Zielony najpierw zerknął na zegarek, a potem popatrzył na koleżankę z grymasem zdziwienia na twarzy – Jak to o której? Po dwudziestej piątej, jak zawsze! – odkrzyknął, powracając do szalonych pląsów. Faktycznie, mógł być zdumiony pytaniem Joanny, albowiem cała paczka doskonale wiedziała, że w piątki Jacol pracuje do pierwszej w nocy. Godzinę tę wszyscy uroczo nazywali dwudziestą piątą, gdyż dla nich, z Jacolem na czele, zakończenie pracy o dwudziestej piątej brzmiało nieco bardziej ludzko, niż o pierwszej w nocy.

Komnata cała aż dudniła od dynamicznych, porywających rytmów z winyli Bixa, który umiejętnie je miksował, podkręcając tym samym atmosferę. Wszyscy bawili się znakomicie. Joanna, Alicja, Kalina i Halcia wczuwały się właśnie w klimatyczną nutę przeboju Johnny'ego Casha „If you could read my mind", którego mistrzowski remix z lat dziewięćdziesiątych, wykonany przez Stars on 54 stał się szybko hymnem dziewcząt z paczki. Żadna z nich nie miała szczęścia do facetów, a słowa piosenki były skutecznym pokrzepieniem po każdym kolejnym rozstaniu. Zatęskniły teraz za Elką, gdyż to właśnie ona zaraziła przyjaciółki uwielbieniem dla tegowoż utworu, a teraz nie było jej z nimi. Za to szybko dołączyła do nich Mila, w błyskawicznym tempie przedzierająca się przez tłum ludzi, ciągnąc za sobą Wonską. Obie były łatwo zauważalne pośród mnóstwa ludzi. Wonska ze swą neonoworóżową czupryną, a Mila, choć bardzo niska, odziana w jaskrawą, żółtą sukienkę i pasujące kolorem kozaki na koturnach. Wyglądały razem nawet trochę jak kosmitki wśród zwolenników ubrań w bardziej stonowanych barwach. Teraz już w sześć, bardzo impulsywnie poruszały się w rytm muzyki i głośno śpiewały refren: „I never thought I could feel this way, and I've got to say that I just don't get it..." Wtem, jak torpeda, wpadła w sam środek, śpiewających na całe gardło, przyjaciółek, wymachująca na wszystkie strony rudymi włosami, Elka. Bez chwili zastanowienia, zaczęła śpiewać wraz z nimi równie donośnie: „I don't know where we went wrong, but the feeling's gone and I just can't get it back! If you could read my mind!". Elka absolutnie nie wyglądała na chorą i choć wiedziała, że zaraz pewnie dostanie burę od przyjaciół za miganie się od spotkania z nimi, nie chciała mysleć o tym chociaż przez chwilę. Nikt i nic nie mogło zaburzyć wspólnego odurzania się ich „Hymnem Kobiet Przeklętych", jak go kiedyś wspólnie nazwały, podczas jednego z zakrapianych wieczorków. Szalały więc w najlepsze tuż przy didżejce, z której z zachwyconą miną spoglądał na nie Bix. Wraz z Zielonym, który to stał już teraz obok niego, z podziwem patrzył na pełne wigoru, radośnie tańczące koleżanki. Obaj nie mogli się nadziwić, że ilekroć pojawiał się na imprezach ten właśnie utwór, niezależnie od godziny, zmęczenia czy upojenia, we wszystkie wstępowała nagle kosmiczna energia. Zakrawało to nawet na swego rodzaju rytuał, którego żadna z nich nie mogła nie odprawić. W kończący się właśnie numer, Bix umiejętnie wplótł pierwsze takty, uwielbianego przez całą paczkę, Gadjo „So many times". Zielony aż zapiszczał beztrosko i klaszcząc w dłonie, szybko wyskoczył zza didżejki prosto na parkiet i wmieszał się między dziewczyny. Najpierw doskoczył do Joanny, z którą to po raz pierwszy na jendym z afterów usłyszał ten numer i oboje szaleli przy nim, jak opętani. Tekst piosenki i ujmujaca muzyka szybko zakorzeniły się w ich głowach, więc ilekroć Bix lub inny didżej grał tę nutę, oboje wnet oddawali się dzikim i nieopanowanym pląsom. Znajomi również dołączyli się tym razem do nich. Unoszeni szalonymi rytmami, schodzili z parkietu tylko po to, aby przystanąć przy barze po kolejne drinki, wciąż przy tym podrygując.

W pewnym momencie Zielony został porwany gdzieś w tłum przez zdyszanego Bartka. Halcia zaś zarządziła kolejną babską rundkę kamikaze, a wszystkie dziewczyny z paczki posłusznie dołączyły do niej w sali cocktailowej.

- No, Eluś, czyżby cudowne ozdrowienie?! – wykrzyknęła bez ogródek Halcia z kamienną twarzą, dając Elce do zrozumienia, że nie podobała jej się próba wymigania od spotkania z przyjaciółmi – Odkryłaś jakiś cudowny lek?

Gra warta świeczkiWhere stories live. Discover now