11

37.5K 1.4K 1.6K
                                    

Od pierwszej lekcji tematem głównym w szkole była wielka impreza. Na stołówce każdy stolik huczał tylko o tym. Ludzie wiedzą że nie idą byle gdzie i do byle kogo więc są podekscytowani. Wielkie ,, fanki " zespołu mają nadzieje, że chłopcy coś zagrają. Ja sądzę że będą zbyt nawaleni, aby pamiętać jak gra się na czymkolwiek.

Isabelle jest cała w skowronkach ponieważ po pierwszej lekcji Michael zaproponował jej pójście razem. To urocze.

- Ziemia do pani Blossom. - Ironiczny ton mojej przyjaciółki usłyszałam, aż z końca klasy wow.

Nauczyciel od chemii wyszedł właśnie skserować jakieś papiery więc klasa żyje własnym życiem, jak to zazwyczaj bywa.

- No co jest? - Pytam leniwie. Bardzo leniwie.

- Pytałam, jak ubierasz się na dzisiejszą imprezę. - Wstała i podeszła do mojej ławki. - Imprezę w twoim tymczasowym domu. - Szepnęła mi na ucho.

- Wiem, gdzie się odbędzie Iss daruj sobie. A co do pytania to nie wiem jeszcze. Pewnie to w czym jestem teraz.

Jej wzrok zmierzył mnie od góry do dołu. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i prychnęła śmiechem.

- Wiesz, że kocham ciebie i twoje poczucie humoru, ale to. To jest poważna sprawa Cass.

- Ale ja wcale nie żartowałam debilko. To tylko domówka u Hemmingsa. Dla kogo ja się mam tam stroić?

- Choćby dla niego? - Posłałam przyjaciółce dziwaczne spojrzenie, i w tym samym momencie do dali wszedł nauczyciel więc każdy nagle stał się grzecznym aniołkiem.

Po jakiś parunastu minutach rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Razem z Iss wyszłyśmy z sali rozmawiając o tym jak dziewczyna ma się ubrać.

- Wiesz myślałam nad tą czerwoną sukienką którą dostałam od Aleca. - Alec to brat Iss, i w sumie lubię go. Jest na studiach medycznych, ale zawsze, gdy do nich przychodzę a on jest w domu robi mi kakao.

- Niee, jest zbyt oficjalna.. - Mlasnęłam. - Możesz ubrać tą dopasowaną czarną i na to katanę? Ładnie tak wyglądasz. - Włożyłam książki do szafki, bo na dziś moje zajęcia się już kończą.

- Ooo faktycznie! Jak ty to robisz, że sama się dobrze nie ubierzesz, ale doradzić komuś potrafisz znakomicie? - Milusia. - Dobra lecę bo mam jeszcze dodatkowe z matmy. Zdzwonimy się przed imprezą.

- Na razie. - Pocałowałam przyjaciółkę na odchodne w policzek i ruszyłam w stronę wyjścia ze szkoły.

Czuję się jakby był piątek, a to dopiero środa.

W domu byłam po jakiś pięciu minutach, b o akurat jechał autobus i Bogu dziękowałam, że dłużej nie rozmawiałam z Iss, ponieważ naprawdę nie chciało mi się iść na nogach.

- Dzień dobry. - Powiedziałam wchodząc do domu i kładąc na podłodze torbę.

- Cześć Cassie. - Z kuchni wyszła Liz, która była już gotowa na ich wyjazd. - My już jedziemy, i wrócimy w niedziele. Mieliśmy być tam krócej, ale moja mama zachorowała i muszę się nią zaopiekować przez te pare dni wiesz jak jest. - Przytaknęłam, a obok kobiety pojawił się jej partner. - Twoja matka kazała ci nie dawać kluczy, ale jeżeli chcesz mogę ci je oddać.

Kiedy obca kobieta ufa ci bardziej niż własna matka..
Aha?

- Nie, nie trzeba. - Uśmiechnęłam się. - W najgorszym wypadku pójdę do przyjaciółki.

- No dobrze. Luke ma pieniądze na jedzenie więc, jeżeli będziesz głodna nie krępuj się i poproś go o te pieniądze, bo są one dla waszej dwójki. Pilnuj, aby Luke nie spalił tej chaty.

Living With The Enemy - Hemmings Donde viven las historias. Descúbrelo ahora