Rozdział 4: "Zaginiona Perła"

45 5 1
                                    

Jestem Haruto. Pochodzę z północnej świątyni powietrza położonej w dawno wygasłym już wulkanie na dalekiej północy Zefiru. Byłem szkolony w sztuce panowania nad żywiołem powietrza. W szkole było nas około trzydziestu, ale tylko pięciu najlepszych mogło dostąpić zaszczytu zostania magiem. Nie chcę się przechwalać, ale widząc umiejętności niektórych mogę stwierdzić, że jestem o wiele silniejszy. Każdy dzień wyglądał tak samo. Pobudka o wczesnym świcie. Godzinny marsz do doliny i z powrotem, śniadanie, medytacja oraz ćwiczenia psychiczne i fizyczne. Nauczyciele kpili sobie ze mnie. Zawsze traktowali nas na równi pomimo tego, że widzieli jak bardzo wyprzedzam pozostałych. Przyznam szczerze, że już mnie to nudziło. Wielokrotnie chodziłem do mistrzów z prośbą o poddanie mnie ostatecznej próbie po której oficjalnie zostawało się magiem. Ale za każdym razem mnie odsyłali...

Postanowiłem więc, że skoro oni mnie nie chcą sprawdzić, to ja im to udowodnię. Ruszyłem szybkim tempem do biblioteki. Zależało mi na znalezieniu książki dotyczącej egzaminu końcowego. Byłem nawet w stanie włamać się do zakazanych działów z księgami o których ludzie dawno zapomnieli, albo chcieli zapomnieć. Po długim bezowocnym poszukiwaniu udało mi się znaleźć fragment pergaminu z bardzo dawnych lat. Była w nim zawarta historia powstania zakonu powietrza. Pismo jednak było już ledwo czytelne, a sam papier był w naprawdę okropnym stanie. Jednak udało mi się odczytać fragment o kradzieży połyskującej perły. Rzuciłem szybko papier i ruszyłem ponownie szukać informacji o owym kamieniu.

Nie trwało to długo gdyż znalazłem ją w pierwszej lepszej książce o kamieniach magicznego pochodzenia. Perła powstała w czasach gdy ziemią władały bestie. Ludzie byli wtedy nędzną rasą skazaną na śmierć. Nie byli oni w stanie walczyć z potworami i ich gatunek szybko wymierał. Nagle jednak z nieba zstąpił Blask*. Miał on dość terroru na świecie. Chwycił więc swój niebiański oręż i rozciął głowę każdej istocie niosącej imię Chaosu. Po skończonej walce niebianin podszedł do ocalałych. Uklęknął przed nimi i wyciągnął ze swego miecza mały kamień. Powiedział im tylko, że przez następne tysiąc lat nic im nie będzie zagrażać, będą mogli w spokoju odbudować to co utracili i urosnąć w siłę. Dodał też jednak, że po upływie tego okresu, wróci by odebrać swoją perłę. Starszyzna, któremu to podarowano błyskotkę przytaknął lekko i skupił się dalej na swoim nowym skarbie. Blask zniknął.

*Blask - Istota z czystej świetlistej energii. Posłaniec stwórcy. Byli niepowstrzymani, a ich moc zapewniała perła zaklęta w ich ostrzach.

Tak jak przepowiedziano, ludzie mogli bez problemu odbudować swoje imperium. Nastały długie lata panowania ludzkości pod dowództwem Cesarza Ulviga, dawnego starszyzny. Dar od niebios dał mu potęgę i władzę. Nikt nie ośmielił się stanąć mu na drodze, każde królestwo jedno po drugim upadało przed nim na kolana. Niestety pewnego dnia perła została skradziona przez dość zgraną organizacje przestępców zwanych Zakonem Czarciego Serca. Królestwo podzieliło się. Wybuchła wojna domowa, a jej następstwem było obalenie władcy i pozostawienie Cesarstwa bez korony. Wielu próbowało znaleźć zaginiony skarb, ale na próżno. Każdy kto próbował ginął, przepadał bez wieści lub wracał okaleczony z ostrzeżeniem dla następnych.

Tekst w tym momencie się urwał. Pozostałem bez odpowiedzi. Ale miałem nadzieję i szukałem dalej. Udało mi się wkrótce znaleźć mapę z zaznaczoną siedzibą tego zakonu. Zastanowiłem się chwilę i uznałem, że przyniesienie dawno zaginionej perły zaskarbi mi szacunkiem u mistrzów i pozwoli ukończyć szkolenie.

Nie zwlekając wróciłem szybko do swojej komnaty, którą dzieliłem z trzema pozostałymi uczniami, jak można się domyślać bardzo żałosnymi. Jedynie Rufus, dobrze zbudowany, w miarę inteligentny i zaradny chłopak, był w stanie mi przeszkodzić. Ale jemu nie zależało na osiągnięciach. Został zmuszony do tego przez ojca. Z tego co pamiętam chciał zostać astrologiem czy tam alchemikiem, mniejsza o to. W każdym razie nie był dla mnie konkurencją.

Zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy, które spakowałem do małej torby. Zabrałem trochę jedzenia oraz mapę prowadzącą do tych złodziei. Zarzuciłem pakunek na ramię i dyskretnie wyszedłem ze świątyni. Strażnicy pilnujący wyjścia są na tyle głupi, że wystarczy ich przekupić jakimś jedzeniem, chociażby baranią kiełbasą! Ruszyłem w dalszą drogę na południe.

