Rozdział 2

1.3K 113 11
                                    


*tik tak*

*oddech*

Opierając głowę na prawej ręce wpatrywałem się w zaskakująco mocne dzisiaj promienie słońca. Czułem kojące ciepło na twarzy. Jakby krople gorącego deszczu spadały mi na zamknięte powieki dając ukojenie. Wsłuchując się w cykanie zegara patrzyłem na świat z pogardą. Macie czasem takie chwile, które wybraliście, tak jakbyście porzucili własne uczucia, bo dzięki nim pozwoliliście się zranić tak mocno, że nie myślicie cierpieć ani sekundy dłużej?

-Psst.

Ja mam. I to jest właśnie taka chwila dla mnie. Moment, w którym pragniemy zranić innych, byle zrazić ich do siebie i w naszym własnym samo wstręcie znaleźć spoczynek.

-Pssssssst.

Odrzucić wszystkich i wszystko co może wywołać w nas najmniejsze poruszenie. To takie jakby.... mentalne samobójstwo.

-Kamil!!!

Głos mojego czekoladowo-włosego przyjaciela wyrwał mnie z otchłani moich własnych myśli.

+Tak? - zapytałem zaciekawiony i zdezorientowany.

-Jesteś zajęty po szkole?

+Chyba nie.. Coś potrzebujesz?

-Mam wolną chatę. Moglibyśmy obejrzeć jakiś film.. czy coś.

+Hmmmy... Dobra.

-Jej!!!

Czasem mam po prostu wrażenie jakby Był dzieckiem. To słodkie i pociągające. Niewinny chłopak, który jest obok takiego dwulicowego potwora jak ja. Wręcz groteskowa sytuacja. Niczym.. z baśni.

Może zabrzmi to samolubnie, ale przy Nim czuję się normalny. Jakby blizny na moim ciele nigdy nie powstały. Jakby smutek i przelane łzy nigdy nie miały miejsca.

***

Długa przerwa. Siedzimy z Mattem na ławce na dachu.

Dzisiaj jest wyjątkowo ciepło. Śnieg na moich oczach zamienia się w strumienie wody, znikającej ciurkiem gdzieś w zakamarkach świata. Z paczki czerwonych Marlboro wyciągam jednego papierosa z twardym filtrem. Odpalam. Matt obok mnie wcina swój lunch. Zajada się kanapkami i owocami i chyba był bardzo głodny, bo nawet nie zobaczył, że wpatruję się w niego przeszywającym wzrokiem.

+Chyba byłeś bardzo głodny - powiedziałem lekko się uśmiechając i wypuszczając dym z ust.

-Bardzo - powiedział i uśmiechnął się szeroko - ..mogę?

+Normalnie, czy trzeba dla szanownego panicza całuskiem zaaplikować?

-yyy..

+Żartuje - powiedziałem śmiejąc się - zrobiłeś bezcenną minę. Aż tak Cię zrażam? - zapytałem ciągle się śmiejąc.

-Wręcz przeciwnie... - Matt powiedział coś bardzo cicho, że nawet nie usłyszałem.

+Co?

-Nic nie mówiłem.

+Dobra. Jaki czas? - zdziwiłem się, ale odpuściłem.

-8 minut zostało.

Do końca przerwy Matt był jakiś dziwny. Czyżby mój niewinny żart, aż tak go obrzydził? Trochę się tym martwię. Mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. A jeżeli nie, to sprawię żeby było. Jak nie poradzę sobię z czymś tak prostym to jak mogę sobie poradzić ze wszystkim innym? A poza tym.. Jeżeli straciłbym go, nie mógłbym spojrzeć sobie w oczy.

Szklana PsychikaWhere stories live. Discover now