Rozdział 1

144 27 26
                                    

Tego dnia na ulicach Garun panował taki sam gwar co zwykle. Ludzie chętnie oglądali i podziwiali wszystkich występujących artystów. Jednakże jeden szczególnie przyciągnął ich uwagę - był to wysoki mężczyzna odziany w dziurawe, czarne buty, lekko podarte spodnie i starą, odświętną marynarkę po ojcu. Spod ciemnego, wysokiego kapelusza opadały mu na ramiona czarne niczym heban, kręcone włosy. Na podbródku malował się delikatny, kruczy zarost, znad którego błyszczały niebieskie i głębokie jak czysty ocean oczy. Młodzieniec  nazywał się Edmund, a pokaz jego był niezwykły oraz odmienny od innych, tak jak on sam. Nie śpiewał, tańczył czy też grał, a potrafił tworzyć rzeczy naprawdę wyjątkowe. Mężczyzna  bowiem posiadał nadprzyrodzoną moc kontroli wody i wszystkiego, co było z niej stworzone.

Pochodził  z wyjątkowo biednej dzielnicy, w której ludzie cierpieli naprawdę duży niedostatek.  Sam nigdy nie miał pieniędzy ani na ubrania, ani nawet jedzenie. Żył tylko dzięki dobrym ludziom, którzy, litując się nad nim, ofiarowywali czasami kawałek chleba czy też stare, niepotrzebne już łachy. Na domiar złego Edmund był sierotą. Jego rodzice zaginęli, gdy miał zaledwie rok. Pozostała mu po nich tylko stara marynarka ojca oraz jego naszyjnik z tajemniczym, kryształowym wisiorkiem w kształcie kropli wody. Kiedy więc uzyskał pewnego dnia swoje zdolności, choć nawet nie do końca wiedział skąd, to i tak postanowił je wykorzystać do zdobycia pieniędzy. 

Na początku jednak miał trudności, bowiem w krainie tej ludzie już nie pamiętali magii. Dawniej istniały różne stwory, potwory i demony. Jednakże któregoś  dnia wszystkie złe i zaklęte zmory zniknęły, zapadając się jakby pod ziemię. Po wielu latach historie o nich z faktów zmieniły się w legendy. Edmund, chcąc się więc pokazać, musiał wmówić wszystkim, że ich oszukuje. Zawsze powtarzał ''Jestem tylko sztukmistrzem, a nie czarodziejem''. 

Logika w tym wszystkim była pokrętna. Wszyscy chcieli zobaczyć prawdziwe czary, wierząc, że nie są realne. W przeciwnym razie baliby się tego, czego nie rozumieją. Sedno w tym takie, iż ludzie, gdy wiedzą, że są okłamywani, czują się pewnie i wtedy najłatwiej ich zwieść. Z racji tego plan Edmunda doskonale się udał. Nikt niczego nie podejrzewał.

Pokaz trwał już w najlepsze, a publika była zachwycona jego zdolnościami. Najpierw uniósł kilka kropelek wody z wazy znajdującej się przed nim. Następnie, przemieniając je w drobny śnieg, tworzył z nich urocze puchowe motylki, które unosiły się ponad tłumem, rozbawiając przy tym dzieci. Później, jednak zamienił je w pączki róż, które po chwili w pełni rozkwitły, gubiąc przy okazji płatki, powoli opadające na ziemię i cieszące wszystkie urocze panie. 

Chcąc się popisać, uniósł nad głowę potężną bańkę pełną wody. Jednakże nagle pękła, a cała jej zawartość wylała się na niego. Edmund zaskoczony tą sytuacją nie rozumiał, czemu zajście wywołało w tłumie taką panikę, lecz gdy się odwrócił, wszystko stało się jasne. Na ścianie za nim wisiał przyszpilony długą, czarną strzałą jego kapelusz. Z tego wszystkiego nawet nie zauważył, że nie ma go na głowie. 

Z rozmyślań wyrwały go kolejne lecące w jego stronę strzały. Celowało do niego trzech zamaskowanych mężczyzn w czarnych pelerynach. Edmund nie wiedział, kim oni byli, zrozumiał tylko to, że on był ich celem. 

Ujrzał przed sobą starą furmankę z parą młodych i silnych koni. Pomyślał, że to będzie dobry środek ucieczki. Szybko pobiegł w tamtym kierunku, unikając przy tym wciąż celowanych w niego grotów. Wskoczył na pomnik Ariwle, a następnie odbił się od zadaszenia jednego ze straganów. Dzięki czemu wylądował prosto na powozie stojącym tuż przy brzegu zbocza. Z powodu tego położenia wraz z jego skokiem wóz od razu zaczął  toczyć się w dół.

Wtedy Edmund zauważył, że konie nie były przyczepione do furmanki, tylko do słupa tuż przy niej. Przez co ruszył w dół z całym impetem i bez żadnej kontroli. Przerażony tym całym zajściem cieszył się chociaż z tego, że jego prędkość była na tyle duża, iż napastnicy nie będą  w stanie go dogonić.

Tajemnica zielonych oczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz