoroślała! To naprawdę niesa-

- Halo? Halo słyszysz mnie? - przerwał jej Andrzej przez odbiornik.

- Halo? Bellamy?! - głos kobiety się natychmiast ożywił.

- Przepraszam, niestety obawiam się, że nie jestem tym za kogo mnie masz. Z tej strony Andrzej Duda ze swoim klanem Januszkru. Nie sądziliśmy, że uda nam się z kimś nawiązać kontakt!

- O mój boże, ja... Przepraszam za moje zachowanie, po prostu.... Tak dawno nie słyszałam innego głosu ludzkiego – kobieta przerwała na chwilę i westchnęła - Ale gdzie moje maniery! Tutaj Clarke Griffin. Pochodzę z Arkii, ale od pięciu lat mieszkam sama na Ziemi z dwunastoletnią dziewczynką. Przepraszam za mój strasznie łamliwy głos. Po prostu nie wierzyłam, że kiedyś to radio się odezwie – było słychać, że jest strasznie roztrzęsiona.

- Od pięciu lat? – zapytał zdziwiony Andrzej.

„Jakim cudem mogła ona przeżyć Wielką Rozpierduchę 3000?"

- Tak tak, ale to jest bardzo długa historia.

Andrzej był w szoku. Ciekawiła go bardzo historia kobiety, ale wiedział, że musi się teraz skupić na czymś innym. Na dobru swojego klanu.

- A więc panno Griffin mamy ogromny problem i prosimy o ratunek. Znajdujemy się w miejscu niezdatnym do życia. Nie ma tu dosłownie nic. W bunkrze, którego zamieszkiwaliśmy do tej pory, zaczynało nam wszystkiego brakować. Dlatego postanowiliśmy z niego wyjść. Nie było innego rozwiązania. Wielu z nas już oddało własne życie, abyśmy mogli znajdować się w obecnej sytuacji. Jednakże bez twojej pomocy zapewne tutaj umrzemy. Nie posiadamy wodny zdatnej do picia oraz zaczyna nam brakować jedzenia. Zapasy z bunkru zaczynają się już kończyć, a grunt jest tutaj bardzo niekorzystny. Dlatego chcielibyśmy prosić Cię o pomoc. Jakąkolwiek.

Kobieta przez chwilę milczała, analizując słowa Andrzeja. Żyjąc przez pięć sześć lat sama z Madi stała się strasznie nie ufna. Ale mężczyzna brzmiał przekonująco. A ona tak bardzo pragnęła ludzkiej bliskości.

„Co się może stać? Brzmi on jakby naprawdę byli w potrzebie. Zresztą przyda mi się kilka rąk do pomocy, aby w końcu odkopać ten bunkier" – pomyślała.

- Oczywiście, rozumiem to. A mielibyście możliwość załatwić sobie statek kosmiczny? – Andrzej znowu usłyszał damski głosy wydobywający się z jego słuchawek.

- Właśnie kończymy jego naprawę.

- Cudownie! Przylećcie do mnie. W miejscu, w którym się znajduję jest, na razie póki mi wiadomo, jedyny zielony kawałek planety. Podam wam wszystkie współrzędne kiedy naprawicie swój statek.

- Jesteśmy Ci za to bardzo wdzięczni Clarke Griffin! Wiedz, że nie będziemy Ci dłużni.

- A więc do zobaczenia niedługo – pożegnała się Clarke.

- Do zobaczenia – odpowiedział jej Andrzej.

Mężczyzna uśmiechnął się do siebie po czym ściągnął słuchawki. Obrócił się i popatrzył na swoich ludzi, którzy w pełnym komplecie zdążyli znaleźć się już w tym samym namiocie co on. Patrzyli się na niego wyczekująco. Andrzej wstał i powiedział:

- Słuchajcie mnie teraz uważnie, jest dla nas szansa. Gdzieś tam – wskazał na zewnątrz – znajduje się kobieta, której udało się przeżyć Wielką Rozpierduchę 3000. Powiedziała mi, że tam gdzie się znajduje otacza ją zieleń. Powiedziała, że nam pomoże i wskaże nam drogę do tego miejsca. Dlatego – popatrzył się na ich twarze i stwierdził – Pełna mobilizacja! Musimy jak najszybciej ukończyć naprawę tego statku! Pomagajcie jak możecie. Każda para rąk się teraz przyda.

Tłum ludzi zaczął się cieszyć i wiwatować. Rzucali się sobie w ramiona z uśmiechami na twarzy. Andrzejowi zrobiło się ciepło na sercu. Udało mu się. Dotrzymał własnego słowa. Januszkru przeżyje.

A destiny // DasaiahWhere stories live. Discover now