Rozdział 4

93 4 0
                                    

— Mamo?

Cichutki głosik Sophie wyrwał mnie z zupełnie niepotrzebnych myśli. Dziewczynka kurczowo ściskała w swoich małych dłoniach róg pościeli, wpatrując się we mnie z niepokojem. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, że nadal płyną mi łzy. Pozbyłam się ich natychmiast, wycierając policzki wierzchem dłoni. Oczy Sophie były zaszklone, zupełnie tak, jakby zaraz miała się rozpłakać. Zagryzłam wargę i przysunęłam się do niej, przytulając lekko do siebie.

— Tak, kochanie? — zapytałam szeptem, głaszcząc moją córkę po plecach w celu uspokojenia.

— Miałam zły sen — powiedziała, przytulając się jeszcze mocniej do mnie. — Było bardzo ciemno, nic nie widziałam, a ciebie nigdzie nie było, chociaż ciągle cię wołałam. Bardzo się bałam i zaczęłam krzyczeć, ale był ze mną Rudolf. Wiesz mamo, że on ożył? Powiedział, żebym się nie bała, bo jestem bardzo dzielna. I gdy przestałam krzyczeć, zobaczyłam ciebie. Rudolf jest bardzo mądry, mamusiu.

— Oczywiście, że jest mądry. W końcu to Rudolf, prawda?

Sophie w odpowiedzi pokiwała energicznie głową, odsuwając się nieco i uśmiechając w moją stronę. Przymknęła na chwilę oczy, ale zaraz po chwili z powrotem je otworzyła, upewniając się, czy aby na pewno jestem przy niej.

— Trochę się boję — szepnęła, jakby bała się powiedzieć cokolwiek głośniej, by nikt niepożądany tego nie usłyszał.

— Włączę lampkę, dobrze?

— Okej.

Odwróciłam się więc na chwilę i włączyłam lampę, stojącą na małej szafeczce, obok mojego łóżka. Po chwili z powrotem wpatrywałam się w Sophie, a ona we mnie. W pewnej chwili pomyślałam, że chciałabym wiedzieć, o czym tak intensywnie rozmyślała dziewczynka. Widocznie ona również chciała poznać moje myśli, ponieważ przymrużyła oczy i ściągnęła brwi. W duchu zachichotałam. W tym momencie wyglądała tak samo jak ja, gdy uczyłam się na jakiś przedmiot w Hogwarcie i nie mogłam czegoś zrozumieć.

— Wiesz, Sophie — zaczęłam, przykrywając się szczelniej kołdrą — możesz na mnie liczyć, możesz mi wszystko powiedzieć bez żadnych obaw, że komuś powiem. Wszystko zostaje między nami. Poza tym... zawsze przy tobie będę, choćby nie wiem co miało się dziać. Nigdy cię nie zostawię, wiesz?

Mała blondynka w odpowiedzi pokiwała głową i przytuliła się do mnie. Po kilku minutach było już słychać spokojny, miarowy oddech. Zasnęła. Nie wiem czemu, ale miałam dziwne przeczucie, że w ciągu następnych dni coś niezaprzeczalnie i bezpowrotnie się zmieni. Miałam nadzieję, iż to tylko mój mózg wytwarza skomplikowane myśli, bym nie mogła usnąć. Nic poważnego nie mogło się stać, byłam tego pewna. W końcu nic dziwnego nie działo się od czterech lat — moje życie było zwykłą rutyną, którą zabarwiała jedynie Sophie. To dzięki niej dni, wydające mi się takie same, były wypełnione wspólnymi zabawami, głośnymi śmiechami, ale czasem też łzami. Sophie nie była idealnym dzieckiem; często obrażała się, kiedy nie dostawała tego, czego chciała lub tupała ze złością nogą, gdy nie pozwalałam jej na coś. Czasami wydawało mi się to zabawne, ale zdarzały się też chwile, gdy byłam zła za to, jak rozrabiała.

Delikatnie, tak aby nie obudzić Sophie, wstałam z łóżka i na swoje miejsce położyłam dużą poduszkę. Nie chciałam, żeby spadła z łóżka, co zdarzyło się niejednokrotnie. Najpierw się śmiała, a później wpadała w płacz.

Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi i uważając, by nie zaskrzypiały. Wiedziałam, że każdy dźwięk może ją w tym momencie zbudzić — dopiero niedawno udało jej się zasnąć, więc jej sen był jeszcze słaby.

„Niewolnicy własnych wspomnień"Where stories live. Discover now