Wagary, czyli jak skończyło się moje opuszczanie zajęć

58 8 16
                                    

-Idę do szkoły!- Krzyknęłam trzaskając zniszczonymi drzwiami od domu

Założyłam przetartą w paru miejscach jeansową kurtkę i poprawiłam kucyka na głowie. Na skrzyżowaniu skręciłam w ulice przeciwną do tej prowadzącej do mojej szkoły. Nie planowałam tam iść, ostatnio pojawiałam się tam coraz rzadziej. Po chwili marszu dotarłam na przystanek, w ostatniej chwili nacisnęłam guzik otwierający drzwi i wpadłam do środka klnąc pod nosem. Po kilku przystankach wysiadłam z pojazdu. Na przystanku zobaczyłam moich znajomych

-Hej, co dzisiaj robimy?- zapytałam

-Eli znalazła nam cel- powiedział poważnym tonem Mike

-Jaki? -zapytałam lekkim tonem

-Jest taki jeden diler w Englewood, podobno ma problem, płaci gotówką- odpowiedział swoim wysokim głosem El

-Wchodzę w to.

Krzyknęłam chyba trochę za głośno bo jakaś kobieta odwróciła się, dziwnie na nas patrząc. Rozmawialiśmy na środku ulicy, nie martwiąc się że ktoś na nas doniesie, w Chicago ludzie mieli swoje sprawy i problemy, i nie przejmowali się innymi.

-To chodźcie do mnie, weźmiemy samochód i ruszamy- nakazał Mike, który mieszkał przecznice dalej.

***

-Czuję się jak jakaś tajna agentka zmieniając te tablice -powiedziałam siłując się z tablicą rejestracyjną samochodu

-To ciesz się bo na agentkę nikt cię nie przyjmie- zaśmiał się Mike

-Bardzo śmieszne cwaniaku, dobra rusz swój piękny tyłeczek i jedziemy.

Po chwili wszyscy byliśmy w aucie, nie lubiąc roboty w ciemno po chwili zapytałam:

-Wie ktoś w ogóle co to za robota?- Odpowiedziała mi cisza , jak zwykle zresztą. - Jak znowu okaże się że porywamy się z motyką na słońce, to przysięgam że was zamorduje.

-Wyluzuj Carter- krzyknęła Elena

-Jasne - mruknęłam pod nosem

-Słuchaj- warknął zdenerwowany Mike- wiemy tylko że gość chcę od nas pomocy, nie znamy szczegółów, więc łaskawie przestań marudzić

Przez resztę drogi się nie odzywałam, wiem że gra w którą gramy nie jest łatwa, a "nasz świat" umie wykończyć, ale ja chciałam tylko wiedzieć w jakie bagno się pakujemy.

***

Wysiadając z auta nadal obrażona trzasnęłam drzwiami, wiem że to dziecinne, ale trudno. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o nadchodzącej adrenalinie, działa na mnie jak narkotyk, uzależnia. W trójkę weszliśmy do obskurnego domu, no tak czego miałam spodziewać się po jakimś dilerze.

-Ściana! -krzyknął Mike- jesteś tu?

-Facet nazywa się ściana? -prychnęłam, El tylko wzruszyła ramionami

Zza ściany wyszedł wysoki blondyn, był chudy, a na rękach miał ślady po igłach, pewnie ćpał wszyscy handlarze tak kończą.

-Tu jestem- powiedział nowo przybyły

-Więc co to za robota? - zapytałam stawiając krok do przodu

-Musicie mnie chronić, ktoś chce mnie zabić -powiedział

-Łoł facet, nie jesteśmy firmą ochroniarską -powiedziałam

-Zapłacę -ściana stawiał na swoim

-Ile?- zaciekawił się Mike

-1000$ na głowę

-2000$ -rzuciłam niby od niechcenia

-1500$ albo możecie się zbierać do domu- targował się blondyn

-Stoi - powiedzieliśmy w tym samym czasie z Mike'iem

-Powiedz tylko jeszcze jedną rzecz, dlaczego akurat my?

-Bo jesteście najtańsi-odpowiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie

-Dupek -mruknęłam

Później ściana, który za wszelką cenę nie chciał podać prawdziwego imienia, opowiedział jak zaczął dostawać listy z groźbami, a wczoraj ktoś próbował go zabić i stałoby się to gdyby nie odrobina szczęścia czyli jakiś facet, który obezwładnił napastnika. Mówił też że jego przeciwnik jest niesamowicie silny i tym podobne, ale zignorowałam to.

***

Dochodziła godzina 19, a Chicago zrobiło się ciemno, szłam właśnie pustymi uliczkami wypatrując potencjalnego zagrożenia. Była moja kolej na patrol, który robiliśmy co godzinę. Nie planowałam wrócić na noc do domu. Popatrzyłam na zegarek w telefonie, gdy zobaczyłam która jest godzina wyłączyłam urządzenie, nie chcąc by mój tata do mnie dzwonił.

Skupiłam swój wzrok na okolicy, widziałam kilka osób wracających zapewne z pracy i chcących znaleźć się jak najszybciej w swoich domach. Skręciłam w jedną z tych ciemniejszych i niebezpiecznych uliczek. Minęłam jakiegoś ćpuna leżącego obok starego śmietnika, należącego zapewne do jakiejś knajpki z głównej ulicy. Szłam dalej widząc migającą zniszczoną latarnie, nie byłam pewna czy przecznica, którą aktualnie się poruszałam nie jest ślepa, ale mimo to brnęłam w nią dalej. Nagle z dachu za mną zeskoczył mężczyzna, stałam zdziwiona patrząc na faceta. Co prawda dach miał około 2 metrów wysokości, ale on zeskoczył z niego jak ze schodka.

Stałam zszokowana nie wiedząc jak zareagować, instynktownie cofnęłam się krok do tyłu. Nagle mężczyzna zmienił się w wielkie stworzenie, miał sierść na całym ciele, był wielki i poruszał się na czterech łapach. Wyciągnęłam z kabury mój pistolet, który zawsze nosiłam przy sobie. Wystrzeliłam kilka pocisków, ale na potworze nie zrobiło to żadnego wrażenia.

-Co do kurwy... -nie zdążyłam dokończyć, ponieważ napastnik rzucił się na mnie.

Stworzenie powaliło mnie na ziemie i przejechało swoimi pazurami po moich żebrach, z ciała zaczęła płynąc krew. Wrzasnęłam czując jak zdzieram sobie gardło. Trzęsącą się ręką sięgnęłam po pistolet obok mnie, strzeliłam w miejsce gdzie bestia powinna mieć serce, ale ona nawet nie zwróciła na to uwagi. Nagle z budynku z którego wcześniej pojawił się mój napastnik zeskoczyły dwie postacie. Obserwowałam walkę przybyszy, potwór atakował ludzi, a ja próbowałam niezdarnie doczołgać się do ściany, udało mi się to po dłuższej chwili. Gdy się odwróciłam zobaczyłam jak bestia rani jednego z mężczyzn, a przynajmniej wydawało mi się, że to facet. Drugi krzyknął coś, ale wydawało mi się to bardzo odległe, świat dookoła wydawał mi się rozmazywać, jedyne co pamiętam to że mężczyźni zabijają potwora.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 12, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

My demonsWhere stories live. Discover now