Idę już z dobrą godzinę. Póki co wszystko idzie sprawnie. Mam nadzieję, że tak pozostanie i nie będę zmuszany do podjęcia drastycznych metod. W razie czego jestem gotowy. Przede mną las świerkowy. Ludzie mawiają, że jest niebezpieczny z powodu licznych watah wilków, rabusiów i niebezpiecznych istot, które lepiej nie wiedzieć co zrobią tobie i twoim zwłokom gdy cię znajdą.

Stanąłem przed wejściem do boru. Nie wyglądało to źle, ćwierkot ptaków, szum drzew oraz odgłos płynącego gdzieś niedaleko strumyka. Nie dałem się jednak zwieść z pozoru bezpiecznej scenerii. Nigdy nie ocenia się książki po okładce, czy jakoś tak. Żaden śmiertelnik o zdrowych zmysłach nie wszedł by dalej, ale ja miałem cel, cel od którego zależała moja przyszłość. Po chwili zwątpienia wszedłem do lasu.

Było cicho, aż zbyt cicho, zupełnie jakby wszystkie zwierzęta wypłoszyło coś, lub ktoś. Nie lękałem się, byłem gotowy do walki, w końcu byłem świetny w panowaniu nad magią powietrza. Żadna szkarada, żaden wilk czy żaden człowiek nie staną mi na drodze do celu. Uda mi się. Szedłem spokojnie przed siebie gdy nagle coś zaszeleściło w zaroślach. Zatrzymałem się i przygotowałem na najgorsze. 

Nagle zza zarośli wyszła wycieńczona kobieta. Miała wiele ran szarpanych na ciele, była ledwo żywa. Zanim do niej podbiegłem, na jej ciało rzuciła się dziwna kosmata bestia. Mierzyła około trzech metrów, miała ciało porośnięte futrem, a na głowie parę rogów podobnych do jelenia. Pysk był podobny do wilczego. Na grzbiecie miała wystające ostre kości grzbietowe, a łapy zakończone szponami. Kobiecina nie miała szans na jakikolwiek ruch gdyż bestia szybkim ruchem wykończyła ją.

Przerażony zacząłem wycofywać się powoli by nie rozjuszyć bestii. Jednak ta wyczuła moją obecność i zaczęła na mnie szarżować. Musiałem działać szybko. Użyłem więc mojej mocy i odepchnąłem stwora podmuchem wiatru. Ta przeturlała się na kilka metrów by po chwili wstać i ponowić atak na mnie. Odskoczyłem i korzystając z mocy wiatru wzniosłem się w górę na gałąź pobliskiego drzewa. Z tej wysokości zacząłem obserwować dziwną kreaturę. Jej ciało skonstruowane było tak, że nie mogła patrzeć w górę i bez celu krążyła wokół drzew. Nadal jednak czuła mój zapach i to sprawiało, że ta wciąż tu przebywała.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a bestii widocznie nadal nie garnęło się by odpuścić. Zaczęła bezmyślnie uderzać o pień drzewa na którym siedziałem. Siła z jaką uderzała wprawiała w ruch cały konar i z ledwością utrzymywałem równowagę. Wiedziałem, że prędzej czy później bestia powali drzewo, więc zacząłem rozmyślać nad nowym planem. Powoli wstałem przytrzymując ręką wyższej gałęzi, zacząłem rozglądać się za innym wyższym drzewem. Około dziesięć metrów dalej rósł ogromny dąb, którego czubek sięgał ponad korony drzew. Nie zwlekając postanowiłem przemieścić się między drzewami do celu. Musiałem być szybki i ostrożny by nie spaść, jednak w pewnym momencie uderzyłem głową o jedną z gałęzi i tracąc przytomność wylądowałem prawdopodobnie na ziemi...

Obudziło mnie ciepło paleniska oraz głos jakichś ludzi. Otworzyłem powoli oczy, byłem związany sznurami. Przy ognisku między jakimiś oprychami w ciemnej jaskini. Pod ścianą leżały moje rzeczy, zaraz obok zapasów tej bandy. Widząc na ich ramionach tatuaż z czarnym sercem byłem pewny, że są to złodzieje zaginionej perły. Jeden z rabusiów spojrzał na mnie szczerząc się swoją wybrakowaną szczęką. Podszedł do mnie i chwycił mnie za podbródek i powiedział "No proszę, mała zagubiona owieczka już wstała?", wzdrygnąłem się czując okropny zapach alkoholu i potu wydobywający się z ciała złodzieja. "Oj nie bój się, nie zrobimy ci aż tak dużej krzywdy! Przydasz nam się jeszcze." Cała banda zaczęła się równo śmiać i dokazywać. Widać było, że wiedzieli kim jestem oraz, że chcą to wykorzystać na swoją korzyść. Nie pamiętam co się po tym stało gdyż dostałem czymś ciężkim w głowę...

"Zapiski Haruto o jego wyprawie po Zaginioną Perłę"
Ignis Sanctus: Księga Powietrza

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 19, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ignis SanctusWhere stories live. Discover now