Spojrzałam w dół, a moje najgorsze przypuszczenia się potwierdziły. Zapomniałam się przebrać i po zdjęciu sukienki po prostu zaczęłam paradować po pokoju w ciemnogranatowej koronkowej bieliźnie.

Dobra, laska, nie daj mu tej satysfakcji. Zero rumieńców, zero jąkania. Głowa do góry, bądź dalej sobą, jak gdyby nigdy nic.

- Tak, wiem. A teraz, skoro już zrobiłeś to co miałeś zrobić, mógłbyś wreszcie wynieść się z tego domu.

- A po co? - Uśmiechnął się szeroko. - Noc jest całkiem chłodna, pewnie zmarzniesz w tym stroju. Mógłbym zostać i ogrzać cię własnym ciałem.

Eee... słucham?

Poczułam w piersi dziwne ukłucie. Jakbym się... zawiodła? Tak, raczej tak. On naprawdę był taki sam jak każdy inny chłopak. Kompletnie niczym się nie wyróżniał.

Ale jego twarz, kiedy spojrzałam na niego po raz pierwszy... Wyglądał jak człowiek po wielu przejściach, który nosi na swoich plecach ogromne brzemię, a mimo to stara się funkcjonować normalnie. Być może właśnie dlatego nie pogoniłam go od razu, pozwoliłam, by szedł za mną, wpuściłam go do swojego domu. Bo zdawał się być wartościowym człowiekiem.

Ha. Gówno prawda.

Boże, coś jest ze mną nie tak. O czym ja myślę? Tak naprawdę wpuściłam go do domu tylko dlatego, że się - delikatnie mówiąc - najebałam. A teraz trzeba go wywalić, nim będzie za późno.

- Wynoś się, naćpany zboczeńcu, bo inaczej źle skończysz - warknęłam. Obróciłam się na pięcie i wyszłam z łazienki. A raczej miałam taki zamiar.

Zrobiłam dwa kroki i potknęłam się o własną stopę. Poleciałam do przodu. Wyciągnęłam rękę, żeby złapać się czegokolwiek i chociaż trochę zamortyzować upadek, ale pierwszą rzeczą, którą dosięgnęłam, był kwiatek stojący na szafce. Nosz kur...

Drugi raz tej nocy poczułam ciepłą dłoń na swojej talii, która w ostatniej chwili uratowała mnie od bolesnego upadku i kilku siniaków na tyłku. Niestety roślinka nie miała tyle szczęścia co ja i zbiła się, rozsypując ziemię po białej posadzce.

Chris westchnął.

- Mogłem ratować kwiatka, byłoby mniej sprzątania. Chociaż nie wiem, bardzo prawdopodobne jest, że ty potłukłabyś swoim ciężarem kafelki. Wyglądałaś na lżejszą. - Stęknął, by podkreślić to, co właśnie powiedział.

Wkurzyłam się i odepchnęłam jego rękę. Odsunęłam się kilka kroków i odruchowo objęłam nagi brzuch ramionami. Musiałam wyglądać żałośnie, ale w tamtej chwili miałam to w dupie.

- Łapy przy sobie, zboczeńcu! - Spiorunowałam go wzrokiem. Chłopak uniósł ręce w geście poddania. W jednej wciąż trzymał mokrą, zmiętą koszulkę, z której woda kapała na podłogę.

- Okej, przepraszam. To był odruch. - Na potwierdzenie swoich słów zrobił krok do tyłu, cofając się wgłąb łazienki. Zupełnie jakby specjalnie chciał odwlec w czasie moment, w którym opuści ten dom raz na zawsze. Zirytowało mnie to.

- Niezły masz refleks, ale ja mam równie dobry, więc jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz... Skończysz marnie. - Zmrużyłam groźnie oczy. Tak naprawdę co najwyżej mogłabym podrapać tego suchoklatesa swoimi długimi paznokciami, bo nie znałam nawet najprostszych chwytów, a byłam za słaba żeby chociaż porządnie go kopnąć, ale on nie musiał tego wiedzieć.

Nawet jeżeli moje słowa go rozbawiły, nie okazał tego. Znowu przypominał tego chłopaka z klubu. Trochę przeraziła mnie ta nagła zmiana, ale również zachowałam kamienną twarz.

Bez GranicWhere stories live. Discover now