Prolog cz.I

150 22 23
                                    

  Otworzyłem oczy. Był ranek. Słońce przeświecało przez zasłony. Sprawdziłem godzinę, była 06:29. Dokładnie minute przed budzikiem. Jak zwykle.

  Dowlokłem się do łazienki. Widok w lustrze uświadomił mi, że granie w gry planszowe do trzeciej w nocy z moją przyjaciółką było złym pomysłem. Ubrałem się, umyłem zęby i zszedłem do kuchni.

  Mieszkam w domu jednorodzinnym na obrzeżach miasta. Mały domek w stylu amerykańskim. Na dole kuchnia, salon i sypialnia rodziców. Na górze mój pokój, pokój siostry, łazienka i garderoba. Mama jest dekoratorem wnętrz, więc to ona zaprojektowała wystrój. Lubi minimalizm i funkcjonalność, więc w mieszkaniu są tylko najpotrzebniejsze meble. Nie lubię w nim przebywać. Przypomina mi o moim pobycie w szpitalu psychiatrycznym...

  Po chwili namysłu uznaję płatki za dobry pierwszy posiłek. Szybko opróżniam miskę, idę do siebie po plecak i wychodzę jak najszybciej, żeby nie widzieć się z mamą.

  Do szkoły dojeżdżam autobusem. Gdy wchodzę do szatni, dzwoni dzwonek. Szukam szafki dwieście szesnaście i zmieniam buty. Ściany pomalowane są na biało-żółto i całe są zapełnione podpisami uczniów. Wszędzie śmierdzi potem i kretynizmem. Patrzę na zegarek - 08:07.

  Pewnie dostanę ochrzan za spóźnienie. - myślę. Lecz plan lekcji uświadamia mi, że pierwszy mam w-f. Pan Wuefista jest fajnym nauczycielem. Jeśli się ćwiczy i jeździ na zawody, to zwykle się nie czepia. Przerywam rozmyślania i idę zmienić strój.

  Po trzech minutach jestem gotów, więc idę w stronę sali. Z daleka zauważam moją klasę stojącą przed salą gimnastyczną. Gdy dochodzę, widzę, że sala jest zamknięta. I nigdzie nie widzę nauczyciela.

- Hej, co jest? - pytam nie wiadomo kogo.

- Podobno Pan od w-f zachorował - odpowiada mi ktoś z tłumu.

  W tej samej chwili gwar ucicha i słyszę zbliżającą się Panią Dyrektor. Jej wysokie obcasy brzęczą o kafelki. Ma na sobie spódniczkę do kolan, białą koszule i marynarkę. Zgrabne nogi podkreślają jej urodę. Powiadamia nas, że dziś nie odbędą się żadne zajęcia, z powodu jakiejś epidemii, o której od rana mówią w wiadomościach. Przypominam sobie, jak wieczorem wspominała mi o tym moja przyjaciółka Ofelia. Mówiła, że w całym kraju odnotowuje się przypadki zachorowań na nieznany rodzaj wirusa. Zwykle wiedziałbym o takich wydarzeniach więcej, ale w ostatnim czasie mam własne problemy. Razem z innymi udaje się do szatni, aby się przebrać. Ze szkoły wychodzę, jako jeden z ostatnich. Przed budynkiem panują pustki, więc szybko udaję się pieszo w stronę domu.

 Po kilkunastu minutach drogi, gdy otwieram bramkę, słyszę sygnał karetki pogotowia. Ratownicy zatrzymują się naprzeciwko mojego domu. - Pewnie Pan Matterson znowu się upił - myślę nie wiedząc, że jest to coś gorszego niż upojenie alkoholowe...

                                                                 ***

  Witam, to moje pierwsze opowiadanie. Mam nadzieję, że zaczęło się ciekawie. Wszelkie rady mile widziane XD  

Kontakt (zawieszone)Where stories live. Discover now