Rozdział 35

455 17 2
                                    

- Wiesz, że on wcale nie chciał tego powiedzieć? – zapytała Emma, patrząc na mnie poważnie.

Wracałyśmy ze szkoły. Przyjaciółka stwierdziła, że koniecznie mnie podrzuci do domu. Z góry ustaliła to sama ze sobą, nie ze mną, ze sobą, a więc nie było żadnego sensu spierać się i dyskutować.

- Ale powiedział. To był cios poniżej pasa – odetchnęłam ciężko i spojrzałam na szaro-bury krajobraz za szybą samochodu. Pogoda idealnie współgrała z moim obecnym nastrojem.

- Był zły – posłała mi kolejne pełne powagi spojrzenie i już wiedziałam, co dalej chciała mi powiedzieć – Mówiłam ci, że się wścieknie, kiedy się dowie – wywróciłam oczami. Można było się domyślić, że przy najbliższej okazji mi to wypomni - Co ci przyszło do głowy, żeby w ogóle chcieć się z tym kimś spotkać?

- Nic. Czysta ciekawość. Ty byś nie była ciekawa?

- Byłabym, oczywiście, że bym była. Ale jak on się naprawdę okaże jakimś świrem? – oczywistością było, że się martwiła. Ale żadne argumenty nie odciągną mnie od pomysłu spotkania się anonimem. To już postanowione.

- Nic mi się nie stanie – uspokajałam Emmę – Spotkamy się w kawiarni, gdzie zazwyczaj jest mnóstwo ludzi. Nic nie ma prawa mi się stać.

- Po prostu na siebie uważaj.

- Taki mam zamiar – uśmiechnęłam się do przyjaciółki z wdzięcznością. Przynajmniej ona wykazywała się odrobiną zrozumienia. Co prawda nie pochwalała tego co chciałam zrobić, ale też nie potępiała tego.

Dojechałyśmy do mnie pod dom. Uściskałyśmy się na pożegnanie i po wyjściu z auta od razu pobiegłam do domu, by za bardzo mnie nie przewiało. W środku było tak przyjemne ciepło. Nie miałam zamiaru dzisiaj się już z niego nigdzie ruszać.

- Cześć, Cassie – przywitała mnie uśmiechnięta babcia – Zjesz coś?

- Później babciu. Nie jestem teraz głodna.

- Masz gościa. Czeka na górze – uśmiechnęła się tajemniczo, a ja zmarszczyłam brwi. Zaciekawiona pomaszerowałam od razu do siebie do pokoju. Bo kto mógłby mnie teraz odwiedzić? Niepewnie otworzyłam drzwi.

- Mike? – moje zdziwienie nie miało końca. Kiedy on zdążył tu przyjechać?

- Cassie – podszedł do mnie szybkim krokiem i chciał przytulić. Ale cofnęłam się parę kroków, na co on od razu się zatrzymał.

- Po co tu jesteś?

- Przepraszam – powiedział skruszony. Nienawidzę się na niego gniewać dłużej niż pięć minut, ale tym razem nie miałam zamiaru tak łatwo odpuścić. Po prostu przesadził – Naprawdę nie miałem tego na myśli.

- Nie miałeś? – wyprostowałam się i skrzyżowałam ręce na piersi, by moja postawa wyrażała to, że jestem pewna siebie. Wcale taka nie byłam. Miałam ochotę podbiec do niego i się przytulić, i prosić, by więcej tak się nie zachowywał – A ja myślę, że chciałeś mi dobitnie przekazać, jak bardzo głupia i naiwna jestem.

- Wcale nie. Ja po prostu... nie chcę, by znowu spotkało cię coś złego, Cass. Zrozum to.

- Rozumiem. Michael, naprawdę rozumiem.

- Więc nie złość się już na mnie – żałował, każda cząstka jego ciała to wyrażała. Chyba nawet zaczęło mi być go szkoda, kiedy tak patrzył na mnie. Moja zawziętość powoli ustępowała.

- Nie jestem zła – spojrzałam w jego pełne skruchy oczy – Jestem rozczarowana.

- Jestem beznadziejnym przyjacielem – przeczesał ręką swoje włosy, sprawiając, że stały się jeszcze bardziej rozczochrane.

Stalker || L.H. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz