Wtopiony w srebro

2K 309 87
                                    

Siedział spokojnie na chłodnej ławeczce na końcu pomostu i spoglądał w dół, w głąb mętnej, brudnej wody uderzającej gwałtownie w filary. Zaskakująco jasna skóra mocno kontrastowała z czarnymi ubraniami, a białe, lekko przydługie włosy powiewały na silnym wietrze, łaskocząc jasnoniebieskie oczy okolone równie białymi rzęsami i brwiami.

Przychodził tam zawsze, gdy fałszywe stwory naokoło zbyt go irytowały, gdy miał dosyć niepochlebnych spojrzeń i niechęci osadzonej w zachowaniu ludzi. Jakimś cudem ostatecznie pod koniec każdego dnia kończył właśnie tam – na niezbyt ruchliwym pomoście, na kamiennej ławeczce, otoczony chłodem przesiąkającym go z każdej strony.

Nikt, kto przechodził obok niego, nie wiedział kim jest, jak się nazywa, czy nawet ile ma lat. To były nieistotne szczegóły gubiące się gdzieś pomiędzy zachwytem drugą osobą, a ignorancją skierowaną w jej stronę. Ale jedno trzeba było przyznać – był wyjątkowy i nie tylko albinizmem zasługiwał na to miano. Wiele przypadkowych przechodniów uważało go za osobę aspołeczną, ale czy faktycznie takową był? Siedząc sam i pojawiając się tam o zmierzchu – prawdopodobnie. Ale wcześniej? Zanim cała ta sztuczność wlazła mu pod skórę? Zanim kłamstwa powbijały się w jego ciało niczym tysiące małych szpileczek? Jaki był? Szczęśliwy, pełny życia, optymistyczny, szalony?

Odpowiedzi na niektóre pytania potrafią być zbyt osobiste i zagrzebane pod warstwą gruzu zwanego próbą zapomnienia, by dzielić się nimi z innymi.

Jednak miał kiedyś przyjaciółkę, której jako jedynej kompletnie ufał. Często chodzili razem do parku i to była ta "ich rzecz". Poznali się w pierwszej klasie liceum, nie mieli wspólnych zajęć, ale zatłoczony korytarz w zupełności wystarczył im, by spojrzeć sobie w oczy po raz pierwszy i wytworzyć tę dziwną więź. Niezapomnianą. Później było już tylko z górki, prawda?

Nie, nie prawda, bo przyjaźń, taka prawdziwa, nie jest łatwa ani tym bardziej pusta.

— Czy jeśli kiedyś mnie zabraknie, będziesz wciąż wypatrywać mojej sylwetki w tłumie? — zapytała go kiedyś.

— A czy gdybym ja uciekł kiedyś bez pożegnania, próbowałabyś mnie znaleźć? — odpowiedział, a Ona przekrzywiła głowę na bok, marszcząc brwi i zadarty nosek. — Dla oczywistych pytań są zarezerwowane oczywiste odpowiedzi, ale czasami wypowiedzenie ich wydaje się zbyt głupie i takie niepotrzebne, nie uważasz? — Uśmiechnął się zawadiacko, przyciągając do siebie, by mogła wtulić się w jego ramię i schronić przed chłodem.

Ich relacja nie opierała się na rozmawianiu o pogodzie czy chodzeniu na coraz to nowsze festiwale. Oni woleli na spokojnie przeanalizować otaczający ich świat, siedząc na starej ławce, z której biała farba gdzieniegdzie już się odprysnęła. Czasami wystarczyło im tylko spojrzeć na jakiegoś porzuconego szczeniaczka, by zacząć wyzywać ludzi od bezdusznych stworzeń i później owego zwierzaka trzymać na kolanach, drapiąc za uszami.

Zwyczajność.

Tyle że nie ma osób idealnych, więc Ona również idealna nie była. Ciemnobrązowe włosy miała wiecznie poplątane, jakby w życiu nie trzymała szczotki, ciemnych oczu okolonych niezbyt długimi rzęsami nigdy nie poprawiała kredką czy tuszem, a przetarte już swetry nie leżały może rewelacyjnie na jej zaokrąglonej sylwetce, ale ona miała to gdzieś.

A charakter?

— Czy to naprawdę takie ważne, co inni o mnie myślą? Nie mają większych spraw na głowie niż ocenianie mnie po wyglądzie? — naburmuszyła się, krzyżując ręce na biuście.

— Myślą po prostu, że jesteś niechlujna — podsunął jej chłopak, uśmiechając się zadziornie.

— Okej, może nie noszę super-duper schludnych ubrań ani nie stać mnie na dobrą szczotkę do włosów, ale czy to już jest powód, by brać mnie za nic niewartego człowieka? Pewnie jeszcze wyobrażają sobie, jak to w domu leżę na kanapie i wyżeram stare chipsy znalezione gdzieś w jakiejś szafce, a w telewizji lecą jakieś brazylijskie opery mydlane — nawijała nastolatka, a z każdym jej słowem można było wyczuć coraz to mocniejszy sarkazm, niechęć i obrzydzenie.

— Dobrze wiesz, że to nie jest powód do traktowania kogoś w ten sposób — podjął temat — ale tak długo jak nie będą chcieli cię bliżej poznać, tak długo dalej będą cię oceniać.

Wyciągnął rękę przed siebie, jakby chciał coś złapać, a zaraz po tym ścisnął ją w pięść. Znowu poczuł zimno rozchodzące się po jego karku, ale tym razem nie była to wina temperatury. Zwyczajnie poczuł się taki... pusty.

— Wybacz — szepnął cicho, a w kącikach oczu zebrały mu się łzy. Jedna po drugiej zaczęły wypływać, zostawiając za sobą ślady, jak cięcie noża potrafi zostawić widoczną dla wszystkich bliznę.

Ona była jego kryształową łzą. Czysta oznaka niegdyś szczęścia, a teraz smutku.

NieszlachetniWhere stories live. Discover now