Część 5

4.6K 379 262
                                    

— Newt, w porządku? — Minho stanął przede mną, kładąc dłonie na moich przygarbionych ramionach.

Opierałem się całym ciężarem ciała o ścianę, mocno zaciskając powieki. Ból głowy stał się jeszcze bardziej uciążliwy niż kilka godzin temu, nie potrafiłem się na niczym skupić. I miałem ochotę zrobić komuś krzywdę. Naprawdę, purwa, miałem na to ochotę. Na przykład Minho, ponieważ był tu ze mną, miałem go pod ręką. Znajdowaliśmy się w siedzibie DRESZCZu, Prawa Ręka przejęła kontrolę już niemal nad całym budynkiem.

— Tak — wymamrotałem przez zaciśnięte wargi. — Idź, znajdź Thomasa. I Teresę. Ja... Daj mi chwilę. Muszę odpocząć.

— Newt, obiecałem...

— Idź już! — Krzyknąłem, przerywając mu. Mój przyjaciel zrobił dwa kroki do tyłu, unosząc ręce w geście obronnym. Zauważyłem w jego oczach przerażenie i zdawałem sobie sprawę z tego, że wyglądałem okropnie. Jak Poparzeniec.

— W porządku, ale... Zostań tu, ogay? Proszę.

— Od kiedy Minho prosi? — Prychnąłem cicho. Po chwili jednak skinąłem głową.

Martwi się o ciebie, idioto. Jesteś jego najlepszym przyjacielem, to normalne.

— Nie ruszę się stąd. — Obiecałem.

— Dzięki. — Wymusił uśmiech, poprawiając elektromiotacz na ramieniu i ruszył wzdłuż korytarza. Kiedy zniknął mi z pola widzenia, odetchnąłem z ulgą. Zaciskałem mocno dłonie na swojej broni, jakby bojąc się, że ktoś mi ją odbierze. Powoli osunąłem się po ścianie, siadając na podłodze. Skupiłem wzrok na jednym punkcie przed sobą, nie chcąc się rozpraszać.

Jedyne czego teraz chciałem to zobaczenie Thomasa. Chciałem mu powiedzieć, że go kocham, że, kiedy umrę, nie ma robić nic z tych głupot o których mi mówił. Ma żyć. Ma dla kogo żyć. Miałem nadzieję, że DRESZCZ nic mu nie zrobił, że jest cały i zdrowy. Jeśli te potwory zrobiły mu krzywdę, własnoręcznie ich zabiję. Wszystkich. Przysięgam, że ich, purwa, zabiję i nie będę miał przy tym żadnych skrupułów.

Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Najpierw ciche, potem coraz głośniejsze. Rozejrzałem się. Ta osoba ewidentnie kierowała się w moją stronę. Może to Minho? Podniosłem się na nogi i wycelowałem elektromiotaczem w miejsce, skąd dobiegał coraz głośniejszy hałas. Położyłem palec na spuście, gotów do strzału. W momencie, kiedy zobaczyłem kim jest intruz, odetchnąłem z ulgą.

— Tommy.

Opuściłem broń.

Mój Tommy. Cały i zdrowy.

— Newt. — Przyspieszył kroku, a kiedy znalazł się przy mnie, zgarnął mnie do mocnego uścisku.

— Nic ci nie zrobili? — Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi.

— Nie. Nic mi nie jest. Zjawiliście się w samą porę.

— A Terasa?

— Cała i zdrowa. — Złapał mnie za ramiona i nieznacznie się odsunął, spoglądając mi w oczy. — Newt, cholera, jak możesz prosić mnie o takie coś? — Pokręcił głową z niedowierzaniem. Na początku nie wiedziałem o co mu chodzi. Dopiero, widząc ból w jego oczach, zdałem sobie sprawę, że ma na myśli mój list.

— Tommy, wiesz, że powoli... Nie jestem już sobą — powiedziałem na tyle spokojnie, na ile potrafiłem. –
— Nie chcę stać się taki, jak ci wszyscy ludzie, którym Pożoga do końca wyżarła mózg. Nie chcę... Nie chcę, żebyście na to patrzyli, tak? W każdej chwili mogę zrobić wam krzywdę. Dosłownie kilka minut temu miałem ochotę rzucić się na Minho! — Krzyknąłem. — Boję się. Nie chcę zrobić wam krzywdy, ale przecież nie będę już nad tym panował. Stanę się potworem, będę chciał po prostu zabijać.

Don't Forget Me || Newtmas जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें