Grudzień, 1939r.

2.3K 140 32
                                    

,,Gdy trafiła w nią kula mój świat na chwilę uległ zniszczeniu. Już tak dużo zabrała mi wojna. Pieniądze, zrujnowane mieszkanie i kolosalna zmiana Warszawy. Moje radosne rzeczy zamieniła na ból, smutek, cierpienie i głód. Zabrała wszystko co radosne jednak o niektórych rzeczach zapomniała. Przyjaciele, rodzina i ta wspaniała dziewczyna. Tak strasznie się o nią bałem i ciągle boje. Była taka mała, chuda i piękna. To nie ona powinna być ranna. Kiedy upadła na chodnik, ujrzałem grymas bólu na jej twarzy. Na policzkach pojawiły się kropelki łez. Byle ją tak nie bolało! Podbiegam do zaczynam do niej mówić. Uśmiechnęła się przez łzy i zamknęła oczy. W końcu zasnęła, nic nie będzie czuć.

Te wydarzenie uzmysłowiło mi, jak kruche jest nasze życie. Będę chodził do niej co dzień. Do mojej kochanej Kamilki".

                                                                                       ***

Kończę czytać kolejne wydanie ,,Biuletynu Informacyjnego" leżąc pod kołdrą. Wtedy to usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju.

- Chodź - zachęciłam gościa.

Na początku zobaczyłam długie nogawki spodni, następnie muskularną dłoń na końcu twarz. Twarz na której gościł uśmiech. Twarz mojego Maćka.

- Czołem mój ty zdechlaku - przywitał się - mam coś dla ciebie - podał mi zawiniątko.

Odpakowałam i ujrzałam książkę ,, Testament mój " Juliusza Słowackiego. Przejechałam opuszkami palców po złotych literach tytułów. Maciek musiał pamiętać, jeszcze z czasów szkolnych, że bardzo lubię poezję Słowackiego. Do książki dołączona była czekolada - tym razem gorzka.

- Czekolada w pierwszą zimę wojny? Rozpieszczasz mnie. Nawet nie chcę wiedzieć ile na nią czekałeś - pokręciłam przecząco głową.

- A tam! Dotleniłem chociaż moje płuca. Mów mi lepiej jak ty się czujesz - zachęcił.

- Jest lepiej. Niedługo miną dwa tygodnie, dasz wiarę! Powoli trochę dreptam, boli tylko przy szybkim biegu - powiedziałam szczerą prawdę.

- A gdzie, szanowna twoja mama? - zapytał komicznie rozglądając się za ,,poszukiwaną"

- Pojechała na wieś do cioci. Powrót do normalnego życia. Wiesz jak z nią bywało. Wraca w niedzielę rano - powiedziałam poprawiając poduszkę.

- Czyli jeszcze cztery dni, będziesz sama w domu - usiadł na łóżku - to ci trochę podokuczam.

Zaczął mnie łaskotać. Zawsze reagowałam śmiechem gdy ktoś mnie łaskotał. Tak było i teraz. Wybuchłam śmiechem, piszcząc by przestał.

- Kama, bo kamienica się przewróci - uśmiechał się Dawidowski - chyba muszę ci pomóc przestać się śmiać.

Zaczął mnie całować. Złapałam go za ramiona i jeszcze bardziej się przybliżyłam. Jego ciało jak i oddech był zapachu mięty i mydła. Przerwaliśmy i spojrzeliśmy w swoje oczy. Potarł kciukiem mój policzek i swoje czoło oparł o moje. Siedliśmy na łóżku, moje nogi na wpół pokrywała kołdra.

- Tęskniłem za tobą i strasznie się bałem, że cię stracę - wyszeptał.

- Maciuś, jestem tutaj z tobą. Ta rana kiedyś zniknie. Nie martw się - chciałam mu poprawić humor.

- Będę się martwił, jest wojna. Ja nie chcę, żeby i ciebie ona zabrała. Kocham cię, rozumiesz.

- Pacanie pewnie, że rozumiem - na dowód pocałowałam go w usta.

Zanim Poszliśmy na ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz