3.

2.5K 152 155
                                    

3. PÓJŚĆ NA RANDKĘ Z JEDNĄ DZIEWCZYNĄ, CAŁOWAĆ SIĘ Z DRUGĄ, CZYLI TROCHĘ O OGIERZE MALFOYU

Wytrzeźwiałem, więc mój jakże wyśmienity plan znalazł się na pierwszym miejscu rzeczy do zrobienia. Musiałem znaleźć dziewczynę, z którą bym się trochę pobujał i ją rzucił. W każdym razie jak to bywa z Malfoyami, nie szukałem długo. Po prostu postanowiłem przejść się po szkole, przysłuchać myślom napotkanych kobiet i wybrać taką nie za mądrą, ale też nie za głupią. Coby wiedziała, gdzie i co włożyć. Minąłem trzecie piętro, gdy usłyszałem cichutki głosik z uwielbieniem wymawiający moje imię.

Swoją drogą, nadal nie miałem pojęcia, jak wyłączyć mój nowy dar. Udało mi się jednak nauczyć przyciszać głosy znajdujące się dalej niż parę metrów. Musiałem wtedy bardzo się skupiać, przez co stałem się nowym obiektem śmiechu Zabiniego.

Wracając do teraźniejszości, wyjrzałem zza rogu. Moim oczom ukazała się Samantha Werber. Znów ona? Czy to przeznaczenie, a może ktoś z góry dawał mi znak, bym porządnie zaruchał? Oczywiście, nie można się sprzeczać z bogami, więc sekundy później stałem obok dziewczyny.

– Cześć.

– Cześć – wyjąkała brunetka, rumieniąc się.

Wskazałem ręką na korytarz, gestem zaprosiwszy do wspólnego spaceru. Bez wahania przytaknęła. Z początku było cicho, jednak z czasem Samantha zdawała się bardziej otwierać. Gdy tak mi o czymś opowiadała, zauważyłem, że miała słodki głosik. Brakowało mi w nim jedynie stanowczości i pewności siebie.

W ogóle wiedzieliście, że z dziewczynami można rozmawać jak z kumplami? Ja nie! Moje tete-a-tete z płcią przeciwną zazwyczaj kończyło się... czymś gorętszym. Dla tych dociekliwszych zdradzę, że wtedy nasze usta były zajęte, ale na pewno nie gadaniem.

Odprowadziłem Samanthę pod chimerę, za którą znajdował się pokój wspólny Krukonów.

– Może spotkamy się jutro? – spytałem bezsensownie, całkiem pewny odpowiedzi.

Twierdzącej.

– Przykro mi, Draco. Jutro nie dam rady.

Zdziwiłem się nie na żarty. Do tej pory jeszcze żadna dziewczyna mi nie odmówiła. No, może poza Granger, ale szlamy nie liczą się w jakichkolwiek rankingach.

– Jasne.

– Może pojutrze? – zapytała wreszcie, a w jej głosie usłyszałem nadzieję.

Masz szczęście, Samantha! Już chciałem dać sobie z tobą spokój.

– O osiemnastej na błoniach.

Odszedłem.

* * *

Dochodziła szósta, kiedy szedłem przez korytarze w lochach. Za pięć minut będę na miejscu. Zwolniłem kroku, by na wszelki wypadek nie przyjść za wcześnie. Nienawidziłem czekać na ludzi. To ludzie powinni czekać na Malfoya. Przekraczając próg zamku, wziąłem głęboki wdech. Świeże powietrze miło mnie owiało. Uwielbiałem jesień. Nie tylko dlatego, że miałem urodziny w listopadzie, ale za pogodę, różnorodność kolorystyczną czy deszcz. Kto w końcu nie lubił deszczu? Oczywiście, pod parasolem, żeby nie zepsuć fryzury.

Dotarłem do wielkiego drzewa, który stanowił punkt spotkania.

Samantha miała szczęście, że już tam stała. Gdy się tak zbliżałem, mogłem dokładnie zlustrować ją wzrokiem. Pogarulowałem sobie w myślach wyboru. Była szczupła i zdecydowanie w moim typie. Jeżeli nasze spotkanie pójdzie tak, jak założyłem, jeszcze przed jedenastą Samantha trafi wprost do mego łoża.

Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa || HP, Dramione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz