☾ Rozdział XVIII

Start from the beginning
                                    

Moja Eve, wierzę w to, że jesteś mądra i pełna zrozumienia dla wszystkiego, co dzieje się wokół Ciebie. Nawet jeśli żadnego z nas nie będzie, nie przestaniemy się o Ciebie troszczyć – robimy to już teraz, bo wszystko, co kiedykolwiek było nasze, teraz przypada Tobie. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wielkim wyzwaniem jest przyjęcie tego domu, właśnie tutaj, pośrodku niczego, ale coś podpowiada mi, że okażesz się równie wytrwała, co i ja – i całą sobą wierzę w to, że będziesz dośćsilna i zdeterminowana, by pokochać Haven. Problem z tym miastem leży w tym, że albo je kochasz, albo nienawidzisz.Czasem czuję się jak w pułapce i chciałabym uciec, ale potem przypominam sobie, że ten dom i to miejsce są najlepszym, co mogłoby mnie w życiu spotkać. Jeśli dopisze Ci szczęście, sama również kiedyś to pojmiesz, dostrzegając to, co i ja sama przez te wszystkie lata.

Haven to nasza Przystań – miejsce, gdzie każde z nas prędzej czy później wróci. To nasze dziedzictwo i jedyny dom, który tak naprawdę miałam.

Boję się, lecz moje serce raduje się na myśl o tym, że kiedyś uda Ci się mnie zrozumieć.

I pamiętaj, że niezależnie od tego, co przyniesie przyszłość, my zawsze będziemy przy Tobie.

Na wieczność.

Mama


Ręce jej zadrżały, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Niezależnie od tego, jak wiele razy czytała albo przypominała sobie poszczególne słowa, ogarniało ją niejasne, przejmujące uczucie niepokoju, niezmiennie przyprawiające dziewczynę o dreszcze. Czuła, że chodzi o coś więcej, zwłaszcza teraz, kiedy w końcu zmusiła się do myślenia o śmierci rodziców. Sama sprawa pozostawała najbardziej zagadkową kwestią, która wciąż nie dawała jej spokoju. Teraz dodatkowo miała silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej wrażenie, że Beatrice doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że kiedyś coś mogłoby jej się stać – i że Eveline zostanie sama. To było coś zdecydowanie więcej, aniżeli zwykła zapobiegliwość, a wszystko to... miało jakiś niepojęty związek z Haven.

To miejsce zaczynało ją przerażać, chociaż wciąż nie potrafiła stwierdzić dlaczego.

Pośpiesznie złożyła list, po czym niedbale wsunęła go do kieszeni. Czuła się jeszcze bardziej zdezorientowana niż chwilę wcześniej, wytrącona z równowagi w sposób, którego dotychczas nie zaznała. Chciała ruszyć w stronę drzwi, niezależnie od tego, jak wyglądała i czy w ogóle miała być zdolna do tego, żeby nad sobą zapanować. Wiedziała, że ma do tego pełne prawo, nie wspominając o tym, że Bella nie należała do osób, które jakkolwiek próbowałyby komentować zachowanie kogoś w swoim otoczeniu. Ta dziewczyna rozumiała o wiele więcej, aniżeli Eveline mogłaby się spodziewać, dając jej tak wiele zrozumienia i ciepła, że wydawało się to wręcz czymś nieprawdopodobnym. To wszystko takie było, chociaż...

Ciche skrzypnięcie sprawiło, że aż podskoczyła na swoim miejscu, by w następnej sekundzie błyskawicznie obejrzeć się za siebie. Dopiero po dłuższej chwili uprzytomniła sobie, że dźwięk musiał pochodzić ze starej szafy na ubrania, tym bardziej, że jedno ze skrzydeł było uchylone. Wzdrygnęła się, przez moment mając wrażenie, że temperatura w pokoju gwałtownie opadła, chociaż to wydawało się niemożliwe. Zaraz po tym w pośpiechu chwyciła za klamkę, chcąc jak najszybciej znaleźć się na korytarzu; zdecydowanie nie miała ochoty sprawdzać, jakie były szanse na to, że meble zaczynały być rozregulowane, a tym bardziej co takiego kryło się wewnątrz.

Nie teraz.

Miała wrażenie, że jak na jeden dzień, w związku z przeszłością wydarzyło się wystarczająco dużo.

FOREVER YOU SAID [KSIĘGA I: INKANTACJA]Where stories live. Discover now