4. Procenty zastąp miłością

131 16 1
                                    

Cassidy's P.O.V.

W moim mniemaniu odpinał sukienkę przesadnie wolno. Gdy chciałam odejść wraz z przygotowanymi dla mnie ubraniami, on dotknął zapięcia mojego stanika.

- To też? - poczułam palący mój kark oddech. Wyrwałam się poza zasięg jego dłoni i czmychnęłam do łazienki w towarzystwie jego irytującego chichotu.

Przez jego wielmożną hojność ubrana byłam w jego koszykarskie spodenki, które sięgały mi do łydek i zwykłą czarną koszulkę, pewnie najmniejszą, jaką miał.

- A jakbym opchnął twoją kieckę, to ile bym dostał? - zapytał, gdy ponownie zjawiłam się w salonie.

I nagle przez taką bezmózgą wypowiedź wpadłam na genialny pomysł, który mógłby przynieść wiele korzyści królestwu.

- Przekonamy się - mruknęłam z uśmiechem. Z westchnieniem opadłam na moje miejsce i wzięłam do ręki lampkę trunku, która znów zdążyła się zapełnić, a nie mogło się przecież nic zmarnować.

***

Gdzieś pomiędzy naszym śmiechem Justin oblał winem siebie i moją sukienkę, którą położyłam na kanapie obok niego. A z racji tego, że jego dotąd śnieżnobiała bluza teraz była przyozdobiona czerwoną, nierównomierną plamą w okolicy brzucha, postanowił ją zdjąć. Wstał ospale z kanapy, odłożył lampkę z trunkiem, nie przestając rechotać, złapał ją za kołnierzyk i pociągnął.

W taki oto sposób znalazł się przede mną prawie obcy mężczyzna, do połowy nagi.

Nagle nie było mi do śmiechu. A zamiast tego poczułam silną potrzebę wstrzymania powietrza. Poznawałam tatuaże widniejące na jego ciele i nagle zapragnęłam poznać historię każdego. A naprawdę było ich dużo. Klatka piersiowa, plecy, rękawy, podbrzusze były podkreślone tuszem. I dziwnym trafem mój wzrok został chwilkę dłużej na podbrzuszu i na jego wyrzeźbionych mięśniach brzucha.

Zrobiło mi się gorąco.

- Przygryzasz wargę, Cassidy. Czy widzisz coś interesującego?

Justin pod siłą mojego spojrzenia miał pełne prawo poczuć się zgwałconym.

Zawstydziłam się, a chłopak chciał to perfidnie wykorzystać. Wyprostował się dumnie i powoli do mnie podchodząc, położył się obok mnie na kanapie. Nie zwracając uwagi w ogóle na to, że ma ona maksymalnie metr szerokości i ledwie jedna osoba się na niej mieści, zaczął się do mnie powoli przybliżać z zadziornym uśmiechem na ustach, a ja coraz bardziej zbliżałam się do krańca kanapy, zaczynając obawiać się o zderzenie się mojego tyłka z podłogą.

Poczułam, że sucho mi w ustach.

I spadłam. Boleśnie. Po pokoju rozległ się głuchy huk pupy spadającej na panele podłogowe. Syknęłam cicho, sekundkę poleżałam na podłodze opłakując mój los, aż usłyszałam donośny, dźwięczny śmiech i zobaczyłam blond grzywkę, wpatrującą się we mnie znad sofy i karmelowe oczy, w których tańczyły radosne ogniki. Nie chciałam dać tej satysfakcji chłopakowi, więc wstałam i usiadłam obok niego, gładząc prawy pośladek, który najbardziej na tym ucierpiał.

- Boli cię? - zapytał, starając się przybrać współczujący wyraz twarzy.

Przytaknęłam skwaszona.

- Daj, pomasuję - powiedział. A kiedy się gwałtownie odsunęłam, widząc jego zbliżającą się dłoń, wybuchła kolejna fala śmiechu Justina. - Nie musisz się mnie bać, ja nie gryzę. A jeśli tak, to tylko w taki sposób, który ci się spodoba.

Nobody said that princess must be polite || BIEBEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz