Wstęp

34 0 0
                                    

W naszym świecie nie ma dobra i zła, są jedynie ludzie, którzy zasługują na potępienie lub chwałę, tego uczymy się przez całe życie. W Skovarlden nie ma sądów, tym, który osądza, był Iljug, stwórca świata i wszystkiego, co go otacza. Najstarsze opowieści głoszą, że Wieloimienny, zanim stworzył naszą krainę, tworzył inne. Pełne były one przedziwnych stworzeń, rodem z koszmarów. My, plemiona Vagamańskie, byliśmy jedynie wynikiem zabawy wcieleń Boga. Opowiada o tym jedna z licznych legend, jednak tę przyjmuje się jako najprawdziwszą, tę, która ma w sobie pierwotny ogień pradawnych czasów. „Człowiek został stworzony ostatni, jako narzędzie do zabawy dla istot, które zabijały dla przyjemności, ludzie byli stworzeni do bycia celem... Byli słabi, nie mieli kłów, pazurów ani sierści do ochrony przed zimnem... Byli więc podistotami, które można było gnębić... Zwierzęta i inne poczwary bawiły się nami, używały nas jako ruchomych celów dla swojego potomstwa. Tułaliśmy się po całym świecie jak zjawy, nie mając wyznaczonego celu ani użytku. Pewnego dnia jedno z wcieleń Iljuga, Brajock, podpowiedział, by urozmaicić pobyt na aktualnym świecie i dać najgłupszym zwierzętom to, co najcenniejsze: rozum i świadomość swojego istnienia. Tak też zrobił i uśpił wszystkich spośród nas, a gdy się obudziliśmy, zadziwiliśmy się, w jak ciekawym żyjemy świecie. Jednak ataki na nas nie ustały, więc musieliśmy się bronić. Poznaliśmy zasady łowów, zachowania zwierząt, nauczyliśmy się wyrabiać broń i ubrania... I wypowiedzieliśmy naturze wojnę. Zaczęliśmy atakować, ustanawiać swoje prawa i rządy, podbijać i zabijać... Gniazda, jamy, lasy płonęły dniami i nocami, a agonalne skowyty i piski tylko dodawały mocy krzyków i bębnów ludzkości. Bóg był nami zafascynowany, był strasznie ciekawy co zrobimy dalej." Po tym jak przestaliśmy się obawiać zwierząt, chować w nocy po domach i umierać z głodu, zaczęliśmy głębiej odkrywać to, co było zapisane w Skovardlen. Zrozumieliśmy, że prócz Hensulii występują inne wyspy, które jednak znacznie ustępują wielkością i zdatnością do życia. Dotarliśmy do wszystkich, do tych najmniejszych, najmniej przyjaznych, wyznaczyliśmy wzajemne terytoria i granice. Świat powoli zaczynał być za mały na to, by każdy miał jego kawałek. Podzieliliśmy więc ziemie na obszary, które należały do większych grup, każda z tych grup miała swojego przywódcę, który był wybierany dożywotnio. Jednak zgrzyty pomiędzy grupami były ogromne i wkrótce rozpoczęli plądrować się nawzajem. Zaczęli się wyniszczać i pochłaniać. Iljug to zauważył i skarał Girditę za to, że nadała ludziom niepożądanych cech. Nie wszyscy spośród nas byli chciwi i źli, Wieloimienny to zauważył, dlatego stworzył Macum, by ostrzec nas przed postępowaniem wbrew jego woli. Do pilnowania tych, którzy ośmielili się umrzeć w chciwości i gniewie wykreował demona zwanego Svartal, który był tym, którego baliśmy się najbardziej. Nie potrzeba było dużo czasu nim Svartal zbuntował się i stał się posłuszny samemu sobie. Zaczął rządzić twardą ręką w swoim niegodziwym królestwie, gdzie torturowano i poddawano okrutnej przemianie złe ludzkie dusze. Wkrótce Macum urosło do niewyobrażalnych rozmiarów i demon nie mógł nim rządzić w pojedynkę, gdyż nie był Wieloimiennym. Dlatego, wykorzystał najniegodziwsze dusze i ulepił z nich swych 3 synów: Bedrala, Groka, Hogbena. To własnie oni mieli pomóc mu w swoim dziele.. Przeliczył się. Trójka braci uknuła plan przejęcia Pustki z rąk ojca. W tym samym czasie na świecie minął ogrom czasu, a my wciąż się zabijaliśmy o błahostki. Ojciec zabijał syna, brat zabijał siostrę. Iljug nie mógł znieść tego dłużej, wysłał cząstkę siebie jako ostrzeżenie przed jego gniewem. Nad największym miastem zawisła ogromna kula, która świeciła niczym Słońce, oślepiała nasze brudne i przestraszone twarze. Nie byliśmy w stanie zrozumieć tego co ma nam do powiedzenia nasz stwórca, więc wstąpiliśmy na ścieżkę wojenną z samym Bogiem. Pierwsze mordy nastąpiły w północnych miastach położonych wysoko w górskich przełęczach. Niedługo potem widziano wielu z nas, którzy uciekali ku południu z paniką w oczach gdyż „widzieli samą Śmierć". Wszystkie grupy, plemiona i klany zebrały się w dolinie Vaminis, aby omówić wspólne zagrożenie, które nadchodzi z północy. Większość spośród Wielkich Wodzów zgodzili się, że w obliczu takiego wroga należy zjednoczyć armię, by wspólnie przeciwstawić się i przetrwać. Wszyscy ruszyli na wielką pielgrzymkę zwaną później Weglang podczas której to każdy napotkany mąż miał obowiązek dołączyć się do wspólnej walki. Droga była długa i niebezpieczna, wielu nie wytrzymało pochodu na północ. Ci, którzy dotarli odprawili pieśń za zmarłych tańczyli całą noc wśród świateł ognisk do rytualnych bębnów, a gdy nastał świt, stanęli razem w szrankach. Na przedzie stali najwięksi i najsilniejsi, uzbrojeni w wzmocnione tarcze i włócznie długie na cztery łokcie. Zaraz za nimi stali mniejsi, z tym co zabrali ze sobą i co nadawało się do walki. Na końcu chłopcy mierzący prymitywnymi łukami i procami, mierząc w las ze strachem w oczach. Byliśmy przygotowani na wiele, ale tego się nie spodziewaliśmy... Wszyscy stali razem ramię w ramię, tarcza w tarczę, przygotowani na to, co miało się stać. Czwarty dzień Dolnych Roztopów ludzie zapamiętali jako bitwę która zmieniła oblicze świata jaki znali. Zaczęło się od cichego wycia z oddali, potem mgła przybrała na sile, ludzie zaczęli panikować i niektórzy rzucili się do ucieczki, bo jak powiadali - Sam Bóg ich opuścił. Najdzielniejsi wepchnęli się do pierwszego rzędu krzycząc pomsty, przygotowując się na rzeź, lecz ona nie chciała przyjść i nie przyszła. Każdego, spośród 20 000 dzielnych mężów z całego kontynentu, oślepił błysk który zdawał się dochodzić zewsząd, zaś z lasu przetoczył się głos, jakby znajomy, ale wrogi. Rzekł on słowa, które usłyszał cały świat - Oto jestem, wasz sprawca i tego coście tu przynieśli, to ja decyduje o waszym losie i o tym jak go kształtujecie. - Im dłużej mówił tym stawał się głośniejszy i wwiercał się w głowę, część wojowników upadła i już sie nie podniosła. - Zostałem zapomniany, lecz teraz powracam, by zebrać to co żem zasiał, oddajcie mi pokłon, a wstąpicie ze mną do Naduru. Błysk znikł i nastała cisza, którą zagłuszał pisk w głowach ogłuszonych ludzi. Pomiędzy obłokami coś zaiskrzyło i powoli zniżało się ku ziemi. Zrozpaczeni i przestraszeni do granic możliwości wojownicy zaczęli bić pokłon sylwetce która uformowała się z dziwnego, żółtego światła. Lecz Guthurm, czołowy przywódca i heros wojenny nie dał się zwieść mocy Iljuga, wiedział jaki los czeka tych którzy się przed nim ugną i nie zamierzał poddawać swej walki błahym obietnicom. Chciał pomścić śmierć swej rodziny i przyjaciół którzy zginęli na północy kraju. Guthurm miał swoją własną misję, nadaną mu przez akolitów mocy bożej którzy wykuli mu oręż ze swej cząstki, jaką Wieloimienny zostawił w każdej żywej istocie w Midurze. Miecz, który był zdolny do zabicia samego Boga, nie mógł być dzierżony przez byle pachołka, dlatego to właśnie Guthurm jako przewodnik Zjednoczonych Królestw miał osobiście zatopić klingę w Iljugu. Tymczasem światło połączyło się z gruntem, i ludzie na własne oczy mogli dostąpić objawienia. Guthurm nie szedł i nie starał się pozostać ukrytym, z krzykiem na ustach przepychał się przez tysiące sylwetek które biły pokłony swojemu Stwórcy. Gdy wybiegł na sam środek, Ten już na niego patrzył, spodziewając się pieśni pochwalnej, jednak nigdy jej już nie usłyszał. Pierś Iljuga została przebita zakrzywionym ostrzem zdobionym runami połyskującymi światłem. Świat wstrzymał oddech, a moc Wieloimiennego zapadła się w sobie, eliminując się wzajemnie. Wtedy zaczął się chaos, nastąpiła V era, era Kresu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 22, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Opowieści MiduruWhere stories live. Discover now