2 - Blask poranka

37 4 28
                                    

Poranną ciszę przerwał warkot silnika. Czerwony skuter z dużą prędkością pokonywał leśną drogę. Po chwili skręcił i niedługo potem, przejechał przez otwartą bramę czyjejś posesji. Zatrzymał się przed domkiem. Ze skutera zsiadł wysoki, chudy chłopak, który ściągając czarny kask rozejrzał się po okolicy. Zatrzymał oczy na domku. Nic szczególnego - ot domek w środku lasu. Otrząsając się z zamyślenia, chłopak zaparkował pojazd. Poprawił okulary i zrobił kilka kółek ramionami. Sprawnie otworzył skrytkę pod skórzanym siedzeniem i wyjął z niej plecak, wkładając na jego miejsce kask. Nagle poczuł, że gumka, którą miał spięte włosy, pęka. Dotychczas związane w koka, brązowe, proste włosy teraz opadły mu na plecy, sięgając łopatek. Zrezygnowany przeczesał je ręką. Z westchnieniem zarzucił plecak na ramię i poszedł w stronę domku. Stanął na ganku, przed drzwiami. Biorąc głęboki oddech nacisnął klamkę. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Uderzył go zapach smażonych omletów.
- Dzień dobry - rzucił w przestrzeń. Zdjął buty i skierował się w stronę kuchni. Przy kuchence stała Karolina, która uśmiechnęła się, po czym podbiegła i przytuliła się do niego.
- Jeremiasz! - Wykrzyknęła. - Przyjechałeś...
- Oczywiście, że przyjechałem - osiemnastolatek objął dziewczynę i równierz się uśmiechnął - przecież obiecałem. - Stali tak  współobjęci, dzięki czemu można było zobaczyć dużą różnicę między ich  wzrostem. Naraz jednak szesnastolatka przypomnimając sobie o czymś, aż podskoczyła.
- Omlety! - Wykrzyczała i wyrywając się z objęć, pobiegła ratować śniadanie przed spaleniem. Jeremiasz uśmiechnął się, plecak położył pod stołem, przy którym sam usiadł, dalej obserwując ruchy niskiej blondynki. Ciszę przerywało tylko skwierczenie smażących się placków. Można było usłyszeć zbliżające się kroki. Ktoś wszedł do pomieszczenia. Chłopak obrócił głowę i ujrzał Maro w czarnych krótkich spodenkach i kremowym staniku, trzymającą w jednej ręce ręcznik, a w drugiej kubek z kawą. Kosmyki mokrych włosów opadały jej na twarz. Uważnie przypatrywała się nowo przybyłemu. Odstawiła kubek na blat i wyszła bez słowa. W tym czasie Jeremiasz sięgnął po swój plecak i wyciągną z niego trzy słoiki. Z kolorowych etykiet dało się wyczytać zawartość. W dwóch z nich były powidła śliwkowe, a w trzecim masło orzechowe. Gdy Maro ponownie weszła do pomieszczenia, tym razem ubrana w białą koszulkę ze wzorem strukturalnym C8H10N4O2 (dop. aut.: kofeina), jak strzała poleciała przytulić Jeremiasza. Szeroko uśmiechając się, polizała go po twarzy, na co lekko się skrzywił. Nagle jej wzrok padł na leżące na stole słoiki.
- Aa! - Krzyknęła i mocniej przytuliła Jeremiasza. - Pamiętałeś!
- Męczyłaś mnie o to przez tydzień. - Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. - Też cię kocham Mar - dodał.
- Śniadanie gotowe - poinformowała Karolina, przerywając tę dziwną sytuację. Zasiedli więc do stołu. Dołączyła do nich właścicielka posesji - Kote, zwabiona pięknym zapachem i głośnym śmiechem nastolatków. Wspólnie zajadali się omletami ze świeżymi owocami i syropem klonowym, a Maro wprawiła Karolinę w niemałe przerażenie, delektując się omletem z masłem orzechowym i powidłem śliwkowym. Największym jednak ciosem dla blondynki, było to, że Jeremiasz również lubił takie połączenie smakowe.

Maro zerkała od czasu do czasu na Jeremiasza i Karolinę. To było jej OTP (dop. Aut.: One True Paring).

Kote zastanawiała się nad kolejnym treningiem dla Maro.

Nikt nie był pewny, co może się wydarzyć.

***
Coś się zepsuło...
Za dużo czasowników T~T
~margot

Pełnia i Powidła Śliwkowe [Zawieszone]Where stories live. Discover now