Rozdział 1

229 7 1
                                    

Bycie samotną matką nie jest łatwe.

Sama musisz walczyć ze wszystkimi przeciwnościami, które los rzuca pod nogi; nie możesz pozwolić sobie na chociażby chwilę słabości. Czasami bywa trudno, ale to normalne, ponieważ właśnie takie jest życie – nigdy nie jest i nigdy nie będzie kolorowo. Co jakiś czas natykasz się przeszkody, udaje ci się je jednak omijać, ale masz wrażenie, że to szczęście nie będzie trwało długo. Że w końcu się potkniesz i już nigdy nie wstaniesz.

Tamtej nocy nie mogłam zmrużyć oczu. Być może wpływ na moją bezsenność miał księżyc, który pokazywał całe swoje oblicze w pełni. Gwiazdy migotały na niebie, niczym małe świecące punkciki, układając się w przeróżne konstelacje. Sophie już spała w swoim pokoju, wygodnie ułożona w łóżku. Słyszałam, jak przekręcała się z jednego boku na drugi. W rączkach ściskała misia, który był jej nieodłącznym przyjacielem.

Sophie była małą czteroletnią dziewczynką, z jasnymi, lekko kręconymi włosami. Jej zielone oczka były dla mnie całym światem i nie potrafiłam wyobrazić sobie bez niej życia. Nadała sens mojemu istnieniu wtedy, gdy wszystko wydawało mi się szare i zupełnie bezbarwne. Pokolorowała mój świat i byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Nie musiała nic robić, bo zwykły uśmiech czy każde pojedyncze słowo, było samo w sobie dla mnie nagrodą, powodem, dla którego miałam ochotę codziennie podnosić się z łóżka.

Gdzieś w oddali włączył się alarm samochodowy, zakłócając panującą wokół ciszę. Oparłam się o zimną szybę, chłodząc tym samym rozgrzane czoło. Podziwiałam ulicę, po której jeszcze spacerowali parami ludzie, rozmawiając i śmiejąc się. Ja i Sophie również uwielbiałyśmy wieczorami przechadzać się uliczkami Londynu, oglądając witryny sklepów. Zazwyczaj były to sklepy z zabawkami, a dziewczynka zachwycała się każdą to bardziej. Pragnęłam podarować jej cały świat, ale nie mogłam. Dopiero gdy zostałam sama zrozumiałam, jak trudno jest samodzielnie żyć i jak ciężko jest zarobić na życie tak, by równocześnie zapewnić dziecku piękne dzieciństwo.

Od małego próbowałam patrzeć na życie w pozytywach, ale z biegiem lat, gdy zaczęłam dorastać, a życie stawało się coraz trudniejsze, zrozumiałam, że nie wszystko musi być dobre. Ludzie wciąż od nas odchodzą, mimo wielokrotnych zapewnień iż w każdej chwili będą. W moim przypadku ta myśl sprawdziła się w każdym znaczeniu — w najgorszym czasie, kiedy potrzebowałam kogoś bliskiego, zostałam sama. Czy to nie paradoks? Zawsze starałam się wszystkim dookoła pomagać, a nikt tej pomocy mi nie zaoferował, kiedy najbardziej tego brakowało.

Usłyszałam jak Sophie cicho wzdycha pod nosem i przekręca się na drugi bok. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na granatowe niebo, z którego zaczynały skapywać wielkie krople deszczu; do takiej pogody, z każdym mijanym dniem, zaczęłam się coraz bardziej przyzwyczajać. Słońce rzadziej wychylało się zza chmur, choć przecież było lato. Brakowało mi ciepłych dni, podczas których mogłabym spędzić z Sophie więcej czasu na zewnątrz, a nie tylko siedząc w domu. Zapewnienie dziecku rozrywki tak, by ciągle było czymś zajęte, było o wiele trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

Zsunęłam nogi na podłogę. Lekko zadrżałam, gdy moje stopy dotknęły zimnej posadzki. Powoli, uważając, żeby drewniane deski nie zaskrzypiały, ruszyłam w stronę łóżka Sophie. Nachyliłam się nad nią, pocałowałam w czółko, a ona uśmiechnęła się przez sen. Dawała mi tyle szczęścia samą swoją obecnością — nigdy nie przypuszczałam, że może mnie spotkać coś tak pięknego jak miłość dziecka. Uśmiechnęłam się lekko i przykryłam dziewczynkę szczelniej kołdrą, po czym skierowałam się w stronę wyjścia z pokoju. Zapaliłam w przedpokoju światło, uprzednio cicho zamykając za sobą drzwi. Ruszyłam przed siebie, mijając po drodze pokój, który służył mi za sypialnię. Ten wieczór był dla mnie trudniejszy; Sophie długo nie chciała iść spać, ciągle opowiadając mi, jak minęło jej popołudnie w przedszkolu i jak cudowny będzie kolejny dzień. Mieli wybrać się do zoo, więc sama perspektywa tam wydawała się być dla niej tak piękna, że sen, mimo zmęczenia, nie chciał przyjść. W końcu jednak, po kolejnej przeczytanej bajce, Sophie odwróciła się na bok i zasnęła, a ja mogłam odetchnąć z ulgą.

„Niewolnicy własnych wspomnień"Where stories live. Discover now