Listopad, 1939r.

Zacznij od początku
                                    

— Mądra dziewczyna, że na rude nie patrzy — Glizda szturchnął go żartobliwie w ramię.

— Co ja się z nimi mam. Jak dzieci, jak dzieci — mruczał Zośka gdy nań spoglądał.

Ah! Ten Tadeusz to się z nimi ma. Dlatego właśnie tak ich lubi i kocha jak braci. Gdyby któryś z nich zginął, umarłaby cząstka Tadeusza. Wysiedliśmy przed mostem. Widok był cudny. Światła tramwajowe odbijały się w toni wód Wisły. Wędrowaliśmy, gdy doszliśmy na środek mostu zatrzymaliśmy się. Spojrzałam za balustradę. Mosty Średnicowy, Kierbedzia i pod Cytadelą potężne budowle ukazywały swoje piękno. Odwróciłam się w bok i ujrzałam malutkie z tej odległości kamieniczki Starego Miasta. Pod nami płynęła woda, po lewym brzegu wędrowały pary po chodnikach Bulwarów Wiślanych.

Nawet nie spostrzegłam, że trzymam Maćka za rękę. Obydwoje spoglądaliśmy na księżyc, który oświetlał nasze twarze. Pocałował mnie. Z uśmiechem na ustach wziął w swoje dłonie moją twarz i delikatnie pocałował usta.

— Czy ja dobrze zrozumiałem wasz przekaz, jesteście razem? — uśmiechnął się Janek z aparatem w dłoni

— A no jesteśmy, jesteśmy. A po cóż ci drogi Janeczku to urządzenie, zwane aparatem? —

z nutą powagi spytał Maciek

— A czy ty Macieju, nie chciałbyś mieć zdjęcie Kamy u siebie w domu? — powoli pytał Bytnar

— Pytanie, jasna sprawa!

— To po co ty się pytasz o aparat! Wyrobisz zdjęcie i będzie pamiątka — olśnił nas pomysłem Rudy.

— Zrobiłeś nam zdjęcie, kiedy? — chciałam poznać szczegóły

— No jak wy się... — zaczął się jąkać Janek.

— Gdy byliście blisko siebie — zakończył Tadeusz.

— Aż tak pięknie wyszedłem że zrobiłeś mi zdjęcie, ależ nie trzeba było — z uśmiechem na twarzy machnął ręką Glizda.

— Nie tobie kretynie, tylko... — zaczął Janek

— Tylko Kamie. Dzięki Rudy, dzięki — strzelił mu kuksańca w bok.

—Zmieniam zdanie, oni są gorsi niż dzieci — Tadeusz teatralnie przekręcił oczami — Kama, masz moje słowo. Pasujecie do siebie i bardzo cieszę się z waszej decyzji — spojrzał na mnie z radością.

— Dzięki, bardzo ważne jest dla mnie twoje zdanie — odwzajemniłam uśmiech.

Kilka kroków dalej stali Dawidowski z Bytnarem, coś szeptali.

— Ty to głupi jesteś. Od pierwszego zobaczenia Kamy, pokochałeś ją. A dopiero teraz odważyłeś się na ten krok.

— Jest dla mnie całym światem i wszechświatem. Kocham ją za to spóźnialstwo i za ten szczery uśmiech. Bałem się, że tego nie odwzajemni — powiedział smutnym głosem Maciek.

—Stało się inaczej i dobrze. Jesteście parą ,,idealną" — Janek w powietrzu nakreślił cudzysłów.

—Nie chcę być idealną, chcę być wyjątkową, jedyną w swoim rodzaju — skoczyłam na plecy Gliździe.

— Z waszą dwójką, wszystko jest możliwe — stwierdzili Janek z Tadeuszem.

Te słowa zostały na zawsze utkwione w balustradzie mostu. Za świadków mam księżyc, wodę, wieżyczki kościoła i otaczające nas budynki. Bo chociaż my kiedyś stąd odejdziemy to trzy rzeczy zostaną.

Warszawa, choć pewnie się zmieni, ale na pewno w niektórych miejscach będzie taką którą tak bardzo w sobie ukochałam.

Wisła, niezmiennie płynąca przez nasz kraj i jego stolicę, i na końcu ludzie, którzy będą o nas pamiętać i przypominać światu.

***

To dzisiaj będzie moja pierwsza akcja! Na dzisiaj Państwo Podziemne dało mi zadanie. Oznacza to, że okazał mi szansę którą muszę wykorzystać. Dał mi zadanie sprawdzające mój charakter. Nie mogę uciec, płakać ze strachu czy tym bardziej dać się złapać. Muszę pamiętać, po co to robię. Po co i dlaczego. Robię to dla pamięci, dla honoru naszej ojczyzny. Robię to by przypomnieć polakom jak i tym gestapowcom, że Polska jest i będzie.

Zadanie jest dość trudne. Zdjąć flagę ze swastyką z Urzędu Pracy przy ul. Kredytowej. Niemcy powiesili ją kilka dni temu. Szydzili wtedy z polaków na to patrzących. Ja, Kaśka, Maciek, Tadeusz i Janek w nocy idziemy na dach i zastąpimy flagę niemiecką biało - czerwoną tkaniną.

Tadeusz i Kaśka stoją na czatach. Ja, Janek i Maciek wchodzimy na dach. Moje zadanie to ubezpieczanie, będę miała ze sobą pistolet. Biorę go do rąk, następnie chowam głęboko do kieszeni płaszcza. Do drugiej chowam orzełka, pamiątkę z wojskowego szpitala. Mówię mamie, że idę na spacer.

— Uważaj na siebie — mówi monotonnym głosem.

Jej oczy nawet na mnie nie patrzą. Jestem sama, mama jest tutaj obecna tylko ciałem. Mam nadzieję, że jej to przejdzie.

Kieruję się do Placu Napoleona. Tam o godzinie dwudziestej trzeciej mamy wszyscy być. Ulice są puste, nie ma na nich ani żadnej żywej duszy. Przemykam cicho omijając gruzy niektórych kamienic. Serce się kraje gdy pomyślę co tu się działo jeszcze miesiąc temu. Płacze, porozbijane rodziny i ogarniający całe miasto głód. Wydaje się, że to było tak dawno. Wiem jednak, że dlatego teraz idę na akcję. To te wydarzenia ukształtowały mój charakter niczym rzeka kształci krajobraz. Dochodzę do placu i już widzę chłopców i Kaśkę, czujnie patrzących w cztery strony świata.

— Rozpoczynam akcję — oznajmił Tadeusz.

Każdy pobiegł w swoją stronę. Wyciągnęłam z kieszeni pistolet. I za nim się obejrzałam już wspinałam się po sznurku na dach budynku. Za mną był Maciek, a na końcu Janek. Gdyby ktoś przechodził, Tadeusz będzie gwizdał, jak będzie to Niemiec gwiżdże Kaśka.

Maciek już podbiega do masztu i siłuje się ze zdjęciem flagi. To zadanie udaje mu się i już w rękach trzyma zdjęty materiał. Teraz zadanie wykonuje Janek. W mgnieniu oka widzę trzepoczącą biało - czerwoną flagę, uśmiecham się.

Biegiem wracam do sznura i z niego zjeżdżam. I wtedy dzieje się coś okropnego. Wielka fala bólu w okolicy mojego uda. Czuję, że powoli słabnę, to kula. Niemiec we mnie trafił. Gdy wszyscy zorientowali się co się stało od razu zastrzelili sprawcę bólu. Ostatkiem sił zjechałam i upadłam na zimny chodnik. Ból był okropny, płakałam. Dotknęłam trzęsącymi palcami rany. Zobaczyłam swoją krew na moich palcach i poczułam, że zaraz będę wymiotować. Rana była dość duża i piekła niczym spalone ciało.

Podbiegł do mnie Janek, zaczął opatrywać i bandażować udo. Trochę ulżyło, ale bardzo chciało mi się spać i było mi bardzo zimno.

— Kama, kochanie słyszysz mnie? O nic się nie bój. Teraz spróbuj zasnąć i śnij o nas żyjących w wolnej Polsce. Spisałaś się na złoty medal. My się wszystkim zajmiemy, odpoczywaj —szeptał cichym i kojącym głosem Maciek.

Zasnęłam.





Kolejny rozdział się utworzył! Chcę podziękować każdemu z was za czytanie chociaż kawałka tego opowiadania <3 450 osób to dla mnie po prostu tłum!

Miałam trochę natchnienia po moim dwudniowym wypadzie do kochanej Warszawy! Mam nadzieję, że przyjmiecie ten rozdział z taką radością z jaką ja go pisałam :)

Ten tydzień to odwiedzenie al. Szucha. Tak wejdę i zobaczę te sale gdzie tych biedaków tak okropnie katowali. Wiem, że będę tą wizytę bardzo długo pamiętać. Muszę tam pojechać, tak mówi moje serca <3

Zapraszam do moich krótkich wierszyków (tak, tak próbuję pisać).

Trzymajcie się tam gorąco!


(Rozdział poprawiony, również sporadycznie z myślnikami) 

Zanim Poszliśmy na ŚmierćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz