***Harry***
- Gdzie jest Jade? Co z nią? Nic jej nie jest? Jeśli coś jej zrobiłyście, to przysięgam, że... - Nie siliłem się nawet na „cześć", od razu zarzuciłem Nadie pytaniami. 

- Tu jestem - usłyszałem jej głos, ku swojemu zdziwieniu.

Mógłbym przysiąc, że moje serce zrobiło gwałtowny podskok i obrót. Odwróciłem głowę i zobaczyłem Jade, wolno wyłaniającą się zza skały. Wyglądała jak bogini. Miała na sobie długą do kostek cieniutką, delikatną szarą sukienkę. Falowała na wietrze odsłaniając jej smukłe nogi. Patrzyłem się tam być może dłużej i otwarciej niż powinienem, ale nie mogłem oderwać od niej wzroku. Czy to możliwe, by była jeszcze piękniejsza niż przedtem? Przez moją głowę przemknęła zatrważająca myśl - to nie była moja Jade.
Na obu ramionach miała złote bransolety, tego samego koloru łańcuszek na lewej kostce oraz długie kolczyki, które pobrzękiwały cicho przy każdym ruchu jej głowy. Zadrżałem z zimna. Gdy my byliśmy ubrani w ciepłe, zimowe kurtki, ona chodziła jakby był jeden z najgorętszych dni lata.
Jade wyglądała piękniej niż się czuła. Świadczył o tym jej niepewny krok, pochylona głowa i uciekanie wzrokiem. To właśnie w niej kochałem. Mimo że teraz była stu procentową syreną, morskim Amorem, i mogłaby podbić serca wszystkich mężczyzn na świecie, ona nadal była sobą. To mnie nieco uspokoiło.

- Jade - wydukałem, ciągle oszołomiony jej widokiem. Uśmiechnęła się nieśmiało w moją stronę. Nawet nie wiedziałem, kiedy moje nogi same ruszyły ku niej. Przytuliłem ją do siebie, a jej ramiona zacieśniły się wokół mojego pasa.

- Jade, wyglądasz... inaczej - wymamrotała Eleanor. Rozluźniłem uścisk tak, by Jade mogła się odwrócić w stronę przyjaciół, ale jej nie puszczałem.

- Wiem – westchnęła.

- Wyglądasz ślicznie, ale... inaczej – dodała lekko oszołomiona Jesy. 

- Transformacja dobiegła końca, to trochę zmieniło mój wygląd – wyjaśniła nieśmiało. Nie była smutna, raczej niepewna. Znałem ją na tyle dobrze, że mogłem się domyślić, iż po prostu bała się reakcji przyjaciół.

- Tak się martwiłam! – Po policzkach Perrie spłynęły łzy i już po chwili wszystkie dziewczęta się ściskały. Szczerze mówiąc, nawet to chwilowe odebranie mi Jade, spowodowało ukłucie zazdrości.

- Już? Wystarczy tych czułości. Mamy parę spraw do omówienia – odezwała się w końcu Nadie. Leigh-Anne posłała jej spojrzenie mrożące krew w żyłach. Czułem, że nie przepadała za syreną, możliwe nawet, że tak samo mocno jak ja.

- Czym jest ten cały Trybunał? To coś takiego jak sąd? – spytała, jak zawsze ciekawska, Angelica.

- Trybunał różni się od ludzkiego sądu - odpowiedziała po chwili namysłu Nadie.

- Na przykład? – wywróciła oczami wampirzyca, uznając tą informację za oczywistą.

- U nas króluje kara śmierci. W zasadzie, to jeśli ktoś został oskarżony przez Najwyższy Trybunał, to nie czeka go nic innego. To bardzo poważna instytucja. Najważniejsza dla syren.

- Ale reszta działa całkiem podobnie, jak w zwyczajnym sądzie – szybko dopowiedziała Jade. – Możesz zwołać swoich obrońców, świadków. Kogo chcesz, kto się wstawi za tobą. Jest parę innych szczegółów, ale nie pozwolę, aby stało ci się coś złego. Wyjdziemy z tego – mówiła z siłą i nadzieją.

- W to nie wątpię. – Mrugnąłem do niej okiem i objąłem jednym ramieniem. – Już nie takie rzeczy przeszliśmy.

- Harry, ty chyba sobie żartujesz! W ogóle sobie nie zdajesz sprawy z powagi sytuacji – oburzył się Zayn. – Od wieków jako pierwsi mamy styczność z syrenami. Nie wiemy, jakimi prawami się rządzą. Nie wiemy, jak w naszej sytuacji powinniśmy postąpić. One chcą cię ukarać i  nie spoczną, póki tego nie zrobią. 

Rozśpiewana Historia 2Where stories live. Discover now