Miss Jackson II

27 3 2
                                    

Klient odwołał zlecenie w ostatniej chwili, dlatego siedziałam bezczynnie na kanapie ubrana w dopasowany kostium, który co prawda nie był najwygodniejszą rzeczą, jaką założyłam w życiu, ale pozwalał mi poruszać się absolutnie bezszelestnie. Westchnęłam, przeczesując palcami włosy, po czym rozejrzałam się dookoła znudzona, nie wiedząc, co ze sobą począć. Rozebrałam się, zmieniając ciuchy na codzienne, po czym zaczęłam snuć się po mieszkaniu bez celu.

Przyglądałam się świecznikowi na komodzie, oblizując spierzchnięte wargi, a następnie chwyciłam telefon. Wystukałam szybko Jego numer, lecz włączyła się poczta głosowa. Coś mi w tym wszystkim nie grało. Weszłam w facebooka — jedyne media społecznościowe z jakich pod fałszywym nazwiskiem korzystałam, chcąc tam Mu wysłać wiadomość, ale jego profil jakby... zniknął.

Zerwałam się. Wybiegłam z mieszkania z zamiarem pojechania do Niego. Na dworze robiło się już prawie ciemno. Wsiadłam do zaparkowanego samochodu, po czym odpaliłam silnik. Całą drogę bębniłam niespokojnie palcami o kierownicę. Nie wiedząc, co mam o tym wszystkim myśleć, modliłam się, żeby po prostu był u siebie i grzebał w jakimś sprzęcie, jak to on.

Wpisałam znany mi doskonale kod otwierający drzwi, po czym wbiegłam na górę, otwierając drzwi zapasowymi kluczami. Kiedy weszłam do środka, wszystko leżało na swoim miejscu, ale nikogo ani widu, ani słychu. Udałam się do kuchni, a tam na stole leżała kartka.

To nie tak, że tchórzę. Wybacz mi, po prostu nie byłem w stanie żyć dalej w ten sposób, każdego dnia czekając na koniec. Staram się go zwyczajnie uniknąć. Widzę, jak źle to wszystko na Ciebie wpływa, i nie chcę Ci więcej szkodzić. Nigdy nie zapomnę, że Cię kocham, ale spróbujmy... przyzwyczaić się do życia osobno. Proszę, nie szukaj mnie.

Usiadłam na kanapie, kierując pusty wzrok przed siebie. Poczułam kłucie w sercu pojawiające się z każdym uderzeniem, a narząd bił z każdą chwilą coraz szybciej. Przez chwilę pomyślałam, że umrę tutaj, teraz i było mi to całkiem na rękę. Zakryłam twarz dłonią, kiedy po moich policzkach popłynęły łzy. Ból rozdzierał całą moją klatkę piersiową.

Zostałam sama.

Skuliłam się na kanapie, kładąc kartkę obok siebie. Stało się coś, czego sie nie spodziewałam; po raz pierwszy ziemia osunęła mi się spod nóg. Jęknęłam z bólu, jaki wywoływało każde kolejne uderzenie serca. Przez moment naprawdę wierzyłam, że zaglądam w oczy śmierci, lecz po chwili atak ustał. Wciąż płakałam, dopóki nie dotarło do mnie:

Znajdę Go. Znajdę. Nie ma innej opcji.

Miałam wielu wrogów i ze strachu, że pewnego dnia dowiedzą się o Jego istnieniu i będą chcieli go skrzywdzić, zainstalowałam mu dwa nadajniki GPS – jeden w telefonie, drugi w samochodzie. Ten pierwszy działał tylko, gdy urządzenie było włączone, dlatego zdecydowałam się na odszukanie tego drugiego. Poszperałam w telefonie i po chwili znalazłam.

Las Vegas?

Nagle wszystko inne przestało się liczyć, musiałam go po prostu znaleźć, wyjaśnić. Byłam skłonna nawet zmienić dotychczasowe życie całkowicie, byle tylko zatrzymać go przy sobie.

Jadąc, cały czas o tym myślałam, niespokojnie wystukując na kierownicy rytm piosenki, która leciała w radiu. Prowadziłam pewnie, lecz wewnątrz czułam rozchwianie, jakiego nie zaznałam nigdy wcześniej ani później. Cokolwiek miało się wydarzyć – to się nie mogło skończyć w ten sposób. Po prostu nie.

Po czterech godzinach jazdy – jak wskazywał GPS w telefonie – znajdowałam się jakieś niecałe dwa kilometry od celu. W trakcie całej tej podróży miałam jeden postój, do tego robiło się coraz później, przez co czułam okropne zmęczenie pomieszane ze znudzeniem monotonnymi krajobrazami Nevady – małe miasteczka, góry, piasek i tak w kółko. Nagle samochód zafurkotał. Zaniepokoiło mnie to, dlatego postanowiłam zjechać na bok i się zatrzymać. Zrobiłam to w ostatniej chwili, bo właśnie w tym momencie jego silnik przestał pracować. To nie wróżyło niczego dobrego. Podniósłszy maskę, szybko udało mi się zlokalizować awarię, jednak nie miałam przy sobie odpowiednich narzędzi, żeby ją naprawić. Wsiadłam z powrotem, licząc, że stanie się jakiś cud i odpali, ale jak można się łatwo domyślić – nic takiego nie nastąpiło i niemal w tym samym momencie spostrzegłam pierwsze krople deszczu na szybie. Uderzyłam z impetem w kierownicę; byłam w tak beznadziejnym położeniu, że chciało mi się płakać. Siedziałam grubo po drugiej w nocy w zepsutym samochodzie oddalona o kilometry od jakiejkolwiek siedziby ludzkiej. Mogłabym zadzwonić po pomoc drogową, ale wieki by minęły, zanim by mnie znaleźli i pomogli, a ja nie chciałam czekać tyle czasu. Wysiadłam z samochodu, z impetem zamykając drzwi. Spojrzałam na ekran telefonu, obrałam odpowiedni kierunek i zaczęłam iść wzdłuż drogi w stronę celu.

Historie o niczymWhere stories live. Discover now