Storm.

204 22 2
                                    

Gdy nadeszła noc czyste niebo zaszyły ciemne chmury, obejmując się nawzajem, zachęcane przez mocny wiatr do odważnych zbliżeń. Księżyc został przysłonięty delikatnie, niby kurtyną, która odcinała świat od jego blasku. Huk rozniósł się po niebie, błysk wyłonił się zza jednej z chmur... Piorun przeciął zachmurzone niebo, rozjaśniając je na chwilę, by później znowu pogrążyć je w odurzającej ciemności...

~~~~~~~~

Jeden z huków zbudził ją z letargu, w którym się znalazła przez sytuację z nieznajomym. Nie... Z Petyrem... Ruszyła szybko na poszukiwania mężczyzny, który najwidoczniej przechytrzył strażnika, albo wykorzystał jego nieuwagę i umknął gdzieś. Świetnie! A jak ucieknie? Jeżeli wszystko co się działo w ciągu ostatnich dni okaże się kłamstwem, na które sobie pozwolił, ponieważ wiedział, że młodziutka dziewczyna zbyt długo nie wytrzyma psychicznie, będąc świadomą przetrzymywania człowieka bez jego zgody w jednym miejscu? Nie wiedziała już co ma o tym myśleć. Przemykała się dosyć cicho po korytarzu, by nie obudzić pijanych, śpiących już gości. Miała nadzieję, że go znajdzie. Obawiała się, że uciekł. Jeżeli tak... To już po niej.

~~~~~~~~

Widział to co się stało przed jej komnatą... Tego było już za wiele. Ruszył powoli za nim, śledząc go tak długo aż nie wytrzymał z wściekłości i przyparł go do ściany, przykładając mu krótki nóż do gardła.

- Powiedziałem Ci już raz, żebyś się do niej nie zbliżał. - powiedział poważnym tonem, przyciskając mocniej do jego szyi chudą klingę. - Najwidoczniej jesteś głupi albo mnie lekceważysz. - jego lewe ramię przycisnęło się mocniej do torsu lorda Baelisha.

- Nie śmiałbym lekceważyć króla Północy. - odparł spokojnie, jednak jego usta uśmiechnęły się cwanie kiedy ujrzał w korytarzu brązowowłosą. - Aczkolwiek nie przystoi toczyć sporów przy damie, nieprawdaż? - czarnowłosy mężczyzna zdziwiony spojrzał za siebie i spojrzał na siostrę, łagodniejąc w oczach gdy tylko ujął ją w kadrze.

- Co tutaj robisz? Jest późno. - odsunął powoli ostrze od szyi starszego mężczyzny, dalej trzymając go przy ścianie, by czasem nie uciekł. Spojrzała na nich, zawiedziona tym, że znalazła ich w takiej sytuacji.

- Owszem, jest późno. Dlatego zastanawia mnie co tutaj robicie i dlaczego grozisz naszemu więźniowi. - podeszła do nich spokojnie, stawiając delikatne kroki tak długo aż nie stanęła koło nich, odsuwając delikatnie dłonią Jona od jego ofiary. - Każ strażnikom odeskortować więźnia do jego celi. - poprosiła uprzejmie, ucinając rozmowę, chwilę później widząc jak strażnicy zabierają Petyra do wieży.

- Dlaczego go bronisz? - użył spokojnego tonu, choć spojrzał na nią poważnie. Jego niebieskie oczy spoczęły na jej twarzy.

- Nie bronię, zabiegam o to by panowała cisza. Mamy gości. Zależy mi by w tym czasie nie doszło do żadnego rozlewu krwi. Poza tym... - chwyciła go delikatnie pod ramię i ruszyła z nim korytarzem. - Uznałam, że lepiej będzie jeżeli będzie żył. Zobaczysz, wyjdzie nam to na dobre.

- Nie sądzę, by "wyszło nam to na dobre". - uznał, wykrzywiając delikatnie usta z przekąsem. - Ale mamy teraz większe zmartwienia niż on. Boję się o przyszłość Westeros. O nas... A co jeżeli nie zdołam Was ochronić? - spojrzał na nią smutno przypominając sobie o Innych, o wojnie, którą będą musieli ze sobą stoczyć.

