ROZDZIAŁ 4

1.9K 53 0
                                    

Kat wróciła do siebie, by doprowadzić się do stanu jako tako normalnego, a ja napuściłam wodę do wanny i zanurzyłam całe ciało łącznie z głową, by poczuć sie lepiej. Gdzieś z oddali słyszałam natarczywy dzwięk telefonu, więc z niechęcią owinęłam się ręcznikiem i ruszyłam w poszukiwaniu natrętnej zguby. W tym czasie telefon znów się rozdzwonił. Łatwo go znalazłam, ale po spojrzeniu na wyświetlacz nie wiedziałam co myśleć, NIEZNANY...

- Słucham - zaczęłam niepewnie, czekając na głos po drugiej stronie i od razu pożałowałam tego, że odebrałam.

- Jess, proszę nie rozłączaj się - usłyszałam błagalny głos Jack'a.

- Nie życzę sobie abyś do mnie dzwonił, wracaj do tej swojej suki Lily. Żegnaj Jack - rzekłam kończąc rozmowę, niestety po minucie przyszedł es.

Nadawca: Jack

Wiadomość: Nie możesz tak tego przekreślić, dzisiaj

miałaś zostać moją żoną. Z Lily to była

pomyłka i powinnaś to zrozumieć, nigdzie

nie znajdziesz lepszego faceta i żaden nie

pokocha cię tak jak ja, więc wracaj.

Wybaczam ci.

Aż się zaśmiałam i jednocześnie wkurwiłam.

- A co ja jestem matka Teresa, że mam mu wszystko wybaczać. Zachowuje się jakbym była jego własnością- krzyczałam na telefon jakby był Bogu ducha winny. Wcisnęłam ''odpowiedz'' z nadzieją zakończenia tego cyrku raz na zawsze.

Odbiorca: Jack

Wiadomość: Nie zostanę twoją żoną dzisiaj ani nigdy.

Teraz możesz pieprzyć każdą laskę w mieście

bez obaw. Masz rację, żaden facet nie pokocha

mnie tak jak ty, bo ty nigdy nic do mnie nie czułeś.

Nie wrócę ani do ciebie ani do miasta, dla twojej

wiadomości NIE JESTEM TWOJĄ WŁASNOŚCIĄ

SKURWIELU. A twoje wybaczenie nie jest mi do

niczego potrzebne. WAL SIĘ!!!!

Dumna z siebie nacisnąłam przycisk ''wyślij''. Oj teraz to dopiero telefon sie rozdzwonił, ale postanowiłam go ignorować, wyciszając dzwięk. Wiedziałam, że nadepnęłam mu na odcisk, doprowadzając do furii.

- Muszę zmienić numer i to dziś, bo inaczej ten skurwiel nie da mi żyć - powiedziałam sama do siebie, kierując się w stronę łazienki by kontynuować kąpiel.

Zaparzyłam świeżej kawy, łososia włożyłam do piekarnika, a sama wygodnie usiadłam na krześle w poszukiwaniu pracy. Znalazłam kilka ofert godnych uwagi lecz z dzwonieniem muszę poczekać aż zmienię numer. Odłożyłam laptopa i zabrałam się za obiad.

Dochodziła 13 a na moim telefonie było 47 nieodebranych połączeń. Ubrałam sweter i ruszyłam do sklepu. Kupiłam czekoladę, mirindę i nowy starter, uśmiechem podziękowałam ekspedientce wychodząc na zewnatrz. Nie śpieszyło mi się z powrotem do pustego mieszkania, dlatego poszłam do parku w którym byłam pierwszego dnia. Usiadłam na tej samej ławce i wyciągnęłam karte z telefonu po czym szczęśliwa ją zniszczyłam zamykając ten rozdział swojego życia raz na zawsze. Ten moment musiałam uczcić tabliczką czekolady, w tej chwili cieszyłam się, że zawsze byłam szczupła i taka porcja kalorii nigdy na mnie nie działała. W końcu postanowiłam wracać, a po drodze pisałam rodzicom i bratu esy, że tamten numer jest już nieaktualny i żeby nie dawali go Jack'owi. Oczywiście brata zaprosiłam do siebie jak będzie miał urlop, bo bardzo za nim tęsknie. Kochany Sean. Jako jedyny otwarcie był przeciwny mojemu związkowi z Jack'iem, szkoda, że go wtedy nie posłuchałam. Czasu już nie cofnę.

Wchodziłam na swoje piętro, zagłębiając się w wiadomościach Sean'a, gdy ktoś we mnie uderzył w ramię z takim impetem, że mirinda wypadła mi z ręki robiąc pokaźną plame na klatce. Podniosłam wzrok na swojego oprawce, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak... Tak, tak Ryan, ten idiota.

- Nie widzisz jak chodzisz kretynie - wrzasnęłam, chcąc go uderzyć, lecz on złapał mnie za rękę i już myślałam, że chce mi ją złamać, a on przybliżył ją do swoich ust i lekko jak motyl musnął ledwo wyczuwalnie, to było dziwne. Po czym opuścił ją i powiedział tylko jedno słowo.

- Przepraszam - i odszedł, a ja stałam jak zamurowana , zastanawiając się co się takiego stało, że jego zachowanie w stosunku do mnie zmieniło się o 180°. Nawet był przystojny, gdy nie miał tej złości na twarzy, a jego oczy... Och były jak otchłań wciągająca człowieka bez reszty...

- Ty kretynko - skarciłam się w duchu, przypominając sobie poprzednie spotkania z tym... Ryan'em. Weszłam do Kat dać jej swój nowy numer i z powrotem pognałam do góry.

* Ryan's POV *

Wpadłem dziś do Kat, by dowiedzieć sie czegoś więcej o tej kurwie, tak swoją drogą ma figurę jak marzenie. Może da mi jej numer lub adres..

- Ryan odpuść ją sobie, niedawno została bardzo zraniona, uciekła z rodzinnego miasta i nie ma tu nikogo. Nie chcę żebyś ty ją jeszcze dobił, a swoją drogą podobno ją wczoraj wyzywałeś od najgorszych, czy to prawda? - patrzyła na mnie z niedowierzaniem w oczach.

- Byłem wczoraj najebany, a na dodatek panna z którą wczoraj byłem dała mi kosza i jakby to powiedzieć, wyżyłem się na niej - westchnąłem.

- Ooo panna odmówiła Boskiemu Ryan'owi ??? - zaśmiała się - to musiało być naprawdę bolesne dla ciebie - rzekła z udawaną powagą. Aż sam się zaśmiałem. Po czym spoważniałem patrząc na wyświetlacz wibrującej komórki, to był Colin, menager mojego klubu. Telefon od Colin'a oznaczał tylko jedno - kłopoty. Gdy już zakończyłem rozmowę to ucałowałem Kat i wybiegłem na klatke , by jak najszybciej znaleźć sie w swojej terenowej toyocie.

W połowie drogi wpadłem na ta laskę, przez którą się tutaj znalazłem, o mało mnie wzrokiem nie zabiła, coś tam wrzeszczała i chciała mnie uderzyć, ale udało mi się chwycić jej dłoń i zrobiłem coś co do mnie nie pasowało, musnąłem ją i nawet przeprosiłem. Poleciałem dalej w dół zostawiając bezimienną w osłupieniu. Dopiero przy aucie kapłem się, że rozwaliłem jej napój. Po 5 minutach stałem przed jej drzwiamie, postanowiłem zapukać a picie zostawić pod drzwiami. Z ukrycia patrzyłem jak się uśmiecha podnosząc butelkę z wycieraczki.

- Ale ze mnie kretyn. Ryan'ie West ty zawsze dostajesz to czego chcesz, więc skończ bawić się w te głupie podchody - przekląłem w myślach odpalając silnik.

I'm sorryWhere stories live. Discover now