Day twenty four

645 35 2
                                    

Zanim przeczytasz ten rozdział sprawdź, czy nie przegapiłeś Day nineteen, ponieważ przez moją głupotę nie wstawiłam go w odpowiedniej kolejności i w odpowiednim czasie.

Miłego czytania :)


Odkąd tylko przyszłam do pracy, miałam pełne ręce roboty.

Cały czas biegałam między stolikami, to z zamówieniami, to z zamiarem sprzątnięcia naczyń po klientach i tak w kółko.

Nie miałabym tyle roboty, gdyby Kaya, dziewczyna, z którą mam zmiany, przyszła do pracy. W duchu przeklinałam ją na różne sposoby, które, kiedy wypowiedziałabym je głośno, dużo osób by mnie zbluzgało i uznało za wyznawce szatana.

Miałam tyle pracy, że nawet nie mogłam iść do łazienki, wysikać się, przez co od dwóch, długich godzin, ściskałam uda, żeby przypadkiem nie poplamić nowo kupionych spodni, na których na sto procent widać było ogromną, ciemną plamę i modliłam się o zbawienie mojej duszy.

Jak na zawołanie w lokalu pojawił się Ashton, więc kiedy tylko przyniosłam zamówienie jednej parce, pognałam w jego stronę, od razu ściągając z siebie czarny fartuszek.

-He...- rzuciłam w niego ciemnym materiałem, co spowodowało, że zamilkł -Co jest?

-Muszę się wysikać- jęknęłam, rozpoczynając bieg w stronę łazienek -Zastąp mnie na chwilę- krzyknęłam, zanim wybiegłam z pomieszczenia.

Głośno odetchnęłam, kiedy opuściłam kabinę, przez co jedna starsza pani, stojąca przy umywalce, posłała mi grymas. Zignorowałam to, ponieważ kiedy ona byłaby w takiej potrzebie jak ja, też by się tak zachowała.

Umyłam ręce, po czym wyszłam z łazienki, prosto do zatłoczonego lokalu, po którym pomykał Irwin.

Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, jak stara się wszystko opanować.

Z szatni dla pracowników, wzięłam drugi fartuszek, należący do nieobecnej dziś Kayi i wiążąc go na szybko w pasie, ruszyłam znów do pracy.

-Nie chcesz sobie odpocząć?- spojrzałam na Ash'a, który właśnie mnie mijał i tylko zdążyłam pokiwać mu przecząco głową. Nie miałam czasu na przerwę, kiedy w lokalu było tyle ludzi.

Kiedy odrobinę się uspokoiło, pozwoliłam sobie usiąść za ladą i napić się wody, a po chwili blondyn do mnie dołączył i razem obserwowaliśmy ludzi siedzących przy stolikach i uśmiechających się do siebie.

-Zasługuję na nagrodę, za to, że Ci pomogłem- poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi, przez co po moim ciele przeszedł mocny, ale przyjemny dreszcz.

Wywróciłam teatralnie oczami, odwracając głowę w jego stronę i całując go szybko i kącik jego ust.

Loczek mruknął niezadowolony, ale nic nie powiedział.

-Mamy na dzisiaj jakieś plany?- zagadnęłam, wyciągając spod lady paczkę żelków, otwierając ją z wielkim szelestem, po czym wyjmując z niej jednego i podając blondynowi, który chwycił go zębami.

-A na co masz ochotę?- skrzywił się, kiedy zorientował się, że cukierki były kwaśne.

-Kręgle? Gokarty? Strzelnica?

-Ooo! Strzelnica będzie super pomysłem po dzisiejszym dniu!- pisnął zachwycony, na co parsknęłam głośnym śmiechem, zwracając uwagę klientów.

Odchrząknęłam, poprawiając nerwowo włosy.

-Chyba powinnam wracać do pracy- mruknęłam, czując, ze się czerwienię.

It's just a bet || Ashton Irwin || ZAKOŃCZONEМесто, где живут истории. Откройте их для себя