Rozdział 1 - cisza przed burzą

36 7 1
                                    

  Po kilku miesiącach mogłoby się wydawać, że wirus się uspokoił. Pozostali przy życiu ludzie zaczęli tworzyć male społeczności i pomagać sobie nawzajem. Lecz to była tylko cisza przed burzą.

  W pewnym momencie osoby, które wcześniej były zdrowe, nagle zaczęły chorować. Ale nie umierały. Wstawały i gryzły zdrowych bliskich na, przekazując im wirusa. I w ten sposób grupy się rozpadły i ludzie już nigdzie nie mogli czuć się bezpiecznie.

                                                                   ***

  Wędrówka po zgliszczach dawnej cywilizacji nauczyła mnie, aby bez bardzo ważnego powodu nie odwiedzać miast i dużych metropolii. Ale czy jest ważniejszy powód od uzupełnienia zapasów wody, które są na wyczerpaniu? Tak, więc, sporo ryzykując, wkroczyłem na drogi miasta Lincoln, dawnej stolicy Nebraski. 

  Mijając sklepy i widząc pustkę wyzierająca przez wybite drzwi i witryny, domyśliłem się, że są już dawno ograbione. Do głowy przyszły mi dwa miejsca, w których mogła ostać się woda pitna. Pierwsze - dystrybutory z wodą źródlaną w biurach i szpitalach, drugie - skroplona para wodna w grzejnikach. To z grzejnikami widziałem w filmach postapokaliptycznych. Pomyśleć, że obejrzenie jakiegoś filmu może ocalić Ci życie. Tak, więc postanowiłem udać się do jakiegoś biurowca. Szpital odrzuciłem prawie natychmiast, ponieważ jest tam pełno antybiotyków i leków, a skoro są leki - są i chorzy ludzie, którzy ich potrzebują.

  Do budynku biura wszedłem przed wjazd do podziemnych parkingów - główne wejście i hol mogły być zajęte przez chorych lub kanibali, o których słyszałem w plotkach podsłuchanych w czasie przymusowych postojów w hotelach, gdy ludzie nie zmieniali się jeszcze w chodząca padlinę.

  Wędrówka po schodach, w ciszy, zajęła mi sporo czasu. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Parter postanowiłem ominąć i zająłem się od razu przeszukiwaniem pierwszego piętra. Tak jak sobie to wyobrażałem, znalazłem dystrybutory na wodę, w których ostało się trochę życiodajnego płynu. Przelałem resztki wody do butelek, zbierając w ten sposób około dwa litry i począłem rozkręcać grzejnik. A raczej "próbowałem" go rozkręcić. Nie było to takie łatwe jak w filach.

- Ręce do góry, rzuć broń i powoli się odwróć - usłyszałem męski, władczy ton zza pleców. Wyrzuciłem więc moją jedyną broń, scyzoryk, uniosłem ręce do góry i odwróciłem się w stronę nieznajomego.

-Co robiłeś z tym grzejnikiem?- spytał mężczyzna, zaraz po tym, gdy się odwróciłem. Na oko nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat. Oprócz niego stała tam dziewczyna, w bojówkach moro, skórzanej kurtce narzuconej na poplamioną czarną koszulkę z logo jakiegoś starego zespołu rockowego i z glockiem w ręku. Po postawie można było wywnioskować, że nie pierwszy raz w życiu, trzyma w ręku broń. 

  Nie wiedząc co odpowiedzieć, zrobiłem najgłupszą rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Rzuciłem się do ucieczki. Nie zdążyłem przebiec nawet dwóch metrów, gdy poczułem prąd przebiegający przez moje zmęczone ciało. Upadłem na twarz. Nie mogłem się ruszać, byłem sparaliżowany. Mocnym szarpnięciem zostałem obrócony na plecy, dzięki czemu mogłem uświadomić sobie, że to, co wcześniej wziąłem za pistolet, trzymany przez dziewczynę, tak naprawdę było paralizatorem, używanym przez policjantów do uspokajania zamieszek. 

  Dziewczyna z lekkim uśmiechem na ustach powiedziała ironicznie:

-Ledwo Cię trafiłam. Prawie mi uciekłeś.

Ostatnim co widziałem była lufa strzelby, którą mężczyzna uderzył mnie w twarz. Straciłem przytomność.

                                                                  ***

Eloszka xD Mam dla Was nowy rozdział. Wszelkie rady mile widziane :) ~ Ja


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 11, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Kontakt (zawieszone)Where stories live. Discover now