- Może wpadnę dzisiaj do ciebie, wypijemy coś, obejrzymy mecz? - zaproponował Zigmunt, a ja wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz, możesz wpaść, ale nie sądzę żeby to mi jakoś pomogło.
- Zapomnisz chociaż na chwilę. Kończymy za dziesięć minut, skoczymy po drodze po jakieś procenty i zrobimy męski wieczór bez gadania o laskach i tych dziwnych problemach.
- Niech ci będzie - westchnąłem. Nadal nie wierzyłem, że to zadziała, ale chyba potrzebowałem jakiejś odmiany. Przynajmniej nie pójdę do tamtego baru, w którym poprzednim razem upijałem się po zerwaniu.
- To zbieraj się, myślę, że szef uwierzy w to, że słabo się czułeś i postanowiłem odwieźć cię do domu trochę wcześniej - powiedział, pisząc wiadomość dla szefa na kartce samoprzylepnej. - Tina, jakby co, nic nie wiesz, bo rozmawiałaś przez telefon i widziałaś kątem oka jak wychodziliśmy.
- Zig, wiem, co mam robić. Kiedyś będę prawnikiem, muszę wiedzieć jak obronić nawet najgłupsze wybryki.
- To spadajmy, zanim zauważy.

Obaj wyszliśmy z Kameleona i zostawiając mój rower na miejscu, weszliśmy do samochodu szatyna. Tak, jak uprzedzał, zatrzymaliśmy się w sklepie, gdzie kupiliśmy chipsy, colę i pół litra jakiejś wódki. Nie znałem się na tym, to raczej on wybrał coś, co mu pasowało. Nie sądzę żebym wypił tego zbyt dużo, bo wcale nie miałem ochoty upijać się, a następnego dnia umierać nie tylko z powodu doła dotyczącego Loli, ale też na kaca.

Zatrzymał się pod moją kamienicą, a potem wyszliśmy z samochodu i poszliśmy do mojego mieszkania. Od razu postawił na stole butelki i torbę z laptopem, na którym mieliśmy coś oglądać, a ja w tym czasie wyjąłem kieliszki i szklanki, bo nadal nie byłem pewien czy Zig chce robić drinki czy colę wziął tylko do popicia. Otworzyłem też paczkę chipsów i wsypałem je do dużej miski. Przyjaciel właśnie zaczął odkręcać butelkę wódki, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Byłem pewien, że to Phill, który wpadł wczoraj wieczorem pod pretekstem pożyczenia śrubokrętu i obiecał, że dziś go odda.

Otworzyłem drzwi, a wtedy poczułem jak moje kolana stały się miękkie, a serce zaczęło bić w zawrotnym tempie. W drzwiach stała Lola, jej twarz i oczy były zaczerwienione od płaczu, czarny tusz spływał po jej policzkach razem ze łzami, co musiało oznaczać, że pomalowała się mocniej niż zwykle, była także ubrana nieco inaczej. Miała na sobie czerwoną, obcisłą spódniczkę do kolan i czarną bluzkę zawiazywaną na dekolcie. Na nogach miała czarne sandały na niskim obcasie. Jej włosy były rozpuszczone, ułożone w fale. Byłem pewien, że wyglądała pięknie zanim zaczęła płakać. Nie mogłem patrzeć na to, jak stoi w progu w tym stanie, więc otworzyłem drzwi szerzej.

Kiedy weszła do środka, zauważyłem, że ma przy sobie wypchaną torebkę. Położyła ją na ziemi i podeszła do mnie, obejmując mnie ramionami i chowając twarz tuż przy mojej piersi. Zig zjawił się w korytarzu razem ze swoją torbą z laptopem.

- Lola, cześć. Ja właśnie wychodziłem. - powiedział, a ja poczułem, że dziewczyna objęła mnie jeszcze mocniej. Martwiłem się. Co mogło się stać? - Do jutra, Collins - powiedział, po czym wyszedł i zamknął drzwi.

Lola oddychała niespokojnie, a ja obejmowałem ją, jedną dłonią gładząc jej włosy.

- Zostaliśmy sami, co się stało, Lola? - zapytałem szeptem. Poruszyła się, przesuwając swoją głowę w stronę mojej szyi.
- Uciekłam z domu. Nie chcę już z nimi mieszkać. Nienawidzę tych ludzi! - Z każdym słowem płakała coraz bardziej, a mi coraz trudniej było ją zrozumieć. - Jak oni mogli zrobić mi coś takiego...

Przez najbliższe kilka minut trzymałem ją w ramionach, nie wiedząc nadal co się tam stało, próbując ją uspokoić, ale ona nadal szlochała. Byłem blisko rozpłakania się razem z nią, z bezradności. Ta niepewność mnie dobijała. Po jakimś czasie jej oddech trochę się unormował, odsunęła się ode mnie, spojrzała na moją twarz i w końcu coś powiedziała.

Pokażę Ci Prawdę [ZAWIESZONA] Where stories live. Discover now