Dziwne Spotkanie

11 3 2
                                    

Matthew POV.

Wyszedłem z windy i udałem się ku wyjściu. Na zewnątrz było już ciemno i wiał chłodny wiatr, a ulice były puste. Wsiadłem do samochodu, wyjeżdżając z garażu biurowca, nagle przez maskę przeleciał jakiś mężczyzna w czarnej bluzie, z kapturem na głowie. Wstał i kulejąc zniknął za rogiem. Pobiegłem za nim, ale jego tam nie było, dlatego wróciłem do auta i pojechałem w kierunku domu. Całą drogę myślałem o tym człowieku. Był chudy, mniej więcej mojego wzrostu, ale nikogo mi nie przypominał. Wszedłem do domu, w jadalni na stole czekała na mnie zimna kolacja, a w salonie spała moja słodka Mary. Ucałowałem ją w czółko i przykryłem kocem, wróciłem do jadalni po posiłek i wstawiłem do lodówki, żeby się nie zepsuło.

***
Siedziałem przy biurku i szkicowałem model Rolls Royce'a, kiedy moja skrzynka mailowa zapychała się wnioskami z rezygnacją dalszej współpracy. Tak sobie rysując myślałem co robi Marysia, kiedy do mojego biura wszedł Henry.
- Matthew, chciałbym pogadać... - usiadł i wyszeptał - Co zrobić by zostać na rynku? Mamy małą garść firm, które chcą nam pomóc, ale nie wiem czy ten nowy, Grey, też nam ich odbierze...
- Spokojnie szefie, odkujemy się - życzliwie się do niego uśmiechnąłem, lecz w głębi duszy czułem, że tej firmie skończyło się "5 minut" - Coś wymyślimy.

Rozmawiałem z Henrym o różnych możliwościach uratowania naszej działalności, odmówiliśmy ceny, sprawdziliśmy stan maszyn i ich ilość, nasz obecny stan zarobkowy i wszystko wskazywał na to, że jest możliwość realizowania zamówień, jak dotychczas. Jednak cały czas w głowie miałem to jedno słowo klucz: Grey. Kim on w ogóle jest? Czym się zajmuje? Dlaczego nasi wspólnicy przechodzą pod jego firmę, nazwę i Bóg jeden wie pod co jeszcze? Wszystkiegom dowiedziałem się, jak spowrotem usiadłem do laptopa i wpisem jego nazwisko. To logo, wygląd budynku na zewnątrz i wewnątrz, panujący w tej firmie dress code. Taki ład i porządek, a, przede wszystkim nowoczesność. Gdy to czytałem, kilka razy przez myśl mi przeszło, abym sam się tam przeniósł, ale nie. Nie zostawię tej firmy na pastwę losu. W niej się wychowałem, znam ją prawie od samego początku jej powstania i nie pozwolę, żeby doszło do jej likwidacji.

Wracając do domu, zatrzymałem się w sklepie po podstawowe produkty. Właśnie kładłem ryż do koszyka, a gdy podniosłem głowę moim oczom ukazał się ten sam mężczyzna w bluzie, co wczoraj przeleciał mi przez maskę. Zaczął się do mnie zbliżać.
- Witaj Matthew... - głos był mi znajomy, ale wyraz dolnej części twarzy, która była oświetlania przez lampy sklepu nie przypominała ludzkiej - Znasz mnie...
- Nie wydaje mi się. Przepraszam, ale spieszy mi się.
- Matthew. Jacht.
- Jacob, to ty?! - przeraziłem się gdy usłyszałem to słowo. On, po trzech latach tak wygląda... Narkotyki i alkohol mocno go zniszczyły. - Jak ty wyglądasz? Czuć od ciebie zioło, miałeś z tym skończyć. Obiecałeś Emily...
- Pieprzyć Emy.
- Co ty gadasz słyszysz się?! - mówiłem z poirytoeaniem, powstrzymując gniew
- Mam sprawę i pytanie.
- Jakoś nie mam ochoty Ci pomagać.
- Proszę, stary... - przytulił się do mnie i mówił do ucha - Jest sprawa...
- Jaka?
- Potrzebuję, żebyś to przechował - wyciągnął rękę zacisnietą w pięść z kieszeni i przyłożył do mojej kieszeni płaszcza - przechowaj na dwa dni.
- Zioło? Nie będę brał takiej odpowiedzialności.
- Niee... To mój sygnet.
- Ten sygnet?
- Tak Matt, przechowasz?
- Tak, ale tylko na dwa dni. Gdzie mam ci go potem oddać?
- Spotkasz się ze mną jak skończysz pracę przy wyjeździe z garażu.
- Okej. A ja chcę... - włożył sygnet do mojej kieszeni i szybko odszedł.

Wróciłem do domu. Mary już była, ale nie zeszła się przywitać, dlatego jak zdałem ubranie wierzchnie, poszedłem do góry i wszedłem do sypialni.
- Kochanie, co ty robisz?! - zaskoczył mnie widok dużej bordowej otwartej walizki położonej na łóżku i trochę zapelnionej ubraniami - Dlaczego?
- Matthew, to nie ma sensu. Ja już tak dłużej nie mogę. Ciągle cię nie ma, albo wracasz późno. Taki związek nie ma sensu. Nie chcę już dłużej z tobą być. To koniec.

****
Witam po bardzo długiej przerwie. Z całego serca przepraszam za brak mojej aktywności. W ostatnich miesiącach dużo się działo, co między innymi wpłynęło na brak weny. Jeszcze raz bardzo przepraszam i postaram się mniej więcej co trzy dni bublikować kolejne rozdziały ;)

Better together? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz