Rozdział 33

6K 670 520
                                    


Harry nie miał pojęcia, co się z nim dzieje, nie pierwszy raz już zresztą. Jego życie zawsze było chaotyczne, niebezpieczne i niezrozumiałe, a i własnego ciała często nie rozumiał, ale sny o Voldemorcie były niczym w porównaniu z tymi, w których uczestniczył Malfoy. A było ich ostatnio sporo.

— Harry, zrobiłeś kleksa! Skup się — zganiła go Hermiona, a on odruchowo zamrugał kilka razy, żeby wyostrzyć sobie wzrok i spojrzał na swój pergamin. Faktycznie. W miejscu, gdzie miał napisać o ogonie traszki, widniała teraz wielka ciemna plama. — Co się z tobą ostatnio dzieje? To przez tych Śmierciożerców? — zapytała, a jej mina od razu złagodniała.

Potter postanowił chwycić się koła ratunkowego, jakie nieświadomie mu rzuciła.

— Tak —  westchnął, odpychając na chwilę myśli o Draconie na dalszy plan. — Czuję się winny.

I niewiele tu skłamał, bo faktycznie się tak czuł. Gdyby zamiast wrócić do Hogwartu, przyjął ofertę posady w Ministerstwie, może ci mugole wciąż by żyli.

— Stary, przecież to nie ty strzeliłeś ich zaklęciem — westchnął Ron, odkładając swoje pióro obok okropnie pokreślonego pergaminu, który udowadniał, jak ciężko było Gryfonowi zrozumieć eliksiry. — Daj spokój. Nie odpowiadasz za każdą śmierć w magicznym świecie.

Hermiona od razu gorączkowo pokiwała głową i położyła dłoń na dłoni Harry'ego.

— Nie zadręczaj się tak. I tak im to nie pomoże — powiedziała.

Potter prychnął i cofnął rękę, a później znów złapał w nią pióro i udał, że zajmuje się czytaniem podręcznika do Eliksirów, chociaż czuł się, jakby właśnie czytał Starożytne Runy. Z obu tych przedmiotów tyle samo rozumiał. 

Wielkie nic.

Ron i Hermiona wymienili spojrzenia ponad stołem, ale nie zobaczył tego, bo jego pusty wzrok znów wlepiony był w coś zupełnie przypadkowego, tudzież tekst autora książki. O czym naprawdę myślał Harry? O wszystkim po trochu.

Najbardziej skupiony był na Malfoyu. Chociaż od zdarzenia na błoniach minęło kilka dni, podczas których nie mieli na szczęście zbyt wiele czasu, w którym i tak udawaliby, że nic się nie wydarzyło, Harry wciąż zastanawiał się, co podkusiło go do myśli o pocałowaniu Draco, a co dopiero do chęci zrobienia tego.

A później przypominał mu się smak jego ust, których miał przyjemność posmakować tylko raz i to nie do końca świadomie, bo był wtedy w wielkim szoku. Pamiętał dotyk Malfoya, tak inny od tego, którym obdarzał go, gdy często przybijali sobie piątki. Walczył ze sobą tak mocno, jak tylko był w stanie, a wydawało mu się nawet, że bardziej, ale wciąż nie mógł się opamiętać. Od kilku dni myślał tylko o tym, żeby strzelić Nilla jakimś wyjątkowo upierdliwym zaklęciem, za to, że im wtedy przerwał. Mimo to nie miał odwagi, żeby sprowokować kolejną taką sytuację. Nie chciał zostać wyśmiany, a nie miał pewności, że Draco nie zachowa się właśnie w ten sposób, gdyby spróbował go pocałować.

To brzmiało dziwnie nawet w jego myślach; całowanie Malfoya, niedorzeczność. A jednak gdy przed oczami stawała mu taka właśnie sytuacja, nie wydawała się niedorzeczna. I właśnie w ten sposób Harry krążył w kółko, kłócąc się sam ze sobą, zasłaniając się rękami i nogami przed tym pragnieniem, aż w końcu nadszedł ostatni tydzień przed świętami, który skończyć miał się wyprawą do Hogsmeade i balem bożonarodzeniowym. I wyszło tak, że był już piątek, a Harry przypomniał sobie, że nie ma z kim pójść.

Do głowy od razu przyszedł mu Malfoy, ale momentalnie zrozumiał, jaki to głupi pomysł i zganił sam siebie. Ich relacja była ostatnio dziwna. Nie ignorowali się, ale wciąż mijali, a Harry zaczął wątpić, by było to tylko zrządzenie losu. Pasowało mu jednak to, że nie spędzał z Draconem więcej czasu, niż musiał i nie miał zamiaru tego zmieniać, dopóki nie zrozumie sam siebie, a na to się raczej nie zanosiło.

Pokochać drania || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz