Rozdział 38- Podtapiam dwóch olbrzymów.

Zacznij od początku
                                    

~*~

Persp. Olivii

Spiżowe drzwi otwarły się ze zgrzytem. Na marmurowej posadzce rozległo się echo czyichś kroków. Odwróciłam się w stronę, skąd dobiegał ten odgłos i spostrzegłam tam Percy'ego, Annabeth i Grovera.

Nessie, ofiotaur, który pływał w swojej kulce z wody, też ,,odwrócił się" w  ich stronę. Zamuczał żałośnie na ich widok. Jedynie Hestia, wyglądająca jak mała dziewczynka, nadal siedziała przy ognisku na środku sali, wciąż trzęsąc się z zimna.

-Rachel?- Percy spojrzał na rudowłosą z przerażeniem w oczach.

-Znalazłam to.- spojrzała na niego tak, jakby właśnie wyłonił się ze snu- To jest puszka Pandory, prawda?

-Odłóż ten dzban, proszę.

-Widzę w jego wnętrzu Nadzieję.- dziewczyna przebiegła palcami po wzorze na ceramice- Jest taka krucha.

-Rachel.- położył na jej imię duży nacisk.

Jego głos sprowadził ją z powrotem na ziemię. Podała mu naczynie, a on wziął je z jej rąk.

-Um... Percy, czy możemy porozmawiać?- spytałam niepewnie, a mój brat jedynie kiwnął głową.

-Grover,- wymamrotała Ann- rozejrzyjmy się po pałacu. Może uda nam się znaleźć jakieś zapasy greckiego ognia albo pułapki Hefajstosa.

 -Ale...- satyr już chciał zaprzeczyć, jednak córka Ateny przerwała mu kuksańcem.

-Dobra!- zabeczał- Kocham pułapki!

Kiedy odeszli zwróciłam się od razu do Percy'ego:

-Percy, mam ci naprawdę ważną rzecz do powiedzenia.

-Co? Jaką?- zmarszczył brwi.

-Emily powiedziała mi, że Xander też był szpiegiem, nie tylko Silena...- nie dokończyłam, bo brat mi przerwał.

-Akurat tego można się było domyślić, że ten idiota... A zresztą, nieważne.- machnął ręką- Dobra, Olivia, nie przejmuj się tym, będzie dobrze. Jeszcze wygramy tę wojnę.

-Mówisz tak, jakbyś myślał zupełnie inaczej.- spuściłam wzrok na podłogę.

-Oli, to nie tak...- odrzekł smutno- Po prostu... po prostu nie mamy aż tak dużych szans na zwycięstwo, jak Kronos.

-Ehh...

~*~

Podeszłam do pomnika Apolla od strony pleców, jak najciszej umiałam. Wyjrzałam za kamienną nogę boga słońca, aby móc dostrzec dwóch olbrzymów, którzy właśnie burzyli stojącą niedaleko świątynię taty Willa. Pierwszy z nich miał skórę w kolorze wiosennego trawnika, jaskrawo-żółte dredy, w które powciskane były miecze, toporki, sztylety i strzały. Zapewne należały do herosów. Na sobie miał jedynie czarne, poszarpane i zaplamione szorty oraz pancerz w kolorze miedzi. Skóra drugiego z nich była zupełnie biała, za to włosy, które miał związane w kitkę, znajdującą się na czubku głowy, były koloru ciemno-niebieskiego, jak nocne niebo. Za ubranie służyła mu sięgająca aż do ziemi tunika, na którą nałożył pancerz w kolorze srebra. Pewnie Pan D powiedziałby teraz do tego drugiego coś w stylu ,,Ej, ty duży, popatrz na siebie! Jesteś co najmniej brzydki jak noc!", czego ja zupełnie bym nie potrafiła zrozumieć. Czy to normalne, że w takiej chwili przypomina mi się dyrektor Obozu Herosów?

Pierwszy, Pan Trawnik, chwycił w grube dłonie ogromny głaz leżący na kamiennym chodniczku, po czym cisnął nim w ostatnią kolumnę podpierającą dach świątynii. Sklepienie zawaliło się na ziemię. Drugi, Pan Brzydki Jak Noc, wyrwał z ziemi rosnące obok drzewo i rzucił nim za siebie, prosto na posąg Apollina, gdzie stałam i ja. Kamienny łuk Apolla spadł mi na głowę, a ja upadłam na trawę. Obaj giganci odwrócili się w moją stronę, kiedy wydałam cichy jęk, bo głowa zaczynała mnie boleć niemiłosiernie. Już wiedziałam, gdzie będę miała guza...

-Kto tu jest?!- ryknął jeden z nich. Jego głos był bardzo niski, jakby po najniższym tonie na klawiszach fortepianu był jeszcze niższy dźwięk.

Nie powiedziałam już nic. Teraz postanowiłam być cicho i zaatakować z zaskoczenia.

-Bracie, przestań tak krzyczeć, tu nikogo nie ma, nic nie słyszałem.- oznajmił drugi. Jego głos znajdował się na zupełnie innym końcu pianina.

-Przestań robić ze mnie głupca, proszę cię! Przecież doskonale wiem, że coś słyszałem!- krzyknął.

W czasie, kiedy panowie olbrzymi wymieniali uprzejmości, ja szybko i sprawnie przeszłam obok ruin świątynii Apolla. Wspięłam się na nie, i jako że giganci stali przodem do posągu, przy którym wcześniej stałam, nie zauważyli mnie, sama zastanawiam się, czemu.

-Ekhem, panowie- stanęłam dumnie wyprostowana- Chyba wiem, co słyszeliście.- chwyciłam mój Mały Trójząb.

Obaj gwałtownie obrócili się w moją stronę. Na ich minach malowało się zaskoczenie, ale i gniew. Niestety nie mieli zbyt dużo czasu, aby rzucić we mnie jakimś głazem, bo z mojego Trójzębu trysnęło tak dużo wody, że... na moment ich zatopiłam. Stałam tam na gruzach przez dłuższą chwilę, dopóki obaj olbrzymi się nie podnieśli. Byli przemoczeni i wściekli. Pan Trawnik wyciągnął ze swoich dredów jakąś włócznię. Miała srebrny kolor i prawdopodobnie właśnie ze srebra została zrobiona. Cisnął nią we mnie, ale gdyby nie to, że w porę uskoczyłam, byłabym już jedynie większą wersją rybnego szaszłyka.

Kiedy się podniosłam, zauważyłam, że obok Pana Trawnika nie ma już Pana Brzydkiego Jak Noc. Spojrzałam na olbrzyma z dredami pytająco, marszcząc przy tym brwi. Nagle za sobą usłyszałam ciężkie kroki stawiane na kamiennych ruinach świątynii. Obróciłam się gwałtownie w tamtą stronę. To drugi z olbrzymów kroczył w moim kierunku z wyciągniętą wielką piką. Trójząb schowałam do pochwy i wyciągnęłam miecz. Gigant prychnął i pewnym krokiem podszedł do mnie. Stanął naprzeciwko mnie i zrobił największy w swoim życiu błąd. Otóż odłożył swoją broń na chwilę na ziemię, aby rozprostować palce. Widać nie walczył ostatnio. Ja to wykorzystałam i ku jego zdziwieniu natarłam na niego z głośnym okrzykiem: ,,Za niebieskie naleśniki!" czy coś w tym stylu.

Ostrzem miecza drasnęłam giganta w łydkę, ponieważ ten się lekko odsunął.

Olbrzym szybko chwycił w ogromne dłonie pikę i zamachnął się nią, a ja przetoczyłam się do przodu, aby uniknąć przedziurawienia na wylot.

Podniosłam się z ziemi i wspięłam szybko na najwyższy punkt na ruinach. Lekko zdezorientowany wielkolud stał teraz na równi ze mną, to znaczy mogłam patrzeć mu w oczy. Miecz schowałam do pochwy, a wyjęłam mój Mały Trójząb. Gigant nieco się zdziwił. Ja jednak zamachnęłam Trójzębem ku niebu, a po chwili z ziemi wytrysnęły całe pokłady wody w niej zgromadzone. Stety czy niestety (dla olbrzyma) gigant stał na jednym z miejsc, z których wylała się woda. Razem z uchodzącym ciśnieniem poleciał do góry, a dalej... już go nie zobaczyłam więcej. Możecie teraz pomyśleć sobie, że jeśli tak się z tego cieszę, to po prostu jestem okrutna. No co to, to to nie. Po prostu... nie lubię olbrzymów. Mam swoje powody, ale o tym może kiedyś, kiedyś, kiedyś opowiem.

Drugi z gigantów popatrzył na mnie z lekkim... przerażeniem w oczach. Czego tu się bać? Jestem jedynie zwykłą dwudziestolatką, która przed chwilą wykopała w powietrze jednego olbrzyma. To zupełnie normalne!

Jednak po chwili przerażenie zastąpił wyraz żądzy mordu. Ze swoich dredów wyjął jeden z mieczy i cisnął go we mnie tak, jakby jego ręka była cięciwą, a ostrze było jedynie prawie nic nie znaczącą strzałą.

Uskoczyłam przed rzutem, jednak najwidoczniej nie na tyle wystarczająco. Strzała drasnęła moje ramię, które zaczęło lekko krwawić.

-Ha!- na widok mojej ręki od razu złowieszczo się uśmiechnął- Widzisz? Nie jesteś nieśmiertelna.

-Ugh...- mruknęłam zdenerwowana- Ale twój brat też nie jest.- powiedziałam, gdy ciało Pana Brzydkiego Jak Noc opadło metr ode mnie, po czym od razu rozpadło się w czarny pył.

Gigant po chwili spojrzał na mnie z żądzą mordu, po czym oboje rzuciliśmy się prosto na siebie nawzajem. Ja z Trójzębem, on z jakimś mieczem wyciągniętym z dredów.

Nazywam się Olivia Blackely i jestem córką Posejdona [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz