40. Krucha jak szkło

Start from the beginning
                                    

        Jednak ona wcale nie zgadzała się z ich zdaniem. Nic nie równało się z bólem w klatce piersiowej i dlatego wcale nie było w porządku. Ból psychiczny czasami jest bowiem gorszy od tego fizycznego. Dlatego w żadnym stopniu nie było w porządku...

        Jak miała przejść do codzienności? Z tym całym bagażem zostawionym przez Jonatana i ze stratą Cole'a? Jak miała dalej sobie poradzić i na nowo zacząć żyć?

        W tym momencie żałowała, że jeszcze żyje... Śmierć byłaby o wiele łatwiejsza. Nie bolałaby tak bardzo.

        Nie była pewna, jak długo leżała w ten sposób, wegetując i wpatrując się w przestrzeń pustym wzrokiem. Dopiero, gdy usłyszała cichy szczęk drzwi, ocknęła się z otępienia.

        – Mówiłam, że chcę zostać sama – wychrypiała, ledwo powstrzymując się od płaczu. – Nie chcę żadnych psychologów.

        – Och... kochanie, tak bardzo nam przykro – usłyszała znajomy głos ojca.

        A ona była zupełnie zdezorientowana. Chciała po prostu się odwrócić i mocno przytulić rodziców, ale nie potrafiła. Coś w środku ją blokowało, zupełnie jakby nie miała w sobie już jakichkolwiek uczuć...

        Dlatego zamiast mocno ich przytulić, po prostu się rozpłakała, zaciskając dłoń na poduszce. Jakoś nie potrafiła być już dłużej silna. Ta cała sytuacja zdecydowanie ją przerosła.

        – Phoebe, skarbie. Proszę, nie płacz – usłyszała głos matki, która pojawiła się tuż przed nią.

        Kobieta wyglądała na kompletnie rozbitą, a jej oczy były całe czerwone od płaczu. Wyglądała, jakby nie spała od kilku dni, co oczywiście było prawdą.

        A potem zrobiła coś, co zupełnie przeraziło dziewczynę. Przytuliła ją. A przynajmniej próbowała to zrobić, bo Phoebe natychmiast wyrwała się z jej uścisku. Odskoczyła do tyłu, prawie spadając z łóżka i o mały włos nie wyrywając sobie z ręki kroplówki.

        Z gardła wyrwał się jej głośny pisk i ponownie się rozpłakała niczym mała dziewczynka. Zakryła dłonią usta, uciszając swój napad płaczu. W tym momencie była taka słaba. Krucha jak szkło...

        – Przepraszam – wyszeptała. Skuliła się podciągając nogi pod brodę i owinęła ramiona wokół kolan. – Przepraszam – zaczęła się kołysać w przód i w tył, przerażona własną reakcją.

        – Phoebe... my, my nie zrobimy ci krzywdy. Nie musisz przepraszać, córeczko – usłyszała przepełniony smutkiem głos ojca. Brzmiał, jakby zaraz miał się rozpłakać.

        I to wszystko z mojej winy – pomyślała.

        – Przepraszam... ja... ja nie chciałam – szepnęła bezsilnie, a potem uderzyła w nią straszna myśl. – Ja... ja nigdy go nie zachęcałam. Przysięgam – nerwowo potrząsnęła głową, czując dławiące uczucie w gardle. – Nigdy tego nie chciałam, mówiłam, że nie chcę – zapewniła gorliwie.

        Nie wiedziała, z jakiego powodu nagle naszły ją wątpliwości, czy na pewno w to wierzą. Bała się, że myślą, że jakoś go do tego zachęciła. A tego by nie zniosła...

        Nie myśleli tak, prawda?

        – Boże... Phoebe, nawet tak nie myśl – wyszeptała kobieta.

        A potem delikatnie położyła swoją rękę na plecach dziewczyny. Nie śpieszyła się. Zupełnie jakby ją oswajała, jakby oswajała jakieś zranione zwierzę. A potem, gdy nie otrzymała żadnego sprzeciwu, przyciągnęła całe jej ciało do silnego, matczynego uścisku.

Pułapka wspomnieńWhere stories live. Discover now