Wizyta domowa

4.4K 520 365
                                    

Na czas mojej ,,kary" byłem tymczasowym woźnym. Za każdym razem, kiedy pomyślałem sobie, że najgorsze co w życiu robiłem, przypominało mi się, że Shiba robi teraz dokładnie to samo. Plus, okazało się, że nadgarstek jest tylko obity i ma żadnych przeciwwskazań żeby trenować. Zjadłem pół paczki tabletek przeciwbólowych żeby móc normalnie uczestniczyć w treningu i nie popłakać się z bólu.

- Kageyama, strach się ciebie bać – powiedziała Tanaka. – Naprawdę chciałeś rozbić łeb Shiby?

- Naprawdę – burknąłem.

- Łał – on i Noya powiedzieli to równocześnie. – Niedługo będziesz postrzegany za straszniejszego od Asahiego. – dodał Noya.

Asahi spojrzał na mnie tak jakby czekał na ten dzień, kiedy to przede mną, nie przed nim będą uciekać pierwszoklasistki. Kapitan odchrząknął i wszyscy stanęli na baczność.

- Powinieneś się cieszyć Kageyama, że nie zawiesili cię. Bardzo się cieszę, że jesteś męski i bohaterski, ale przestań zabijać ludzi. Potrzebujemy cię żeby dostać się na narodowe.

Rozumiem, że może być zły, że mam teraz mniej czasu na treningi, bo muszę sprzątać szkołę. Na szczęście Hinata zostawał ze mną dłużej żeby pracować nad naszym błyskawicznym atakiem. Teraz wychodziliśmy jako ostatni. Dzisiaj Hinata stanął przede mną i spojrzał na mnie wyczekująco.

- Bo wiesz, Kageyama-kuuun –powiedział a ja wiedziałem, że ta mała larwa czegoś chce. – Bo ja nigdy nie byłem u ciebie a ty u mnie byłeś mnóstwo razy.

Zamrugałem oczami kilka razy.

- Czekaj – wymamrotałem. – Czy ty chcesz wbić się do mojego domu, pasożycie?

- Nie jestem pasożytem! Chcę tylko zobaczyć jak się mieszka samemu.

- I właśnie jesteś pasożytem, bo tylko to cię interesuje.

Patrzył na mnie błagalnie, jak mały szczeniak, który prosi o coś. Wywróciłem oczami.

- No dobra – mruknąłem. – Chodź. Tylko nie spodziewaj się cudu. Jak chcesz coś jeść to musimy zrobić zakupy.

Zakupy też go podniecały. Biegał po sklepie z koszykiem i wrzucał do niego głównie to, co sam by zjadł, czyli za dużo mięsa w stosunku do reszty.

- Nie mam tyle pieniędzy – ostudziłem jego zapał, odkładając produkty na swoje miejsce. – Zrobię ci miso. To bardzo zdrowe jedzenie.

Nie narzekał, kiedy dałem mu jeszcze nadziewaną bułeczkę. Trzeba sobie zapisać gdzieś, że łatwo go pokonać jedzeniem.

- To tutaj?! – pisnął, podekscytowany, kiedy zatrzymaliśmy się przed moim blokiem.

- Tak, tak. Uspokój się, kretynie. To dom jak dom.

Kiedy wspięliśmy się na górę i otworzyłem mu drzwi, wpadł do środka jak burza. Tak z przyzwyczajenia sprawdziłem biuro i sypialnię ojca. Puste i zagracone, bez zmian. Hinata już czynił wokół większy chaos niż był.

- Ale tu brudno – podsumował. – Nie sprzątasz tutaj?

- Ostatnio nie mam czasu – przyznałem. – A chcesz zrobić to za mnie?

- Nie bardzo – przyznał. – Ale jestem głodny.

- Jak chcesz jeść to musisz czekać.

Kiedy ja przygotowywałem posiłek, on robił rozpoznanie terenu. Larwa wbiła się do mojego pokoju i bezkarnie wywróciła go do góry nogami. Tylko słyszałem jak śmieje się z czegoś, co tam znalazł. Zastanawiałem się z czego, przecież nic tam prawie nie trzymam.

Moje prywatne słońceWhere stories live. Discover now