Prolog

53 3 1
                                    

Ciężkie dębowe drzwi okute stalą powoli zaczęły się otwierać wpuszczając do celi jaskrawe światło. Więzień siedział oparty o ścianę. Oślepiony zasłonił przedramieniem przekrwione oczy sycząc z bólu jaki sprawił mu nagły ruch. Owłosione ramię pokryte ledwie zakrzepłą krwią trzęsło się w powietrzu. Połamane palce sterczały opuchnięte. W miejscach paznokci były jedynie grube strupy. Wychudzony mężczyzna powoli opuścił rękę. W drzwiach stali dwaj strażnicy. Ubrani w długie czarne habity w rękach dzierżyli sfatygowane halabardy. Starannie wyszyte inskrypcje wykańczały ich strój. Niestandardowe krzyże zdobiły zarówno przód jak i tył stroju. Pomimo średniowiecznego wyglądu na ich plecach znajdowały się krótkie karabinki szturmowe. Parciany pas przepięty przez habit utrzymywał na biodrze klasycznego glocka ozdobionego jednak inskrypcjami. Oczy więźnia powoli przyzwyczaiły się do jaskrawego światła. Zza stróży wyłonił się już znajomy uwięzionemu kapłan.

-O kogo ja widzę. Mój kochany przyjaciel. Jedyny wiernie będący przy mnie kiedy mnie katują.

Mężczyzna splunął pod nogi starego klechy. Który jednak nie zrobił sobie z tego zbyt wiele. Siwe włosy pokrywały niewielka cześć jego głowy zdominowanej przez łysinę. Wypłowiałe oczy patrzyły obojętnie. Stara tunika mocno nadgryziona zębem czasu nosiła ślady krwi. Widać że kiedyś była zdobiona podobnymi znakami jak u strażników. Lecz już dawno napisy straciły głębie. Bose stopy kapłana poranione od chodzenia bez butów pokryte były bliznami. Widać było jednak że nie są one przypadkowe. Wypalony wielokrotnie ten sam znak krzyż jak na habitach straży.

-Milcz piekielny pomiocie- Spokojnie powiedział kapłan.

-Czego tym razem chcesz?-Spytał więzień z ironicznym uśmiechem

- Może żebym się przyznał do paktowania z diabłem? Żebym powiedział gdzie znajdziecie podobnych mi? A może po prostu się nade mną poznęcać i po odprawiać swoje egzorcyzmy.

Klecha stracił kamienną twarz. Spojrzał na siedzącego przy ścianie mężczyznę ze wstrętem. Odwrócił się do strażników.

- Eminencja chce z nim osobiście porozmawiać. Przemyć go żeby nie śmierdział pamiętajcie że to wciąż niebezpieczny diabelski pomiot. Założyć conpedibus mori i ubierzcie coś na niego. Zrozumiano?

Pytająco spojrzał na strażnika.

- Tak ojcze zrozumiano.

Kapłan podszedł do więźnia szacując dokładnie zasięg pętających go łańcuchów.

-Spotka Cie nie lada zaszczyt. Staniesz przed samym Wielkim Mistrzem naszego zakonu ,i najprawdopodobniej będzie to ostatnia rzecz jaką zrobisz na naszym świecie malus malum.

- Oh co za zaszczyt

Wychrypiał z udawanym zachwytem mężczyzna.

- Może ugości mnie rozmową na poziomie

Zaniósł się śmiechem. Jego wyszczerzone zęby lśniły w ciemności długie kły wysunęły się spod zaschniętych warg.- Przepadnij!- Krzykną wystraszony klecha cofając się gwałtownie. Niewiele brakowało żeby stracił równowagę. Strażnicy nie zdarzyli w ich kierunku zrobić kroku kiedy to zostali zmrożeni wzrokiem.

- Brać się za niego!- Warkną - Jak najszybciej ma być gotowy na przesłuchanie

Zarzucił swoja tuniką i szybkim krokiem wyszedł z celi znikając w rozgałęziającym się korytarzu. Pilnujący jeńca podeszli niepewnie z wysuniętymi w jego kierunku halabardami. Rozumiejąc intencje wstał bez popędzania. Ich gotowość do dźgnięcia nie była bezpodstawna. Więzień ociężale wstał, przewyższał obydwóch znacznie bo sięgali mu głowami nie dalej jak do barków. Wyszedł z cienia który skrywał jego obrośniętą gęsto skórę. Nienaturalnie szerokie ramiona sterczały z wychudzenia. Pomimo głodzenia nadal wyglądał potężnie. Czaszka z wystającą szczęką i żuchwą miała nieco zwierzęce rysy. Wyprostował się a jego stawy zachrzęściły donośnie. Ruszyli w kierunku wyjścia. Idąc przez korytarz w kierunku schodów mijali drzwi do cel wszystkie zaopatrzone w takie same zabezpieczenia. Nie szczędzono stali do wzmacniania. Co poniektóre jednak nosiły ślady prób ucieczki świadczące o niewiarygodnej sile w nich więzionych. W lochu panowała cisza, jedynie wiszące nad głowami świetlówki buczały nadając tło. Zdawało się ze jest tu kompletnie pusto jednak stojący przy co poniektórych celach strażnicy świadczyli o innych więźniach. Doszli do schodów zabezpieczonych dodatkową kratą. Jeden ze strażników otworzył maleńką szafkę w której znajdował się podniszczony transmiter. Wywołał dyżurującego strażnika.

Potęga WatahyWhere stories live. Discover now