Rozdział 2

91 6 2
                                    

Słońce przebijało się między koronami drzew i padało na delikatnie wydeptaną ścieżkę biegnącą przez obrzeża Wschodniego Lasu. Między pniami można było dostrzec wschód słońca nad morzem. Wybrałam się tam rano, żeby pobiegać. Co jak co, ale widoki były tutaj przepiękne.

Biegałam już tak dobrą godzinę, wsłuchując się w śpiew ptaków. Było ich wiele, wyglądem przypominały meksykańskie kwezale, mimo że różniły się nieco kolorem. Jeden z nich, o wiele większy i o wiele ciemniejszy, przefrunął mi nad głową. Podążyłam za nim wzrokiem, ale nie było po nim śladu.

Wtem poczułam jak tracę równowagę i lecę do przodu. Nie zdążyłam podeprzeć się rękami i poleciałam prosto na brzuch, raniąc się przy tym na udach. Hukiem upadku spłoszyłam ptaki, które ze śpiewem odleciały w stronę wody. Jęknęłam i spojrzałam na dróżkę, w oczekiwaniu, że zobaczę jakiś konar wystający z ziemi albo chociaż kamień, o który mogłabym się potknąć. Ścieżka jednak była jednak nadzwyczaj prosta i równa. Moja niezdarność podniosła się o nowy poziom.

Kątem oka zobaczyłam coś błyszczącego pośród korzeni drzewa, obok którego upadłam. Sięgnęłam tam ręką, wyciągając lśniący niebieski kryształ. Od razu poznałam odłamek Wielkiego Kryształu. Pamiętając, czego uczyła mnie Miiko, od razu zawinęłam minerał w szalik, aby jak najmniej go dotykać. Każdy odcisk palca mógł wpłynąć negatywnie na jego moc.

Pobiegłam sprintem do Kwatery Głównej. Na placu targowym ludzie dziwnie na mnie patrzyli. Całkowicie zapomniałam o tym, że mam poranione nogi. Ból zaczął doskwierać mi w momencie przekroczenia progu do Sali Drzwi. Na moje nieszczęście wpadłam na kogoś.

- Na moją krew elfią! - wrzasnęła Ewelein, łapiąc mnie za ramię. - Co Ty zrobiłaś z nogami?
- To nic takiego, tylko drobny wypadek - odparłam, uśmiechając się do niej. - Przyjdę do Ciebie potem, teraz muszę szybko znaleźć Miiko...
- Nigdzie nie idziesz! - W jej oczach zobaczyłam pioruny. Dla niej Każdy wypadek był poważny. - Idziesz teraz ze mną, Miiko nie ucieknie.
- Ale... - Jeszcze raz zgromiła mnie wzrokiem. Posłusznie poszłam z nią do skrzydła szpitalnego.
- Co zrobiłaś? - zapytała, biorąc waciki i jakiś płyn w ozdobnej szklanej butelce.
- Biegałam rano po lesie i... ała!- syknęłam, gdy polała mi rany. Od razu zaczęły się pienić. Zapach mikstury nie był podobny do żadnego znanego mi środka do odkażania, raczej przypominał mi... cynamon?
- Nieważne, co robiłaś. Owinę Ci rany bandażem, powinny zniknąć za dwa, może trzy dni. Jeszcze jutro przyjdź, abym to obejrzała.
- Tak szybko? I nie zostaną blizny? - Zdziwiłam się. Rany było dość głębokie.
- Jest to Accelerans Sanitatem, przyspiesza gojenie. - Pomachała mi buteleczką przed nosem. - Bardzo łatwo go przygotować. Dziwię się, że nie znacie go na Ziemi.
- Mamy coś podobnego, ale nie działa tak skutecznie, jak mówisz. - Ewelein owinęła mi nogi bandażem, co wyglądało dość komicznie. Miałam krótkie spodenki na kształt bombki, do tego nogi jak mumia. Jak mnie zobaczy Ezarel, to mnie wyśmieje. - Mogę już iść? - zapytałam, na co elfka kiwnęła głową.

Przemknęłam migiem przez korytarze i po cichu weszłam do Kryształowej Sali. Miiko medytowała unosząc się delikatnie nad ziemią, a wokół niej wirowały jej niebieskie płomyki. Kiedyś Chrome powiedział mi, że są to błędne ogniki, a zaklęte są w nich dusze osób, które za bardzo zdenerwowały kitsune. Nie wierzyłam w to zbytnio, ale i tak wolałam nie wkurzać Szefowej.

- Co tu robisz o tej porze? - zapytała, nadal odwrócona twarzą do Kryształu, z zamkniętymi oczami.
- P-przepraszam, nie chciałam Ci przeszkadzać - zaczęłam niepewnie - ale znalazłam kawałek Kryształu. - Kitsune stuknęła swoją długą laską o podłogę, a ogniki wróciły do klatki. Delikatnie stanęła na ziemi i wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Gdzie go znalazłaś? - zapytała krótko.
- We wschodniej części lasu, w konarach drzew. Nie pytaj, dlaczego tarzałam się po ziemi. - Miiko uniosła brew patrząc na moje nogi, a ja wręczyłam jej zawiniątko. Odłamek uniósł się i złączył z Wielkim Kryształem, dając delikatny, niebieski poblask. Poczułam mrowienie w palcach, ale szybko zniknęło.
- Zlecę Karenn przeszukanie Wschodniego Lasu. Dziękuję za kolejny kryształ. - Uśmiechnęła się łagodnie, po czym obróciła się na pięcie i wróciła do swojej poprzedniej pozycji. Chyba miała dziś dobry humor. Postarałam się jak najciszej opuścić Salę.

Swoją drogą, dotąd jeszcze nie spotkałam Karenn. Wiedziałam tylko, że jest w Straży Cienia. Ja należałam do Straży Absyntu. Co prawda, odpowiadało mi to, nie widziałam różnicy między Strażami. Niby miały inne zadania, ja jednak widziałam to tak samo. Misja, raport, misja, raport, i tak w kółko.

Skierowałam się do mojego pokoju. Gdy położyłam rękę na klamce, za sobą usłyszałam piszczenie. Od razu poznałam odgłosy Licliona, mojego Chowańca. Schyliłam się i pogłaskałam go po jego grzywie. On zapiszczał jeszcze raz i wypuścił z pyska zawinięty kawałek pergaminu. Wyciągnęłam z kieszeni Gwiezdne Ciasteczko i rzuciłam zwierzakowi, który natychmiast zaczął się tym zajadać. Sama rozwinęłam pergamin. Jak dla mnie, wyglądało to jak plątanina kresek, kropek i innych esów-floresów.

- Co tam masz? - Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos. Obróciłam się i zobaczyłam Valkyona, który patrzył na moją kartkę.
- Liclion mi to przyniósł, był chyba w Sercu Lasu. - Podałam mu kartkę, a on się jej przyjrzał. - Nie wiem, czy ta plątanina kresek...
- To nie są przypadkowe kreski. To język... nie powinnaś tego mieć. - Zgniótł kartkę i schował ją do kieszeni. Na jego twarzy malowało się ledwo widoczne zdziwienie i... niedowierzanie? Patrzyłam na to z rozdziawioną buzią. Liclion zawarczał.
- O co chodzi? - Valkyon zaczął się oddalać. Nie zareagował na moje słowa. - Valkyon, posłuchaj mnie. Valkyon! - krzyknęłam. Zatrzymał się. - To coś ważnego prawda? Dlaczego znowu coś przede mną ukrywacie? Kogo to jest język?
- To nie jest przeznaczone dla Ciebie. - uciął krótko.

Mogłam tylko patrzyć, jak się oddala. Jednak moja ciekawość nie pozwoliła mi odejść w spokoju. Szepnęłam do Licliona, żeby leciał w to samo miejsce, aby jeszcze czegoś poszukać. Ja za to skierowałam się do Biblioteki. Nie odpuszczę tak łatwo. Jak się spodziewałam, spotkałam tam Kero.

- Kero? Mógłbyś mi pomóc? - zapytałam, a on pokiwał głową. Usiadłam przy biurku i pokazałam ręką, aby się przysiadł. Znalazłam czystą kartkę pergaminu i chwyciłam ołówek. - Niedawno w książce zobaczyłam pewien obrazek, na którym był przedstawiony jakiś język. Wyglądał mniej więcej... tak. - Postarałam się odwzorować jak tylko mogę znalezisko Licliona.
- Wiele języków jest do siebie podobnych, ale to mi wygląda na alfabet Harpii. Nie napotkaliśmy ich na terenie naszego świata, wszystko, co o nich wiemy, pochodzi z książek Dawnych Poszukiwaczy. - Uniosłam jedną brew, na znak niezrozumienia. Westchnął głęboko. - Dawni Poszukiwacze to legendarni czarodzieje, którzy osiedlili Eldaryę. Pochodzili prawdopodobnie z Ziemii, ale tego do dzisiaj nie wiadomo. Podobno... Zresztą, co ci będę opowiadał. - Wstał i podszedł do jednego z regałów. Poszukał trochę, po czym wyjął wyjątkowo starą książkę. Podał mi ją. - Życzę miłej lektury, jeśli chcesz się trochę dowiedzieć o początkach Eldaryi.
- Dzięki, naprawdę mi pomogłeś - odparłam i uśmiechnęłam się ciepło. Pośpiesznie ruszyłam do drzwi.
- Mogę jeszcze wiedzieć jedno? - Zatrzymałam się w drzwiach. - W jakiej książce to zobaczyłaś?
- Nie... Nie pamiętam - rzuciłam, nawet jego nie patrząc. Nie jestem dobra w kłamstwach.

 Nie jestem dobra w kłamstwach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 16, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Lost HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz