•Prolog•

26 2 0
                                        

Kiedy miałem 5 lat uczyłem sie z tatą jeździć na dwukołowym rowerze. Od razu załpałem odpowiedni balans. Z uśmiechem dziecka zacząłem pedałować i byłem w stanie jechać przed siebie, nie zważając na konsekwencje. I byłem szczęśliwy.

W wieku 15 lat uzbierałem odpowiednią sumę pieniędzy, aby kupić dwukołową, diabelską maszynę. Jeżdżenie na motocyklu było o wiele łatwiejsze, ponieważ potrafiłem utrzymać równowagę poprzez jazdę rowerem. Kiedy czułem pod sobą dwie opony przecinające asfalt, adrenalinę i wiatr we włosach, byłem szczęśliwy.

Teraz, kiedy skończyłem niedawno 20 lat, nadal jeżdżę na dwóch kołach. Historia lubi się powtarzać, prawda?
Tylko, że w tym przypadku nie potrafię zmusić się do chociażby jednego głupiego uśmiechu. Te wszystkie współczujące spojrzenia skierowane zawsze w moją stronę są przytłaczające.

Jazdę rowerem szybko opanowalem. Od razu wiedziałem, jakbym miał to we krwi. Na motocyklu czułem w końcu, że żyje. Każdy podmuch wiatru przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Każde muśnięcie sprawiało, ze chciałem żyć.

A teraz jeżdżę na wózku inwalidzkim już 2 rok i nadal nie umiem jechać przed siebie. I już nic mnie nie uszczęśliwia.

Double Destroyed°Where stories live. Discover now