- Jon. Uważam, że powinieneś myśleć o strategii. Porozmawiać jeszcze z Daenerys Targaryen. Ustalić coś więcej. Nie trzymaj się wizji, że nas stracisz... Przyjmij do wiadomości, że sobie poradzisz. Nie twierdzę, że to będzie łatwe... Ale czy wszystko o co warto walczyć przychodzi łatwo? Postaw wszystko na jedną kartę. - wtuliła się w niego delikatnie, uznając, że tyle "mądrzenia się" wystarczy na dzisiaj. Zeszli po schodach na parter, podchodząc do drzwi komnaty Sansy. - Idź do siebie, wyśpij się. - uśmiechnęła się ciepło, jakby chciała tym ciepłem zmazać chłód strachu z jego karku, który uporczywie się go trzymał. Poprawiła delikatnie swoje włosy i weszła do środka, zostawiając Jona samego. Ruszył do swojej komnaty, starając się nie myśleć o przyszłości, która mieniła się raczej w ciemnych barwach...

~~~~~~~~

Stanęła koło niego, wpatrując się wraz z nim za okno, na blade niebo, zroszone nielicznymi drzewami na horyzoncie. Spojrzała na jego twarz, spokojną, choć brwi miał zmarszczone.

- Martwisz się, prawda? - uśmiechnęła się, chcąc rozładować napięcie, jakie narastało z każdą chwilą, w której trwali w ciszy. - To zrozumiałe. Ale pamiętaj, że jestem tutaj. - chwyciła go za rękaw kurty.

- Wiem, dlatego się martwię... To co może się stać... Może sprawić, że Cię zabraknie. Nie chcę do tego dopuścić ale nie jestem w stanie stwierdzić, że dam radę. - westchnął ciężko i poklepał ją delikatnie po dłoni.

- Myślisz, że Cersei mówi prawdę? Nie twierdzę, że ktoś z Was podjął złą decyzję ale... byłam przy niej naprawdę długi czas. Uważasz, że to dobry pomysł by nie robić NIC w jej sprawie? - spojrzała na niego niepewnie, wyraźnie przejęta sytuacją. Pamiętała jeszcze czasy kiedy miała być wydana za Joffreya. Za to dziecko z niemoralnymi i chorymi pomysłami. Wtedy... Naprawdę bała się o samą siebie. Kiedy minęło tyle czasu... Jedyne co po nim pozostało to pytanie, w głowie brązowowłosej, które brzmiało zawsze tak samo: co ona w nim widziała kiedy była młodsza? Dlaczego nie zauważyła jakim jest tyranem?

- Nie ufam jej. Ale też nie mogę toczyć z nią wojny kiedy wiem, że od drugiej strony będzie atakować druga armia. Na którąś muszę się zdecydować. Uznałem, że Inni są ODROBINĘ bardziej niebezpieczni niż Cersei, która od zawsze i najprawdopodobniej do samej śmierci będzie naszym wrogiem. - uniósł głos, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że niepotrzebnie na niego naciska. Już wystarczająco mocno jest sfrustrowany całą sytuacją. - Chyba nic jej nie powstrzyma w drodze do władzy absolutnej. Dlatego niech robi swoje, kiedy my będziemy ratować swoje życia przed kimś kogo TRZEBA się bać.

- Masz rację. - uśmiechnęła się delikatnie i złożyła ręce razem na sukni, omijając go powoli. - Jednak uważam, że powinniśmy... przypilnować Cersei. A przynajmniej zastanowić się nad następnym jej ruchem. - odparła spokojnie, poprawiając suknię długimi ruchami dłoni, tak by zniknęły z niej jakiekolwiek zagniecenia. Odeszła spokojnie, nie dając Jonowi odpowiedzieć na jej propozycję, która stawiała więcej pytań niż zapewniała odpowiedzi...

~~~~~~~~

Witam. Publikacja tego rozdziału musiała się trochę przedłużyć. Przepraszam za to. Jednak mam nadzieję, że Wam się spodobał i podzielicie się ze mną swoimi wrażeniami. :)

Zdrajca w naszym typieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon