Dom

2 0 0
                                    

W naszym niewielkim miasteczku wszyscy znają się dość dobrze. Jednak gdy pewnego dnia starszy pan, znany ze swojej wielkiej niechęci do podróży, rzekomo wyjechał w bliżej nieokreślone miejsce na przygodę swojego życia, właściwie tylko dzieci zauważyły w tym coś niepokojącego. Mnie też zaskoczyła ta decyzja, ale kiedy okazało się, że jego wnuczką jest moja stara, dobra przyjaciółka, z którą niestety nie udawało mi się utrzymywać kontaktu, przestałam zastanawiać się, czemu ten mężczyzna w podeszłym wieku tak nagle zmienił swoje nastawienie do wycieczek.

- Po prostu stwierdził, że pod koniec życia warto zaszaleć – myślałam.

Wanda, moja dawna przyjaciółka, wyjaśniała wszystkim zaciekawionym osobom, że pod nieobecność swojego dziadka ma zajmować się domem. Najwyraźniej wzięła zadanie dość poważnie – ani razu nie widziałam jej poza terenem posesji. Raz spytała mnie, czy nie zrobiłabym dla niej zakupów, tłumacząc, że sama nie czuje się zbyt dobrze i byłaby mi za to bardzo wdzięczna. Oczywiście zgodziłam się.

Ze szkolnych czasów nie zapamiętałam Wandy jako gaduły, ale wydawało mi się, że po tak długim okresie bez żadnych wiadomości czy wymiany zdań będzie miała mi do powiedzenia równie wiele, co ja jej. Jednak ona nie mówiła do mnie prawie nic, gdy od czasu do czasu przychodziłam sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Opowiadała o swoich przeżyciach z minionych lat jak o wspomnieniach obcej osoby. Pomyślałam, że może obraziła się ze względu na to, że nie próbowałam namierzyć jej i się z nią spotkać przez te kilka lat, ale według mnie wina była po obu stronach, więc nawet nie starałam się jej przepraszać.

Po dwóch miesiącach nieobecności starszego pana dzieci przestały starać się ukryć swoje teorie dotyczące Wandy.

- Ona go zjadła! W nocy wybiega na łowy i ciągle broni domu, bo tam trzyma kolejne ofiary!

Mijały kolejne dni. Śniły mi się długie, cienkie, ostre zęby wysuwające się z czyichś ust. Z ust Wandy. Zdawało mi się, że stoi nade mną i patrzy. Tylko patrzy. Czasem nachylała się i niemal czułam jej oddech na swoim policzku. To ja miałam być kolejna.

Od koszmarów uwalniał mnie dopiero poranek i ciepłe promienie słońca wpadające przez okno.

Mijał kolejny miesiąc, a ja starałam się nie zbliżać do domu, który właściwie należał już do Wandy. Jednak nic już nie mogło mnie do końca uratować, byłam zbyt blisko, za wiele podejrzewałam. Którejś nocy z koszmaru wyrwało mnie szybkie, paniczne pukanie w okno. Odsłoniłam zasłonę, bo brzmiało tak, jakby ktoś naprawdę potrzebował pomocy. Za szkłem zobaczyłam bladą, przerażoną twarz Wandy. Jej oczy były podkrążone.

- Przyjechałam do mojego dziadka, bo nie odbierał telefonów i zastałam otwarte drzwi i pusty dom – mówiła, a w jej oczach zbierały się łzy. – Chciałam go znaleźć. Czułam... więc nie wychodziłam... ale ostatnio... - Zaczęła szlochać i nie potrafiła mówić w bardziej sensowny sposób. Starałam się poukładać te wiadomości w głowie.

Stuk, stuk, stuk.

Gwałtownie obróciłam głowę w stronę pokoju. Coś stukało, trochę jak palce zniecierpliwionego człowieka o biurko.

Chciałam spojrzeć jeszcze raz na Wandę i spytać ją, co czuła, co się stało, ale jej już nie było. Zniknęła. Otworzyłam okno, licząc, że usłyszę choćby jej pospieszne kroki w którymś kierunku, ale nie usłyszałam nic. Kompletnie nic. Nie słychać było szczekania psów z oddali, wiejącego wiatru, owadów... nic. Żadna noc w moim życiu nie była taka cicha.

Tylko to stukanie o drewno.

Wiedziałam już, gdzie stukało. W mojej szafie. Coś w mojej szafie stukało.

Powoli podeszłam do ciemnych drzwi, po czym niechętnie zaczęłam je otwierać. Przeraźliwie skrzypiały w całej tej ciszy. Bałam się, co mogę zobaczyć, ale coś mnie do tego ciągnęło. Coś...

Dzwonienie. Dzwonienie dochodzące z mojej szafy, dużo głośniejsze od stukania, przeszywające mnie na wskroś, nie pozwalało mi dłużej zastanawiać się nad tym, co robię.

Za drzwiami stały... ściśnięte dzieci. Nawet nie liczyłam, ile ich było. Niektóre z nich to były te same, które wcześniej rozpuszczały w mieście różne plotki.

Jadły coś. Miały długie, ostre zęby jak Kukullowy Pan i ciemne oczy.

Przestały jeść i spojrzały na mnie.

Wszystkie dzieci wykrzywiły usta w nienaturalnie szerokim uśmiechu.

Słyszałam tylko dzwonienie.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 03, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Opowiadania na letnie noceWhere stories live. Discover now