Zatruci

248 29 291
                                    

Od początku byliśmy zatruci. Tylko o tym nie wiedzieliśmy. Jak dwa jabłka, gniliśmy od środka. Nikt tego nie widział. Byliśmy piękni. Żyliśmy w nieświadomości, a tymczasem z każdą chwilą stawaliśmy się coraz bardziej zepsuci i bliżsi śmierci. By w końcu, z uśmiechem wpaść w jej ramiona. Tylko wtedy absolutnie wolni."



Może gdyby wciąż miał trzynaście lat, od razu by się zgodził. Teraz czuł się za stary i pomysł nurkowania z najadami wcale nie wydawał mu się ekscytujący. W ogóle nie miał ochoty na    zmoczenie włosów, bo wiedział, jak trudno będzie je później ułożyć.

Zgodził się za to, by pograli w piłkę. Jednak już po trzydziestu minutach poczuł się znudzony i usiadł na trawie. Oparł się łokciami i obserwował, jak rudowłosa dziewczyna ćwiczy kopnięcia.

Nie zaprzyjaźnili się, bo chcieli. Zaprzyjaźnili się, bo od początku czuli, że są w jakiś sposób inni od reszty. I ta inność ich połączyła.

Pierwszy raz spotkali się pięć lat temu. Mackenzie przyleciała na obóz z Anglii, gdzie obie z matką mieszkały całe życie. Była pulchną, piegowatą i zakompleksioną dziewczynką, jednak szybko została uznana przez Hermesa.

Z nim było inaczej. Od początku w to wszystko nie wierzył. Czekał na moment, kiedy powiedzą mu, że nastąpiło nieporozumienie i wcale nie powinno go tu być. Że znalazł się tu przez przypadek. Przypadek. Całe swoje istnienie uważał za wynik przypadku. Miał wrażenie, jakby wszystko w nim było nie tak i mówiło, że nie pasuje do tego miejsca. Do tego wzgórza, domków, areny i jeziora. Fakt, że w wieku siedemnastu lat wciąż nie został uznany, tylko dowodził jego beznadziejności. Ojciec, niezależnie kto nim był, najwyraźniej się go wstydził.

Nagle poczuł mocne uderzenie w czoło. Zanim zdążył wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, usłyszał salwy śmiechu.

– Kim, pobudka, frajerze!

– Orientuj się!

– Chińczyk ma tak małe oczy, że nie widzi piłki!

Synowie Aresa znów zaczęli się śmiać, a on, wściekły złapał się za pulsujące bólem miejsce. Czuł, że ma na skórze odbity ślad po piłce do koszykówki.

– Ej! Pogrzało was, idioci?! – krzyknęła Mackenzie, stając przed czarnowłosym w obronnym geście

Chłopak wstał na chwiejnych nogach i ze złością spojrzał na trzech napastników. Byli to masywni młodzieńcy, ubrani w krótkie spodenki i zabrudzone podkoszulki.

– Nie wstyd Ci, że dziewczyna musi Cię bronić?

– Frajer.

– Spadajcie stąd, głupie gnojki. – powiedziała dziewczyna i kopnęła brudną piłkę w stronę nastolatków

Chłopcy zrobili unik i wciąż się śmiejąc oraz rzucając wulgaryzmami, odeszli w stronę pawilonu łazienkowego.

Mackenzie tupnęła gniewnie nogą i odwróciła się w stronę przyjaciela.

– Min Soo! Nic Ci nie jest?! – spytała zaniepokojona

– Nie. – odparł, zaciskając powieki, by nie pozwolić spłynąć łzom, które cisnęły mu się do oczu

– Nie przejmuj się. Wiesz, że Josh to rasista. – powiedziała nastolatka, kładąc mu rękę na ramieniu

– W dodatku beznadziejny z geografii.

– Jak większość mieszkańców tego kraju. Bez obrazy.

– Ależ skąd, ja się tu tylko urodziłem i wychowałem. – rzekł chłopak, wzruszając ramionami

Zatruci |PJ|Where stories live. Discover now