XIV

1.3K 91 8
                                    

Czy ten tydzień mógł okazać się gorszy? Melania czuła, jakby wszyscy się na nią uwzięli; nauczyciele wymagali od niej więcej, uczniowie krzywili się na jej widok, sama również  zaczynała czuć się źle sama ze sobą. To przecież nie była jej wina, że huncwotów wzięło na żarty. Czym sobie zasłużyła?

Nad ranem przyłapała Karliene przy jej mundurkach szkolnych. Widziała, jak dziewczyna wyciągnęła coś z szaty a usta już otwierały się, zapewne by wypowiedzieć zaklęcie. Melania nie podniosła się nawet z łóżka, ruszyła tylko dłonią, a różdżka jasnowłosej odleciała na metr od niej, obijając się głucho o kamienną posadzkę. Jasnowłosa przestraszona zaczęła się rozglądać po dormitorium. 

Gdy ujrzała, że Melania jej się przygląda, Karliene wyprostowała się dumnie. Przywołała do siebie różdżkę, która posłusznie spoczęła w jej dłoni. Na jej policzkach zaczynał pojawiać się rumieniec zakłopotania i wstydu. Nieczęsty widok.

— Jak śmiesz! Ta różdżka jest warta więcej niż ty! — wykrzyczała czerwieniejąc się na policzkach jeszcze bardziej. Przyłapana na gorącym uczynku płonęła na twarzy i uciekała wzrokiem od wzroku Melanii.

— Czy ty mnie porównałaś do kawałka drewna z włóknem? — uniosła brwi do góry leniwie.

— Przecież nic się nie stało, nie dramatyzuj. — wtrąciła Imane czesząc swoje ciemne włosy przed lustrem.

— Znowu trzymasz stronę tej zdrajczyni krwi? — fuknęła z niezadowoleniem, myśląc że jej się upiecze. I dobrze myślała. Melania nie miała zamiaru wypytywać jej, co zamierzała zrobić z jej szatami. Chciała jedynie jak najszybciej uciec przed tłumami na korytarzach, by nie spotkać przypadkiem kogoś, kto jeszcze miał jej za złe dowcipy huncwotów. O dziwo znaleźli się tacy, których bawiło uprzykrzanie jej życia. Minęły już dwa dni, więc zostali sami najgorsi.

Chwyciła jedną z szat i przypadkowe ubrania, które jako pierwsze rzuciły jej się w oczy. Szybko weszła do łazienki i się przebrała, będąc pośpieszana przez Karliene, mimo że wcale nie przebierała się długo. Czesząc się, wyszła z łazienki, nie mogąc znieść ciągłych wrzasków współlokatorki. Chwyciła różdżkę i schowała ją do szaty. Bez słowa uciekła z dormitorium, kierując się do Skrzydła Szpitalnego.

Zatrzymała się gwałtownie na korytarzu gdy ujrzała grupę gryfonów. Odkręciła się na pięcie i zmieniła trasę, czując stres przed czekającym ją dniem. Nie mogła unikać ich w nieskończoność. Pocieszała się tym, że dzisiaj nie miała z nimi lekcji. 

Bała się huncwotów. Strasznie. Wiedziała co robią jej bratu – jak uprzykrzają mu życie. Nie chciała być następna. Nie po tym, jak złapała dobry kontakt z Remusem. Może to było specjalnie? Jak mogła pomyśleć, że ktoś mógłby ją polubić? Teraz była już pewna, że to była wyłącznie ustawka. 

***

— Miło cię w końcu widzieć! Już myślałam, że o mnie zapomniałaś! — parsknęła śmiechem Sophie, widząc swoją przyjaciółkę. Jej uśmiech lekko zadrżał na moment, gdy ujrzała smutną minę Melanii i to, jak szybko zmusza się do uśmiechu. Przymrużyła oczy, nie spuszczając z niej wzroku.

— Przepraszam, że cię wcześniej nie odwiedziłam. — powiedziała cicho ciemnowłosa, poprawiając włosy za ucho – musiała czymś zająć dłonie, gdy kłamała. Nie mogła powiedzieć Sophie, że zakradała się do niej po nocach, bo nie dość, że dziwnie by to zabrzmiało, to na dodatek przyjaciółka jako prefekt odjęłaby jej punkty. — Byłam zajęta. — ponownie skłamała.

Sophie mruknęła coś pod nosem, kiwając głową. 

Wie już o całej sytuacji od Karliene, pomyślała Melania. Wie i będzie na mnie zła, dodała, spuszczając głowę ze wstydu.

Krukonka || Remus Lupin FFWhere stories live. Discover now