VIII. Psychiczna pielęgniarka

69 13 9
                                    

*○♥○*

     Ledwo przytomna obserwowałam swojego wybawcę. Miał brązowe włosy, pierwszy raz widziałam go na oczy. Na korytarzu było pełno osób, wszyscy plotkowali i pokazywali nas palcami. Skuliłam się i jeszcze bardziej przycisnęłam się do torsu nieznajomego chłopaka. Mam nadzieję, że Lysandra nie było w pobliżu. Skręciliśmy w lewo do pokoju, który o ile się nie mylę był pokojem pielęgniarki. Typowe szpitalne łóżko, biurko, szafki z lekami, nic nadzwyczajnego. 

- Co się stało? - zapytała kobieta.

- Doszło do pobicia - chłopak położył mnie na łóżku, po czym sam usiadł na biurku.

- Chłopcze zabieraj dupę z moich dokumentów! - pielęgniarka uderzyła grubą teczką o biurko, brązowowłosy natychmiast się podniósł.

- To ja już pójdę, nie będę przeszkadzał - zaczął oddalać się do wyjścia.

- Zaczekaj tutaj kochaniutki - zmierzyła go wzorkiem, cała sytuacja wydawała się naprawdę komiczna - Jak się nazywasz? Wspomnę o tobie dyrekcji.

- Kentin - uśmiechnął się w moją stronę i poszedł w kierunku drzwi.

Nigdy nie widziałam tak zrzędliwej kobiety. Podczas gdy ona przeglądała jakieś papiery ja cały czas wiłam się z bólu. Dopiero po jakimś czasie postanowiła się w końcu ruszyć. Ile można było czekać!

- Pokarz się tu dziecko - kobieta pomacała mnie tu i ówdzie - Chyba nie doszło do żadnych złamań.

- To dobrze - spojrzałam niepewnie na nią, nie wiem czemu, ale nie mam do niej najmniejszego zaufania.

- Weź to - podała mi tabletkę i wodę - I popij.

Natychmiastowo to zrobiłam. Nie mam zamiaru się jej narażać. W międzyczasie pielęgniarka odkaziła mi zadrapania i owinęła bandażem. Niespodziewanie do pokoju wszedł Lysander. Był zdyszany, a na jego twarzy malowała się panika.

- Puka się młodzieńcze! - podeszła do niego i zatrzymała go ręką.

- Kylie, co się stało? - próbował przejść obok pielęgniarki, co graniczyło z cudem, skąd ona ma tyle siły? - Rozalia powiedziała mi, że jakiś chłopak cię tu zaniósł... - na chwilę przerwał wypowiedź i zmarszczył brwi - Na rękach...

- On mnie uratował - delikatnie wstałam z łóżka - Amber mnie napadła.

Kulejąc, podeszłam bliżej nich i jednym ruchem przeszłam pod ramieniem pielęgniarki. Białowłosy mnie przytulił, a ja zaczęłam płakać w jego tors. Powoli wyszliśmy z pomieszczenia. Jednym okiem zauważyłam jak kobieta w fartuchu ociera oczy chusteczką.

- Ach miłość, dlaczego mnie nikt nie chce?! - zaczęła jeszcze bardziej szlochać.

*○♥○*

Ai ajuns la finalul capitolelor publicate.

⏰ Ultima actualizare: Oct 21, 2017 ⏰

Adaugă această povestire la Biblioteca ta pentru a primi notificări despre capitolele noi!

Her love is music //SFUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum