Cmentarz

7 1 0
                                    

Siedziałem niedaleko wśród gęstwiny zboża, głęboko ukryty, aby ojciec mnie nie mógł zauważyć. Nie chciałem opuszczać domu. Miałem nadzieję, że pomoże mi przetrwać ból po straconych mych najbliższych. Myliłem się. Zawsze przypominał on osobę pomocną, która cały czas stała blisko mnie, pomagała mi i życzyła samego szczęścia. Czy to wszystko na serio było jednym wielkim kłamstwem? Na prawdę kochał tylko matkę? A może również i ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego? Złapałem się jedną dłonią za głowę, próbując wyrzucić z siebie tę myśl. Nie chciałem mieć już żadnych przykrych zdarzeń.

Na moich kolanach siedział Goron. Cały czas patrzyłem się w jego oczy, próbując wyczytać z nich jakieś uczucia. Został rzucony przez swojego ulubionego pana i wydalony z domu.

Był roztrzęsiony. To smutne, jak na zwierzaka domowego, który nie może zrozumieć ludzkiego świata. Teraz i ja zaczynam go mniej rozumieć.

Wiatr zaszeleścił plonami, tak, że zboże ujawniło naszą kryjówkę. Nie dość, że był chłodny i zimny, że aż czułem u siebie hipotermię (tylko szkoda, że tak na prawdę nie było), to jeszcze ojciec nas zauważył. Od razu wrzasnął coś w naszym kierunku, jednakże słabo go mogłem dosłyszeć. Lecz wiedziałem, że muszę uciec, zniknąć, tylko z daleka od niego.

Pobiegłem wprost w głębinę lasu. Teraz pytanie: gdzie powinienem się udać? Zginąć nie mogłem, ale pozostać na ulicy i nic nie robić do końca świata, to mi się w ogóle nie podobało. Do szkoły na pewno nie wrócę, iż nikogo tam już nie było, a przez ogień, Goron może z łatwością zatruć się dwutlenkiem węgla. A tylko on mi pozostał. Na komisariat nie wejdę, bo oddadzą mnie do jakiegoś laboratorium. Boję się myśleć, co może się znajdować w strefie 51. Dostałem ciarek.

Warto by było udać się w drugą stronę. Może kogoś uda mi się spotkać?

Tak się zastanawiając, to jeszcze w ogóle nie poszedłem na drugi kraniec lasu. Nigdy mnie nie korciło, aby tam ruszyć, a miałem zadanie do wykonania, który powtarzał mi się każdego dnia: Iść do szkoły. I tyle. Straciłem szkołę, nie miałem rodziców, więc nie musiałem już nikogo słuchać. Teraz działałem na własną rękę.

Kiedy zrobiłem kilka kroków w wyznaczonym kierunku, zaburczało mi w brzuchu. Fakt. Nie jadłem dzisiaj nic, prócz śniadania. A Gorona nie miałem zamiaru konsumować. Nie zginę z głodu, dlatego nie powinienem się martwić. Jednak bardziej bym się bał o Gorona. Nie wiedziałem co mogłem mu dać do jedzenia. Za pewne, jak na udomowionego kota przystało, ucieknie ode mnie, by mógł wrócić do domu, do swojego pana, mego ojca. To on się nim najdłużej opiekował.

Ominąłem rów, przeszedłem pomiędzy drzewami, następnie przeskoczyłem przez pień, tylko po to, żebym znalazł się gdzieś, gdzie było bezpiecznie.

Kiedy tak przez nie wiadomo ile czasu przechadzałem, miałem wrażenie, że nigdzie nie dotrę. Może taka wędrówka trwać latami, może się zgubię i nigdy nie wyjść, albo może powinienem po prostu stać się dzikim zwierzęciem i walczyć o przetrwanie? Na razie co robię, to walczę dla nas obu o nowy dom i jedzenie.

Zaczęły mnie już boleć nogi. Co chwile, jęczałem z bólu, jednak dalej szedłem, próbując nie opuścić z rąk Gorona. On już dawno zasnął na moich ramionach i lenił, za to ja męczyłem się nad brudną robotą. Chciałem już odpocząć. Ale kiedy stanę, obudzi się Goron, po czym ucieknie. Nie mogłem na to pozwolić. Brzmiało to samolubnie, ale tylko on pozostał z moich najbliższych.

Nie wytrzymałem. Opadłem, uwalniając go z mych objęć. Na nieszczęście, uderzyłem jedną nogą o głaz, przez co krzyknąłem z bólu. Kot z zaciekawieniem przyglądał się to na mnie, to na otoczenie. Jednak ja jego mało interesowałem. Zbyt mało spędzałem z nim czas, dlatego nie zdziwiłem się, że odwrócił się ode mnie, po czym pobiegł w innym kierunku.

Hai finito le parti pubblicate.

⏰ Ultimo aggiornamento: May 15, 2017 ⏰

Aggiungi questa storia alla tua Biblioteca per ricevere una notifica quando verrà pubblicata la prossima parte!

Moja Druga Twarz  ||by Kiting664||Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora