Rozdział 4.

336 20 3
                                    

Uwaga, uwaga zmieniam czas opowiadania. Przepraszam za utrudnienia J

                    Potykam się o wystający korzeń, biegnąc wzdłuż dróżki pośrodku lasu. Myśl o zamordowanej dziewczynie nie daje mi spokoju i do tej pory nie jestem w stanie sobie wybaczyć tego, że ją zostawiłam. Czuję się, jak sprawca tego czynu. Dyszę ciężko, skręcając kolejny raz w prawo. Jestem już naprawdę zmęczona, ale wysiłek fizyczny pozwala mi się zrelaksować. Jak bardzo absurdalnie by to nie brzmiało. Zerkając na zegarek na moim lewym nadgarstku, przyspieszam, czując, że nie zdążę wziąć prysznica przed wyjściem do szkoły. Biegnę tym razem chodnikiem, a w mojej głowie wciąż siedzi obraz rozciętej twarzy.

                    Piętnaście minut później wchodzę do domu, od progu krzycząc mamie, że przybyłam. Jednak nie dostaje żadnej odpowiedzi. Zerkam na zegarek, by upewnić się, że jest za wcześnie, by mogła być u ciotki Margo, jednocześnie nie powinna już spać. Ściągam z siebie przepocone adidasy i kieruje się do kuchni. Moje zdziwienie nie ma granic, gdy zastaje dwóch policjantów, rozmawiających z moją rodzicielką. Czy już wiedzą ? Przez chwilę zastanawiam się nad ucieczką z domu, ale mama mnie zauważa. Macha do mnie, pokazując abym usiadła z nimi przy stole. Idę tam, powolnie powłócząc nogami. Napięta atmosfera nie pozwala mi na swobodne zachowanie, tym bardziej, że wiem co mam na sumieniu. Zajmuje skórzane krzesło i opieram ręce o szklany stół. Mama milczy, pozwalając porucznikom przedstawić sprawę.

                    Jeden z nich jest wysokim, przysadzistym mężczyzną z rzadkimi, siwymi włosami i bruzdami na twarzy. Drugi, dużo młodszy z czarną czupryną i delikatnym zarostem. Jest przystojny, ale jestem zbyt zdenerwowana, by o tym myśleć.

- Witam, jestem komendant Jenkins, a to kapitan Nelson. – mówi starszy i wita się skinieniem głowy.

Burczę ciche ‘dzień dobry’, choć to już poniekąd kłamstwo.

- Kochanie, panowie mają do ciebie kilka pytań. – tłumaczy moja mama, wskazując na policjantów.

Nie wygląda na szczególnie zdenerwowaną, co każe mi myśleć, że albo mężczyźni nie powiedzieli jeszcze wszystkiego,  albo wcale nie będzie ze mną tak źle. Mimo wszystko, ręce mi się pocą i drżą co staram się ukryć, kładąc je na kolanach.

- Proszę się nie stresować. – poucza kapitan Nelson. – Wczoraj w godzinach wieczornych na parkingu przed szkołą odnaleziono panią Clarissę Morgan. Nauczycielkę wychowania fizycznego w Idaho Falls. Rozmawiamy ze wszystkimi, których miała okazje uczyć w tym roku. – informuje, a mi aż zasycha w gardle.

                    Pamiętam, jak widziałam ją kilkadziesiąt godzin temu na wuefie. Wyglądała tak zdrowo, śmiała się z grupką nauczycieli. Teraz nawet trudno jest mi uwierzyć, że miała jakiś wrogów. Odłączam się na chwilę, gdy moja rodzicielka wdaje się w dyskusje, jak ogromna tragedia spotkała państwo Morgan. A co z tamtą blondynką ?

- Tak czy inaczej, rozmawiałaś z nią ? Zdawało ci się może, że z kimś gorzej się dogaduje ? Może jacyś uczniowie nie pałali do niej sympatią ? – pyta komendant Jenkins.

Kręcę w pośpiechu głową, gdyż odpowiedź na każde pytanie jest przecząca.   Zastanawiam się tylko dlaczego te tragedie mają miejsce w dniu, w którym pojawiłam się w szkole. Choć wiem, że nie miałam związku z żadnym morderstwem, te myśli nie dają mi spokoju. Wzdycham ciężko, obserwując, jak jeden z mężczyzn szybko skrobie coś w notatniku. Mam ochotę spojrzeć w jego zapiski, ale po krótkiej chwili mi to przechodzi. Nie chcę wiedzieć, co on o mnie sądzi.

- To może chociaż posiadasz jakieś informacje, które mogłyby nas trochę naprowadzić na trop zabójcy ? – Poczciwe oczy Nelsona patrzą na mnie pytająco, jestem pewna, że chce jak najszybciej zakończyć swoją pracę.

SpookyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz